"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Pandemię koronawirusa nazywaliśmy wojną z niewidzialnym wrogiem. Piszę - nazywaliśmy, bo w ciągu kilku dni zniknęła. To znaczy wciąż jest, tylko że już niewielu interesuje w związku z realną wojną, która wybuchła na świecie.
To już dwa lata, odkąd nas COVID na dobre atakuje. Przy czym początkowo obowiązywała inna nazwa - koronawirus. COVID był zbyt trudny do wymowy ot tak, z miejsca, musieliśmy się go nauczyć, by zacząć udawać biegłych w temacie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Znamy plany Włókniarza na obóz przed sezonem
Pierwsze dni pandemii, w marcu 2020 roku, były niezapomniane. Człowiek bał się wcisnąć guzik w windzie. Bo wirus... Czuło się go wszędzie w powietrzu, tego niewidzialnego wroga. No i wtedy właśnie, przy dwustu zakażeniach, zamykaliśmy lasy, a ostatnio, przy dwudziestu tysiącach, otwieraliśmy jarmarki bożonarodzeniowe w centrach miast. Tacy byliśmy biegli.
Nie zamierzam COVID-u bagatelizować, wielu ludzi sponiewierał, przeczołgał i wielu odebrał życie. Choć tego zamykania lasów, jedynego miejsca, w którym można było się bezpiecznie schronić, nie rozumiałem od początku...
Prawdziwa wojna wybuchła jednak dopiero w zeszłym tygodniu. I nie jest to wojna Rosji z Ukrainą, lecz z całym światem pokojowo nastawionym do życia. Najwyraźniej nie wszyscy zdajemy sobie jeszcze sprawę, że oni walczą w imię wolności swojej, ale i naszej.
Pomoc innym ma różne powody. Otóż ludziom się często wydaje, że jeśli na ulicy wrzucą żulowi złotówkę do kapelusza, to jeszcze tego samego dnia wieczorem życie powinno im oddać i trafią szóstkę w totka. Bo słyszeli, że dobro wraca. A nawet, że wraca ze zdwojoną siłą. Tego typu postawa jest w moim odczuciu marna, bo zwyczajnie egoistyczna. Lepiej pomagać z potrzeby serca. Bo wypada być porządnym, a nie tylko dostrzegać wszędzie własny interes.
Żeby ta walka z chorobą Putina miała sens, musi się toczyć na wszystkich polach bez wyjątku. Również na polu sportowym. Jednak nie wszyscy mają tego świadomość, kierując się osobistym interesem. Jak dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich Sandro Pertile, który nie dostrzegł nic zdrożnego w prowokacji kolegi Klimowa, epatującego narodową flagą i uśmiechniętego, jakby żadnej wojny nie było. Szkoda, że inni skoczkowie nie postawili sprawy konkretnie i po męsku - albo Klimow, alby my. Wtedy byłaby to prawdziwa #skijumpingfamily. No ale to mistrzowie dyplomacji, którzy chcą tylko oddać dwa dobre skoki, decyzje organizacyjne zostawiając w gestii organizatorów. Z jednej strony rozumiem. Ale tylko z jednej.
Taki Kamil Stoch stanął jednak na wysokości zdania, słusznie podkreślając, że w tym wypadku nie można udawać, iż nic złego się wokół nie dzieje. Swoje zrobił.
Skompromitował się łysy prezydent z FIFA - Gianni Infantino, trzymając ze zbrodniarzem i uznając pierwotnie, że rosyjską reprezentację futbolową wystarczy tylko przebrać dla niepoznaki w koszulki z innym napisem. To był znak, że należy zbojkotować te mistrzostwa świata w korupcji, błędnie nazywane mundialem w Katarze. I tego fifarafę Infantino też zbojkotować. W du*ie mam jego mistrzostwa, mimo że my, kibice sportu, jesteśmy głodni wrażeń i rywalizacji po dwóch latach pandemii. Są rzeczy ważne i ważniejsze w momencie, gdy tuż obok giną ludzie. Niewinne dzieci.
My, dziennikarze, mamy skłonności do zwalniania ludzi. Lubimy wzywać do dymisji. Polityków, trenerów etc. Z reguły stawałem w kontrze do tych nawoływań, widząc, kto za nimi stoi. Dziennikarze kompromitujący się babolami, które winny skutkować jednym - dymisją...
