Z bliska widział śmierć syna. W traumie pracował jeszcze więcej i dziś jest w światowej czołówce

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jacek Rempała
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jacek Rempała

Blisko sześć lat temu Jacek Rempała z bliska obserwował śmiertelny wypadek swojego 18-letniego syna, Krystiana. Po fatalnym zdarzeniu nie obraził się na żużel, a dziś jest jednym z czołowych żużlowych inżynierów na świecie.

W tym artykule dowiesz się o:

22 maja 2016 roku już na zawsze zostanie zapamiętany jako jeden z najtragiczniejszych momentów w historii rodziny Rempałów. To właśnie wtedy podczas drugiego biegu meczu ROW Rybnik - Unia Tarnów, 18-letni Krystian Rempała uczestniczył w fatalnym wypadku.

Uderzenie głową o tor było tak mocne, że zawodnik natychmiast trafił na oddział intensywnej terapii, a lekarze rozpoczęli rozpaczliwą walkę o jego życie. Po sześciu dniach prób zmniejszenia obrzęku mózgu, ze szpitala nadeszła wiadomość o śmierci młodego zawodnika. Nieco później biegły sądowy stwierdzi, że do śmierci mózgu doszło już w momencie uderzenia głową o tor, a żużlowiec był bez szans.

Jacek Rempała (od prawej) ze swoim synem Krystianem
Jacek Rempała (od prawej) ze swoim synem Krystianem

Środowisko szybko obiegły tragiczne relacje osób funkcyjnych (z parku maszyn), które z bliska widziały dramat jego ojca, Jacka Rempały i słyszały jak tuż po wypadku krzyczał w parku maszyn z żalu i bezradności: "Zabiłem syna".

Ojciec długo nie mógł pogodzić się ze śmiercią syna, a tuż po pogrzebie rozpoczął prawną wojnę. Dość szybko pojawiła się bowiem teoria, że bezpośrednią przyczyną tragedii był wyjazd młodego zawodnika na tor w niezapiętym kasku. Na skutek zderzenia z motocyklem Kacpra Woryny, kask Rempały wyleciał w powietrze, a nieosłonięta głowa z ogromną siłą uderzyła o twardy tor.

- Gdyby kask nie spadł z głowy, to nie byłoby pewnie żadnego problemu. Po analizie materiału wideo można powiedzieć, że to kierownica zdarła ochronę głowy z dużą siłą. Pojawiają się dywagacje, że kask był za luźno zapięty, ale to jest profesjonalny zawodnik i profesjonalny team - opowiadał w TVN24 ówczesny prezes Unii, Łukasz Sady.

Jego teorie mocno dziwiły środowisko

Łatwo się domyślić, że teoria o niezapiętym kasku była nie do przyjęcia dla Jacka Rempały, który tego dnia był w boksie swojego syna i miał czuwać nad jego bezpieczeństwem. Były żużlowiec szybko zaczął negować wszystkie pojawiające się w tej sprawie oskarżenia i forsował własną wersję wydarzeń, która na pierwszy plan wysuwała winę organizatorów meczu i Kacpra Woryny.

Prokuratura wszczęła w tej sprawie dochodzenie z urzędu i przeprowadziła nawet eksperyment z kaskiem. Jego wynik także został zanegowany przez Rempałę. - To była jakaś parodia. Kask założył policjant, który miał podobny rozmiar głowy co mój Krystian. Policjant zapiął kask i próbować go zdjąć, ale mu się nie udało. Chwilę później ja, na oczach pani prokurator, ubrałem ten sam kask i zdarłem go z głowy dwukrotnie - relacjonował przebieg ekspertyzy Jacek Rempała w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej".

Byli przeciwko powrotowi na tor

Ostatecznie dochodzenie prokuratury potwierdziło, że 18-latek tuż przed wyjazdem na tor zapomniał zapiąć kasku, a to w rezultacie doprowadziło do jego śmierci. Teorie głoszone przez jego ojca mocno dziwiły środowisko, a jego pomysłów nie chcieli komentować nawet jego najbliżsi współpracownicy. Z kolei gdy niedługo później Rempała ogłosił chęć wznowienia kariery, zaczęto podejrzewać, że robi to tylko po to, by zemścić się na Worynie za śmierć syna.

