W tym artykule dowiesz się o:
Chcieli go już wcześniej
Fredrik Lindgren trafił do forBET Włókniarza Częstochowa ostatniej zimy. Mógł wcześniej, ale plany częstochowianom pokrzyżował Krzysztof Mrozek. - Chcieliśmy go w momencie, kiedy dostaliśmy się do PGE Ekstraligi. To była jesień 2016 roku. Uwagę na niego zwróciłem już jednak znacznie wcześniej, kiedy pomagałem w klubie Marianowi Maślance jako rzecznik prasowy, a Szwed jeździł w Falubazie. W zeszłym roku nie udało się go sprowadzić, bo ktoś był od nas szybszy. Nie chodziło tu o negocjacje - wyjaśnia prezes Michał Świącik.
Negocjacje poprowadziła córka prezesa
W tym roku Włókniarz przeprowadził drugie podejście pod Lindgrena. Tym razem okazało się ono skuteczne. - Udało nam się utrzymać ten temat w tajemnicy. Dziennikarze długo nie potrafili trafnie przykleić Szweda do żadnego ekstraligowego klubu - zdradza Świącik.
Warto dodać, że rozmowy z Lindgrenem w imieniu częstochowskiego klubu prowadziła Patrycja Świącik, córka prezesa Włókniarza. Przebiegły one na tyle sprawnie, że Szwed wylądował pod Jasną Górą. Co ciekawe, zainteresowany był nim także MRGARDEN GKM. Teraz w Grudziądzu pewnie plują sobie w brodę, że negocjacje nie zakończyły się sukcesem.
Miał być kotem worku
Ciekawostką jest, że bohaterem pierwszej kolejki został zawodnik, o którym niektórzy mówili, że jest kotem w worku i wróżyli z tego powodu Włókniarzaowi problemy. Lindgren w ubiegłym sezonie nabawił się poważnej kontuzji. Częstochowianie byli jednak pewni swego. Uważanie monitorwali jego stan zdrowia i uspokojali kibiców, że Szwed zdąży na inaugurację. Chyba jednak nikt nie spodziewał się, że będzie w tak kosmicznej formie.
Kupili przyszłego mistrza świata?
Po drugiej stronie mieliśmy równie liczną grupę zwolenników Szweda. Transferowy strzał w dzieiątkę Włókniarzowi od początku wróżył były menedżer tego klubu Jacek Gajewski. - Lindgren jest zawodnikiem mocno niedocenianym. Gdyby nie ubiegłroczna kontuzja, to pewnie zdobyłby jeden z medali w cyklu Grand Prix. Teraz może powalczyć nawet o mistrzostwo świata. Wcale nie będę zdziwiony, jeśli tego dokona - przekonuje Gajewski.
Nie jest gorszy od Doyle'a
Największym atutem Szweda jest jazda na dystansie i znakomite przygotowanie fizyczne. Lindgren to zawodnik, który przeszedł prawdziwą metaforfozę. Jeszcze niedawno wydawało się, że będzie można okrzyknąć go mianem zmarnowanego talentu. Od ciężkiej pracy i poświęcać wolał podobno dobrą zabawę.
- Teraz jego sylwetka jest wyżyłowana do granic możliwości. W końcu zrozumiał, że żużel to ciężka praca, a nie narzędzie do rozrywki. Przeprowadzka do Andory wiele mu dała. Uważam, że wcale nie jest słabszy od Jasona Doyle'a. Może ma trochę gorsze starszy od Australijczyka, ale za to na dystansie prezentuje jazdę z najwyższej półki. Ma także świetne motocykle, ale jemu nie przeszkadza w sumie żaden sprzęt. Rok temu wyniki robił na silnikach Marcela Gerharda, mimo że większość żużlowców szybko z nich rezygnowała - podsumowuje Gajewski.