Teraz, w przypadku Rosji i Białorusi, nie może być jednak pobłażania. Należy wykluczyć ze świata sportu ich wszelkie organizacje, instytucje, narodowe reprezentacje. By naród znienawidził zbrodniarzy stojących na ich czele. By wyzbył się dylematu, co jest dobrem, a co złem. Te sankcje muszą być bolesne, powtórzę, na każdym polu. Bo na razie najbardziej bolesne sankcje nałożone zostały na Ukrainę. Spójrzcie tylko na puste ulice Kijowa. Na pozamykane sklepy, restauracje i biznesy. Na popalone domy, zdewastowane ulice, rozbite i porozrzucane rodziny. Na ofiary.
Nawet organizatorzy narciarskiego Biegu Piastów, imprezy łączącej ludzi o charakterze rodzinno-rekreacyjnym, postanowili wykluczyć wszystkich zawodników rosyjskich i białoruskich z udziału we wszystkich konkurencjach trwającej właśnie, 46. edycji wydarzenia. Pewnie bolało, musiała to być trudna decyzja, ale - jak słusznie podkreślono - "agresja militarna jednego państwa na drugie stoi w całkowitej sprzeczności z wartościami Biegu Piastów". Bo to nie jest już tylko tzw. mieszanie sportu z polityką, czego na co dzień staramy się unikać. To jest wojna.
Owszem, wykluczanie często faktycznie niewinnych sportowców z kraju agresora to nie jest łatwa, zero-jedynkowa, sprawa. Nie ma przecież regulacji na tak niecodzienne sytuacje. Kogo wyrzucić poza margines, a kogo nie. Żużel? Artiom Łaguta, Emil Sajfutdinow czy Gleb Czugunow mają polskie obywatelstwo. I wszyscy oni zatrudniają też Polaków - polskich menedżerów, polskich mechaników, polskich trenerów od przygotowania ogólnego, polskich psychologów etc. Każdy z nich w mniej lub bardziej zdecydowany sposób stanął w social mediach po właściwej stronie. Znamy ich i wiemy, że walczyć z przeciwnikiem na śmierć i życie potrafią jedynie na torze. Nie chcemy im przewracać życia do góry nogami. Jednak tylko zdecydowane sankcje na każdym polu mogą sprawić, że naród rosyjski znienawidzi swoją władzę. I też zechce się jej pozbyć. No bo czym że jest zabranie motocykla wobec śmierci niewinnych dzieci? Niczym. Życie to się przewróciło na Ukrainie. A wiele żyć skończyło...
W drużynie piłkarskiej, mającej w swojej kadrze trzydzieści nazwisk, wymiana jednego czy nawet trzech ogniw jest bezproblemowa. W żużlowej, siedmioosobowej, wygląda to już inaczej. Ale czy to ma dziś jakieś znaczenie? ŻADNEGO.
Tak, jesteśmy spragnieni sportowych wrażeń. Prawdziwych widowisk z pełnymi trybunami, jak przed pandemią. Ale dziś te nasze pragnienia stają się totalnie nieistotne. Dziś mamy ważniejszy problem na świecie - zepchnąć zbrodniarzy z kuli ziemskiej. Wierzę, że tak się stanie. Bo tak ważna w sporcie determinacja jest równie kluczowa na polu walki. A to Ukraińcy są zdeterminowani. Mają świadomość, że walczą o życie swoje i swoich bliskich, o swoją ojczyznę i pokój. A o co walczą Rosjanie? Jeśli wielu z tych nastoletnich chłopaków odzianych w mundur rzeczywiście sądziło, że wybiera się tylko na szkolenia i manewry - a myślę, że tak w istocie było - to jaka może być ich determinacja, by zabijać innych? Wierzę, że niezbyt wielka. I oby słabła z dnia na dzień.
Musimy wspierać tę ukraińską determinację i heroizm jak tylko się da! Każdą decyzją, każdym gestem.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Miał być ślub, a była walka o przekroczenie granicy
- Rosjanin poszedł po wizę do Polski. To usłyszał w Moskwie