- Przyznanie mu licencji to szaleństwo, a w żużlu nie było w ostatnim czasie większego absurdu - grzmiał były kolega Jacka Rempały z toru, Jan Krzystyniak. Ostatecznie władze GKSŻ po wysłuchaniu opinii trzech niezależnych psychologów oraz poręczeniu otrzymanym od dwóch tarnowskich trenerów, Mirosława Cierniaka i Pawła Barana, zgodziły się na odnowienie licencji Rempały. Powrót na tor okazał się znacznie mniej okazały niż wszyscy się spodziewali, bo 46-latek zdążył w 2017 roku wystartować w ćwierćfinale indywidualnych mistrzostw Polski oraz Memoriale Krystiana Rempały, a po tych występach oficjalnie zakończył karierę.

Prawdziwe ukojenie przyniosła mu praca w warsztacie, w którym przygotowywał sprzęt dla tarnowskich zawodników. Do pracy z silnikami zacięcie miał od wielu lat, a tuningować sprzęt zdarzało mu się jeszcze w czasach kariery zawodniczej. Na jednym z przygotowywanych przez niego silników, blisko 20 lat temu jeździł nawet Tony Rickardsson, a wybitny zawodnik już wtedy miał zachwalać robotę Rempały i rekomendować mu skupienie się właśnie na pracy tunera. Później z silników Rempały korzystał także m.in. Janusz Kołodziej.

Jacek Rempała z Januszem Kołodziejem
Jacek Rempała z Januszem Kołodziejem

W kolejnych latach kariera tunera z Tarnowa nieco przyhamowała, a on skupił się głównie na serwisach silników innych inżynierów i dopasowywaniem charakterystyki sprzętu do nietypowego tarnowskiego toru. Z jego usług korzystali głównie zawodnicy Unii Tarnów, jak choćby Artur Czaja, Artur Mroczka, Ernest Koza czy młodzieżowcy tego klubu.

Czołowi żużlowcy świata robią mu znakomitą reklamę

Prawdziwym przełomem był zakup hamowni od jednego z najlepszych tunerów świata, Jana Anderssona. Szwed w 2019 roku odszedł na zasłużoną emeryturę, a swój specjalistyczny sprzęt do produkcji żużlowych części odsprzedał głównie Rempale oraz Martinowi Smolińskiemu. Lepszy użytek z maszyn zrobił Polak, bo dość szybko z jego warsztatu zaczęły wychodzić pełnowartościowe silniki, a już rok temu na jego sprzęcie zadebiutował były mistrz świata Jason Doyle i Jaimon Lidsey.

W tym roku jego sprzęt testował Piotr Pawlicki, a ostatni niezły występ w Gorzowie zawdzięcza mu także Martin Vaculik. Podczas Grand Prix Chorwacji może się więc okazać, że na sprzęcie od Rempały pojedzie aż dwóch zawodników, a to okazałoby się wielkim sukcesem i przepustką do kolejnych zamówień. Świetną reklamę Rempale zrobił także niedawno Chris Holder, który na jego silniku znakomicie spisał w meczu przeciwko Apatorowi Toruń.

- Jacek to bardzo sympatyczny facet, a sprzęt od niego jest naprawdę bardzo dobry. Współpracujemy już kilka lat, a ja bardzo sobie chwalę, że mogę korzystać z jego pomocy. Robi świetną robotę i ma duże szanse, by niedługo być czołowym tunerem świata - przyznał niedawno jeden z najważniejszych klientów Rempały, Jason Doyle.

- Nie będzie dla mnie żadnym zdziwieniem, jeśli za kilka tygodni silniki od Rempały będą mieć w swoim warsztacie wszyscy czołowi zawodnicy świata. W żużlu tak już jest, że gdy tylko na rynku pojawi się ktoś nowy, kto osiąga dobre wyniki, to sprzęt od niego testują praktycznie wszyscy. Nawet jeśli nie zdecydują się na jazdę na tych silnikach w Grand Prix, czy PGE Ekstralidze, to sprzęt będą wykorzystywać na treningach, czy imprezach towarzyskich - mówi nam jedna z osób znająca realia żużlowe i od lat przyglądająca się postępowi Rempały.

Czytaj więcej:
Start nowej ligi nie taki, jak planowano
Zachwyca się jego agresywną jazdą

Komentarze (3)
avatar
Tomek z Bamy
27.04.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Dziś jest jednym z czołowych żużlowych inżynierów na świecie". Inzynier...Puka,to ty jestes doktor. 
avatar
Darszy4
26.04.2022
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szacun dla Jacka, ogrom współczucia wysoka cena za miłość do żużla i ten ból z którym się żyje dalej dzień za dniem. 
avatar
Atito44
26.04.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
tylko pogratulowac, po takiej traumie to podwojny sukces, to prawdziwie zuzlowa rodzina, dziekujemy panie Jacku