Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Dużo miał pan ofert w listopadzie?
Max Dilger, zawodnik Polonii Piła: Rozmawialiśmy z kilkoma klubami i mieliśmy różne opcje.
Dlaczego więc wybrał pan ofertę Polonii Piła?
Zdecydowałem się na ofertę klubu z Piły, ponieważ nie mam nic do stracenia. Mam wspaniałe wspomnienia z przeszłości, miałem tam dobry sezon, no i lubię też pilski tor.
I nie miał pan żadnych obaw? Tak naprawdę wszystko w Pile rozstrzygnęło się dopiero na cztery dni przed zakończeniem okienka transferowego...
Oczywiście, są tam nowi ludzie, ale nigdy nie jesteś w 100 proc. pewien, co się wydarzy. Taka sama sytuacja może cię spotkać w klubie, który istnieje już od dawna. Przynajmniej na razie jestem zachwycony tym, jak dobrze i profesjonalnie, to wszystko działa.
Mówił pan o dobrych wspomnieniach z pilskim klubem. Coś szczególnie utkwiło w pamięci?
Och, mam mnóstwo wspomnień! Świetnie się bawiłem w tym klubie, a szczególnie jazda z braćmi Piotrem i Przemysławem Pawlickimi oraz z Jason Doyle'em była wyborna. Od tego czasu, z Jasonem nadal jesteśmy dobrymi kumplami. Poza tym klub oraz kibice zawsze sprawiali, że czułem się tam mile widziany.
Dobrze, że wspomniał pan o kibicach, bo oni również bardzo ciepło wspominają pana starty w pilskich barwach. To też miało jakiś aspekt decydujący?
Tak. Dzięki wsparciu kibiców miałem tam naprawdę dużą radość z jazdy i chciałem wrócić do Piły.
Z jakimi nadziejami wiązał się pan z klubem?
Mam nadzieję, że klub będzie pisał karty wspaniałej historii, a jeśli to się będzie rozwijać tak, jak do tej pory było czynione, to nie widzę nic innego, jak szybkie sięganie po sukcesy.
A sportowo jak pan widzi szanse Polonii w tym sezonie?
Druga liga ma bardzo mocną obsadę i skład. Moim zdaniem, to będzie najsilniejsza liga, jaka kiedykolwiek była. Jednak mamy naprawdę dobrych zawodników, którzy mogą osiągnąć wiele.
A kiedy patrzy pan na składy innych drużyn, to kto wydaje się faworytem?
Trudno powiedzieć. W żużlu wiele może się wydarzyć, ale jestem pewien, że poziom drugiej ligi nigdy nie był ta dobry, jak w tym.
Jednak nim nadejdzie mecz, to czeka was walka o miejsce w składzie.
Po tylu latach w polskiej lidze przyzwyczaiłem się już do tego. To normalne, że skład jest większy, niż można założyć. Ja będę robił co w mojej mocy, aby być przygotowanym jak najlepiej, a jeśli będę jeździł na tyle, na ile mnie stać i jestem przygotowany, to wiem, że będę miał szansę na udowodnienie, na co mnie stać.
A taka rywalizacja może demotywować?
Oczywiście, że nie jest to dobre i trudne mentalnie, ale jest to sytuacja, z którą w polskiej lidze żyć musisz.
Pan, Tomas H. Jonasson i Lukas Fienhage ścigacie się też na Longtracku. Kibice mają pewne obawy, że jak dojdzie do kolizji zawodów na długim torze, to Ryszard Dołomisiewicz może zostać bez połowy składu.
Przejrzeliśmy już wszelkie terminy i sądzę, że nie będzie to dla nas żaden problem. Wszystko powinno się udać.
Jakie cele pan sobie stawia na ten sezon?
Żużel zawsze będzie moim priorytetem, więc to tutaj chciałbym odjechać tyle spotkań, na ile się da i zdobyć jak najwięcej punktów. Oczywiście na długim torze celem numer jeden jest walka o tytuł mistrza. Rok po roku robiliśmy postępy, ścigając się na długich torach już czwarty sezon. Zdobyłem pierwszy medal mistrzostw Niemiec i jestem pewien, że więcej dopiero nadejdzie.
Myśli pan, że uda się rozegrać pełen cykl czy bardziej obstawia pan, że kalendarz zostanie okrojony z powodu COVID-19?
Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do normalności. Jednak, co było w ostatnich dwóch latach, to doskonale wiemy. Niczego nie można przewidzieć, więc szykujemy się tak, jakby miał być pełen sezon.
Podpisał pan również kontrakt z Masarną Avesta. Jest jakaś gwarancja startów?
Chciałbym jeździć w Szwecji. To mój pierwszy kontrakt i mam nadzieję, że dostanę kilka występów.
Chciałbym jeszcze porozmawiać o tym, co było w ubiegłym sezonie w Wolfe Wittstock. Nie był to najlepszy sezon w pana karierze.
Wszystko było źle. Jeszcze do tego przypałętała się kontuzja. A na przykład w Kolejarzu Rawicz pokazałem, na co mnie stać i do czego jestem zdolny, a także poprawiłem swoją średnią.
Jak układała się panu współpraca z Frankiem Mauerem?
Nie mogę powiedzieć na niego nic złego, a znam Franka już ponad dziesięć lat. Fajnie było reprezentować niemiecki klub w polskiej lidze.
A była jakakolwiek opcja, by został pan w Wolfe?
Oczywiście, że rozmawialiśmy na ten temat i byłbym na pewno szczęśliwy, gdybym tam ponownie jeździł, ale po powrocie Polonii Piła, była to dla mnie świetna okazja, by wrócić do starego klubu.
Brak licencji dla Wolfe to dla pana niespodzianka? Ben Ernst w rozmowie z WP SportoweFakty powiedział, że nie jest zaskoczony.
To wstyd dla klubu i wszystkich zaangażowanych osób. Dużo robią dla żużla w Niemczech i byli pierwszym niemieckim klubem, który wystartował w polskiej lidze. Nie wiem, dlaczego to się nie udało, ale życzę klubowi, aby dostał drugą szansę.
Czytaj także:
Milik przestrzega żużlowców z PGE Ekstraligi
Miłość do żużla jest trudna. Zwłaszcza, gdy jesteś włoskim samoukiem w latach osiemdziesiątych
ZOBACZ WIDEO Żużel. Wadim Tarasienko wyjaśnił, dlaczego ZOOleszcz GKM postawił na niego