"Syreny wyją cały czas". Sędzia mówi, co dzieje się we Lwowie i prosi o pomoc!

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Aleksander Latosiński
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Aleksander Latosiński

Aleksander Latosiński to były ukraiński żużlowiec, a obecnie sędzia. Mieszka w Polsce, ale we Lwowie przebywa jego rodzina. - Sytuacja jest napięta. Syreny wyją cały czas. Wierzę, że się obronimy. Prawda nie może przegrać - mówi i apeluje o pomoc.

W tym artykule dowiesz się o:

- Kogo mogłem, to zabrałem do siebie. Jest między innymi siostra z dziećmi. W Ukrainie zostali natomiast moi rodzice. Jesteśmy w kontakcie. Dzwonię do nich bardzo często. Dobrze, że mamy ze sobą ten kontakt, bo to trudny i stresujący czas. Napięcie jest ogromne - mówi nam Aleksander Latosiński.

Ukrainiec mieszka obecnie w Krakowie, ale myślami jest cały czas w rodzinnym Lwowie. W rozmowie z WP SportoweFakty relacjonuje, co dzieje się w jego mieście. - Cały czas wyją syreny i są podnoszone alarmy. Często jest tak, że mama z tatą pięć minut są w domu, a przez kolejne pięć biegną do schronu, bo słychać alarm. Oczywiście, każdy nasłuchuje też wieści z Kijowa, bo wiemy, że dzieją się tam straszne rzeczy - tłumaczy.

Sędzia oferuje pomoc wielu swoim rodakom. Jest gotowy, żeby ugościć ich w Polsce, ale wielu z nich nie zamierza opuszczać ojczyzny. - Mężczyźni nie chcą wracać. Wysyłają kobiety i dzieci, ale sami wolą zostać i pomagać lub walczyć. To trudny czas, ale trzeba go przetrwać - podkreśla.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Lech Kędziora wskazał, co trzeba zmienić w częstochowskim torze

Kiedy widzi determinację swoich rodaków, nie ma wątpliwości, jak to wszystko się zakończy. - Uważam, że obronimy się przed Rosją. Nie może być przecież tak, że prawda przegra - tłumaczy.

W Polsce Latosiński robi, co może, żeby pomóc swoim rodakom. W związku z tym chciałby zaapelować do całego środowiska żużlowego. - Nigdy nie prosiłem naszej żużlowej wspólnoty o pomoc, ale teraz mamy taki moment, że chciałbym to zrobić . Nasza społeczność jest mała, ale potrafi działać. To właściwy czas. Nie musimy teraz tylko siedzieć w domu - wyjaśnia.

- Pomagam fundacji, która zajmuje się zbieraniem dla Ukrainy najpotrzebniejszych rzeczy. Wszystko dzieje się w przygranicznych polskich miastach takich jak Rzeszów, Kraków czy Lublin. Powstała nawet lista najpotrzebniejszych rzeczy. Jeśli PGE Ekstraliga lub jej kluby mogą się w to włączyć lub chociaż zwrócić na to uwagę i głośno o tym powiedzieć, to będziemy wam bardzo wdzięczni - opowiada.

Latosińskiego w jego staraniach mocno wspiera Krzysztof Cegielski. Szef stowarzyszenia żużlowców "Metanol" i były zawodnik prosi środowisko, by to nie pozostało bierne na apele sędziego. Cegielski ze swojej strony zaproponował, że może udostępnić dla niego bliskich mieszkanie w Krakowie.

- Znamy się z pięknych czasów, bo razem jeździliśmy u Ivana Maugera w Australii. To tournée, na którym przebywa się ze sobą 24 godziny na dobę. Aleks to człowiek ze złotym sercem. Potrzebującym oddałby wszystko. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo zawsze mogłem na niego liczyć. Teraz proszę wszystkich w polskim żużlu, żeby mu pomóc. Jego bezpośrednie zaangażowanie w sprawę gwarantuje, że będzie to wsparcie maksymalnie skuteczne - podsumowuje.

Na liście najpotrzebniejszych rzeczy, które zbiera fundacja, znajdują się bandaże oraz opatrunki, środki hemostatyczne, igły dekompresyjne, rurki nosowo-dotchawiczne, miękkie i twarde nosze dla rannych, hełmy, kamizelki wojskowe, lornetki, leki przeciwbólowe, środki do dezynfekcji, maseczki chirurgiczne czy rękawiczki, antybiotyki, preparaty antyhistaminowe, preparaty spazmolityczne, roztwór amoniaku, kwas borowy, preparaty przeciwszokowe oraz środki do oczyszczania wody.

Wszystkich zainteresowanych pomocą Aleksander Latosiński prosi o kontakt z magazynem w Jarosławiu (Widna Góra, ul. Roźwienicka 70) pod numerem telefonu +38 067 66 16 934.

Zobacz także:
Cieślak o sankcjach dla Rosji
Trofimow zaangażowany w pomoc