[b]
Szymon Michalski, WP SportoweFakty: Który klub jest bliższy pana sercu? Ten z Gorzowa czy Opola?[/b]
Adam Czechowicz, wychowanek Stali Gorzów i były zawodnik klubów z Opola w latach 1999-2012: Ciężko powiedzieć. Wiadomo, że wychowałem się w Gorzowie, gdzie uczyłem się jeździć i gdzie stawiałem pierwsze kroki, ale tak naprawdę to był krótki epizod. Całą taką zawodniczą przygodę spędziłem w Opolu. Tam na pewno zostawiłem dużo więcej serca na torze. Mam bardzo duży sentyment do Opola, ale w Gorzowie też mam cały czas bardzo dobry kontakt.
Można powiedzieć, że Opole to dla pana drugi dom?
Zgadza się. Ja w Opolu mieszkałem przez praktycznie 15 lat. Poznałem środowisko, miasto, byłem bardzo zżyty z Opolem i bardzo miło to wspominam.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora wskazał, co trzeba zmienić w częstochowskim torze
Co takiego było w klubie z Opola, że aż przez czternaście sezonów reprezentował pan ten zespół?
Były gorsze i lepsze momenty w działalności tego klubu, ale zawsze wierzyłem w to, że będziemy w stanie zbudować solidną pierwszą ligę w Opolu i do tego cały czas dążyłem. A z każdym rokiem po prostu było trudniej odejść, bo znało się więcej ludzi, sponsorów, bo całą otoczkę już bardzo dobrze znałem. Zawsze walczyliśmy o najwyższe cele, ale jak to w życiu jest, nie zawsze wychodziło.
Nie miał pan ofert z innych klubów?
Były propozycje przeróżne. Zmian jednak nie było, ale były takie momenty, że byłem bardzo blisko innych klubów. Nie zawsze chodzi jednak o pieniądze. Bardziej z sentymentu zostawałem w Opolu. Może to nie było dobre dla mojej kariery i mojego rozwoju, ale tak się potoczyło i nie żałuje tego.
Dlaczego w barwach macierzystej drużyny z Gorzowa dostał pan szansę w tylko jednym spotkaniu?
Pojechałem wtedy w trybie awaryjnym, bo nie było już komu jechać. Byłem świeżo po licencji, kilka kontuzji przytrafiło się w Gorzowie i doszło do takiej sytuacji, że musiałem jechać, bo po prostu nie miał kto jechać. Nie byłem jeszcze na takim poziomie sportowym, żeby na najwyższym szczeblu rozgrywek wywalczyć wiele punktów. Później szybko zmieniłem barwy, z tego względu, że szukałem możliwości jazdy, a w Gorzowie był top juniorów, bo Krzysztof Cegielski, Rafał Okoniewski, Tomek Cieślewicz. To byli bardzo dobrzy zawodnicy. Żeby jeździć, szukałem alternatywy. Myślałem, że wypożyczenie to będzie przygoda "jednoroczna", a los przyniósł to, że zostałem w Opolu czternaście sezonów.
Czyli nie wszystko w pana karierze potoczyło się tak, jakby pan sobie życzył...
Każdy ma ambicje, żeby jeździć w najwyższej lidze, ale niestety nie każdemu jest to dane. Znałem swoje miejsce w szeregu. Pojawiło się dużo błędów, które można by poprawić, zmienić. Czasu się jednak nie cofnie, jakiś tam przyzwoity poziom udało się utrzymywać. Może faktycznie przejście do innego klubu "pchnęłoby" bardziej. Z jednej strony fajnie, że próbowałem z Kolejarzem walczyć, ale z drugiej strony, może zabrakło dodatkowego bodźca w postaci zmiany otoczenia.
Gdyby jednak mógł pan cofnąć czas, to zdecydowałby się pan na odejście z Opola?
Niestety często trafiało się, że w Opolu były problemy finansowe. To odbijało się na wynikach zawodników, którzy tam wtedy jeździli. Po prostu brakowało na to, żeby się przygotować tak, jakby się chciało. Sprzęt zawsze był drogi i tu przez tyle lat nic się nie zmienia. Może jakby dodatkowa gotówka wpłynęła przy dobrym kontrakcie, to byłoby łatwiej osiągać jeszcze lepsze wyniki.
W wieku 31 lat zdecydował się pan odwiesić kevlar na kołku. Co było przyczyną zakończenia przez pana kariery?
Chłodna kalkulacja. Finanse, zdrowie, bo wiadomo, że żużel jest kontuzjogenny i upadki później dają się we znaki. Dużo pecha, dużo zatarć silników i innych historii pobocznych spowodowało to, że po prostu przestało się opłacać. Do tego dochodziły "poślizgi" z wypłatami i tak koło się trochę zamykało, aż straciłem sens w dalsze inwestowanie w siebie. Gdzieś to w pewnym momencie uleciało, że nie idzie tak, jakbym ja chciał.
Teraz, z perspektywy czasu, nie żałuje pan tej decyzji?
Gdzieś w głowie szarpałem się sam ze sobą, czy może jednak dalej to "ciągnąć". Najcięższe były dwa pierwsze lata po zakończeniu kariery, chociaż i tak generalnie byłem cały czas blisko żużla. Kusiło, żeby jeszcze wsiąść, przejechać się i próbować dalej, ale czym dalej w las, to po prostu oswoiłem się z tym, że przyszedł taki czas. Inni mają szanse teraz się wykazywać. Po prostu kolej rzeczy. Gdzieś to się "przycięło" i był czas powiedzieć pas.
