W innych dyscyplinach sportu powrót po tak długiej przerwie byłby pewnie skwitowany tylko delikatnym uśmiechem i traktowany jako żart. W żużlu jednak granica wieku przesunęła się bardzo mocno, a w polskich ligach jest jeszcze kilku zawodników o wieku zbliżonym do niego, którzy wciąż odgrywają czołową rolę w swoich zespołach.
Jego decyzja nie szokuje, bo aby wrócić do żużla, Lech nie potrzebował specjalnych przygotowań i wyjątkowej motywacji. Były żużlowiec od lat jest czołowym polskim zawodnikiem w motocyklowej klasie enduro, a rok temu mistrzostwa Polski zakończył na znakomitym drugim miejscu. Praktycznie codziennie trenuje na motocyklu, a w weekendy jeździ na zawody.
Co roku startuje w mistrzostwach świata, w których podczas sześciu dni rywalizacji trzeba przejechać ponad 1500 kilometrów. Jako, że starty w enduro wymagają znacznie większej sprawności i wytrzymałości niż jazda na żużlu, to niedługo może się okazać, że Lech będzie... lepiej przygotowany niż młodsi koledzy.
ZOBACZ WIDEO Czy Włókniarz jest tak słaby, jak w pierwszym meczu? "Na pewno stracili pewność siebie"
Zresztą oglądając transmisje z niektórych meczów II ligi i postawę młodzieżowców, widać wyraźnie, że były żużlowiec wcale nie będzie potrzebował zbyt wiele czasu, by osiągnąć poziom wyższy od nich. On jednak podchodzi do sprawy zupełnie spokojnie.
- Dość niespodziewanie pojawiła się szansa na powrót na tor, więc nie wahałem się zbyt długo i postanowiłem znów się sprawdzić - mówi trzykrotny mistrz Polski w barwach Sparty Wrocław, Zbigniew Lech.
Choć na razie głównym celem byłego żużlowca są starty w amatorskich mistrzostwach Polski, to wcale niewykluczone, że niedługo jego umiejętności znów będą mogli podziwiać kibice, którzy śledzą niższe ligi.
Lech do sprawy podchodzi do sprawy bardzo poważnie, dlatego zdecydował się na zakup motocykla od uczestnika Grand Prix, Macieja Janowskiego. To oczywiście nie oznacza, że od razu będzie tak szybki jak on, ale na tle swoich rywali raczej nie będzie odstawał sprzętowo. Inna sprawa, to kwestia regulacji sprzętu, bo przez ostatnich 20 lat, sytuacja w żużlu zmieniła się pod tym kątem bardzo mocno. Lech może jednak liczyć na pomoc młodszego kolegi.
- Jeszcze przed sezonem pojechaliśmy razem do Lginia i na prywatnym torze przejechałem pierwsze kółka po 20 latach. Maciek śmiał się, że trudniejszych warunków nie mogłem sobie zaplanować, bo tor był przemoczony po zimie, nawierzchnia niezwykle wymagająca, a krótkie proste i ostre łuki sprawiały, że trzeba było się mocno nagimnastykować, by utrzymać się na motocyklu. Od razu jednak udało mi się jeździć z odkręconą manetką gazu - przyznaje żużlowiec.
Dodatkową presją był fakt, że Lech na torze poruszał się razem z Janowskim, a jeden błąd mógłby spowodować, że obaj zawodnicy zakończyliby ściganie upadkiem. Lech musiał być bardzo ostrożny, ale okazało się, że pierwszy test zdał celująco. Janowski był pod wrażeniem jego postawy i w żartach sugerował nawet, że nie prezentuje się gorzej niż niektórzy ekstraligowcy.
To jednak nic nie zmienia w planach Lecha, który do czerwca zamierza maksymalnie skupić się na startach w enduro, a żużlowi poświęcać tylko wolne weekendy. Później jednak sezon enduro nieco zwalnia i pojawi się znacznie więcej szans na żużlowe występy. Dodatkowo, im dłużej jednak będzie trwał sezon, tym sytuacja kadrowa klubów z niższych lig będzie stawała się coraz trudniejsza, a zawodnik wcześniej czy później powinien otrzymać ofertę powrotu do zawodowego żużla.
- Na razie nie mam licencji i przyznam, że nawet nie myślałem, by znów rywalizować w meczach ligowych, a wracam, dlatego, by znów poczuć przyjemność związaną z jazdą na motocyklu żużlowym. Wciąż jestem jednak sportowcem i jeśli okaże się, że mój poziom faktycznie daje mi nadzieję na coś więcej, to nie będę się szczególnie bronił przed taką szansą - przyznaje szczerze żużlowiec.
Jego poziom dość szybko będzie zweryfikowany przez czołowych polskich amatorów wśród których nie brakuje zawodników, którzy mieli żużlowe licencje, ale ostatecznie w tym sporcie nie udało im się osiągnąć sukcesu. Aby marzyć powrocie do ligowego żużla, Lech musiałby na ich tle zaprezentować się znacznie lepiej i zostać zauważony przez żużlowych działaczy.
Całkiem możliwe, że swojego wychowanka niedługo wrocławscy fani zobaczą na Stadionie Olimpijskim. - Chcemy organizować regularne treningi na ekstraligowym obiekcie i liczę, że władze klubu nie będą miały nic przeciwko. Powrót na Stadion Olimpijski byłby dla mnie dużym przeżyciem, dlatego już nie mogę się doczekać pierwszego treningu. Czasy spędzone w Sparcie wspominam bardzo dobrze, a przecież przez lata współpracowałem z obecnymi władzami klubu. Podziwiam ich za determinację i opór w dążeniu do celu, który sprawia, że od lat są najlepsi w swoim fachu. Żużel we Wrocławiu rozwinął się w ostatnich latach bardzo mocno, a to tylko ich zasługa - dodaje zawodnik.
Zbigniew Lech żużlową karierę zakończył w 1998 roku w barwach klubu z Łodzi. Wcześniej jednak przez 10 lat reprezentował barwy wrocławskiego zespołu, a w szczytowym okresie swojej kariery (1992 rok) zakończył rozgrywki ze średnią 2,048. Fani żużla z Wrocławia pamiętają go zwłaszcza z ofensywnego stylu jazdy, a także zachodnich zwyczajów, które wprowadzał do polskiej ligi.
Dzięki wsparciu sponsorów Lech był jednym z pierwszych zawodników, którzy na mecze jeździli własnymi busami z oznakowaniami swojego teamu. Ostatecznie jednak jazdę na żużlu zakończył w wieku zaledwie 28 lat. Powrót na tor może być sposobem na udowodnienie, że stać go było na znacznie więcej niż tylko trzy tytuły drużynowe ze Spartą Wrocław.
Zawodnik w 1998 roku odszedł z żużla, ale wciąż był blisko sportów motorowych, bo poza jazdą w zawodach enduro, na co dzień prowadzi warsztat samochodowy, w którym zajmuje się naprawą samochodów i motocykli, a przede wszystkim ich elektronicznego osprzętu.
Mateusz Puka - WP Sportowefakty
Czytaj więcej:
Wrócił do pracy trzy dni po skandalu
Trener kadry wprost o postawie Kasprzaka