Po zakończeniu kariery został pan przy żużlu w roli mechanika. Nie pojawiły się gdzieś myśli, że może mógłby pan spróbować się np. jako trener jakiejś drużyny?
Szczerze mówiąc, to nie. Chociaż często pomagając młodym chłopakom na samym początku kariery, niejako się wcielamy w taką rolę trenera. Gdzieś na pierwszych zawodach przekazujemy swoją wiedzę, zwracamy im uwagę na to, co robią źle. Może w przyszłości coś się zmieni. Na razie bardzo podoba mi się to, co robię i sprawia mi to wiele satysfakcji. Może kiedyś, zresztą jestem już po rozmowie z kolegą po fachu, padły propozycje o tym, żeby zrobić papiery instruktora, ale to może w niedalekiej przyszłości. Teraz nie zawracam sobie tym głowy.
Zeszłoroczny finał 2. Ligi Żużlowej śledził pan na żywo, na stadionie w Opolu. Jak często w ostatnich latach pojawiał się pan na obiekcie przy ulicy Wschodniej?
Byłem pierwszy raz od momentu, jak przestałem jeździć w Opolu. Byłem raz z Adrianem Cyferem na Brązowym Kasku, ale to w roli mechanika. Mieszkam na co dzień w Gorzowie. Faktycznie, były to pierwsze zawody, kiedy pojechałem do Opola obejrzeć mecz. Szkoda, że zakończyło się takim wynikiem, a nie innym.
O tym, że OK Bedmet Kolejarz przegrał finał z Trans MF Landshut Devils, zadecydowało raptem pięć punktów w dwumeczu...
Przyglądam się cały czas wynikom Kolejarza i naprawdę niewiele brakowało. Ten pierwszy mecz zadecydował o tym, że tego awansu nie było, choć u siebie na torze mogli to odrobić. Mieli też trochę pecha. Wiadomo, że awans trochę by uskrzydlił miasto pod względem takim, że znacznie łatwiej o sponsora, kibica. Pierwsza liga to jest jednak coś innego, a niestety Kolejarza długo już w niej nie było.
Co pana zdaniem jest przyczyną tego, że od tak wielu lat Opole (po raz ostatni na pełnoprawnych zasadach Kolejarz startował w pierwszej lidze w 2005 roku, dop. SM) nie potrafi wydostać się z drugiej ligi?
To jest trudne pytanie. Za moich czasów często mieliśmy problemy z płynnością wypłat. Początki były naprawdę super, a z biegiem czasu słabliśmy. Analizuje pewne rzeczy i może brakuje przede wszystkim takiego sportowego szczęścia. Nie znam teraz struktur, jak działa klub, ale mam nadzieję, że jest bardziej profesjonalny.
Czy w tym roku Kolejarzowi uda się wywalczyć ten upragniony awans do eWinner 1. Ligi?
Nie ma żadnej recepty, trzeba wygrać z każdym, a wtedy można awansować. Nie będzie to łatwy sezon dla Kolejarza, jeśli chodzi o awans. Zakontraktowali dobrych zawodników i mają dużą szansę. Najważniejsze, żeby mieli stały atut swojego toru. Wysoko wygrywać u siebie, trzeba pojechać na "maksa" i może się uda.
W tym roku będzie pan w teamie Rafała Karczmarza. Jak przebiegają przygotowania do nadchodzącego sezonu?
Rafał przygotowuje się bardzo mocno, intensywnie. Sprzętowo jesteśmy praktycznie gotowi, czekami na jakieś ostatnie drobiazgi i na początku marca mamy zaplanowane dwudniowe treningi w Gorican. Już nie możemy doczekać się tego, żeby wyjechać na tor. Będziemy się "docierać", chociaż pracowałem już z Rafałem wielokrotnie, jeszcze jak był juniorem. Znamy się dobrze, fajnie nam się razem działa, spędzamy dużo czasu w warsztacie. Myślę, że będzie dobrze.
Na co stać Cellfast Wilki Krosno w sezonie 2022?
Na początku trzeba wjechać do play-off. Mocna będzie Polonia Bydgoszcz, mocny będzie Falubaz Zielona Góra. Inne kluby też dokonały zmian, roszad. Widzę w naszej drużynie bardzo duży potencjał. Byłem w Krośnie na prezentacji zespołu i przyznam, że ten zespół jest bardzo skonsolidowany, bardzo mi się to podoba i naprawdę widać tam drużynę. Ci chłopcy naprawdę dogadują się i to może być ich siła, że wszyscy będą sobie pomagać podczas zawodów.
A czy Wilki są już gotowe na awans do PGE Ekstraligi?
Ciężko mi powiedzieć, jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. Będą walczyć na torze i oby udało się ten awans wywalczyć. Na pewno tego wszyscy chcą i dążą do tego, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik.
Czego można panu życzyć na te 41. urodziny?
Zawsze się życzyło połamania kół. Aby było zdrowie, to reszta sama przyjdzie i będzie dobrze.
Zobacz także:
- Michał Świącik o rozstaniu z Piotrem Świderskim. "Być może trzeba bardziej słuchać zawodników"
- Niesamowite zwroty akcji, jazda w deszczu, emocje do 15. biegu i gorąca atmosfera po zawodach. Co to był za mecz!