W tym artykule dowiesz się o:
Złota rączka
Pierwsze motorynki Bartoszowi Zmarzlikowi składał jego ojciec. Na podobnym sprzęcie jeździć uczył się zresztą też starszy z braci - Paweł. Zmarzlik senior wszczepił w synów smykałkę do dwuśladów i był ich pierwszym mechanikiem. Zresztą do dziś tworzy team z Bartoszem.
Żużlowiec na każdym kroku powtarza, jak ważną rolę w jego życiu odgrywają rodzice. W familii podział jest prosty: Bartosz jeździ na żużlu, Pawłowie - ojciec i brat - pomagają jako mechanicy, a mama jest menedżerką teamu. Tak wygląda żużlowa rodzina.
Mały mistrz
- No chciałem wygrać, ale już się martwiłem, bo mi trochę nawalał motor i tor był nie do jazdy - to wypowiedź Bartosza Zmarzlika z jednego z pierwszych wywiadów dla telewizji. Już wtedy, gdy jako kilkuletni chłopiec jeździł na miniżużlu, było widać w nim duży talent.
Spryciarz w kozakach
Niski wzrost od początku kariery był problemem dla Bartosza Zmarzlika. Z tego powodu trener Stanisław Chomski nie chciał dać mu zgody na rozpoczęcie treningów na motocyklu żużlowym. Zgodził się dopiero, gdy Zmarzlik zdecydował się na małe oszustwo.
Do namalowanej na stadionie w Gorzowie kreski, która wyznaczała poziom wzrostu, jaki musiał osiągnąć Zmarzlik, aby rozpocząć treningi na torze, Bartosz stanął w... kozakach mamy.
- Pewnego dnia zobaczyłem, że sięga do tej kreski. Po chwili patrzę, a on ma założone kozaki mamy. Po takiej sytuacji musiałem się zgodzić, nie miałem wyjścia. Warto było. Widać było, że jest z niego zapaleniec. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana - tłumaczył trener w studiu Canal+.
Małe kroki
Bartosz Zmarzlik z każdym sezonem stawał się coraz lepszym żużlowcem. W końcu awansował do Grand Prix, w pierwszym roku (2016) startów jako jego stały uczestnik zajmując trzecie miejsce w generalnej klasyfikacji. Rok później był piąty, a następnie rozpoczął wspinanie się na żużlowy szczyt. W 2018 roku był drugi, w rankingu ustępując już tylko Taiowi Woffindenowi.
ZOBACZ WIDEO: Frątczak chętnie wziąłby Falubaz
Ten sezon
10, 18, 8, 8, 17, 8, 16, 18, 15, 14 - tak w tym sezonie punktował Bartosz Zmarzlik w turniejach Grand Prix. Nie w każdym udawało mu się awansować do półfinału, ale najważniejsze, że nie notował wielkich wtop. To było jego kluczem do sukcesu.
Przed ostatnią rundą GP w Toruniu był o krok od złotego medalu, miał siedem punktów zaliczki nad drugim Emilem Sajfutdinowem. Wytrzymał presję, a dzięki "trójce" w półfinale już przed ostatnim biegiem sezonu w elitarnym cyklu był pewny zdobycia mistrzostwa świata. Został trzecim polskim mistrzem globu, po Jerzym Szczakielu i Tomaszu Gollobie.
Trzeba powiedzieć jedno: tytuł nikomu nie należał się tak, jak Bartoszowi Zmarzlikowi. Zasłużył na niego jak mało kto.
Wzruszony mistrz
- Brzmi to wspaniale. Nie wiem, co powiedzieć. W zawodach wkradły się nerwy, bo regulacja motocykli mi nie spasowała i nieco uciekła. Nie wiedziałem jak jechać szybko. Półfinał był na zasadzie wszystko albo nic. Dobrze, że wszystko się ułożyło w tym najważniejszym momencie - mówił na gorąco Zmarzlik przed kamerami Canal+.
Podczas telewizyjnej rozmowy aż popłakał się ze szczęścia. - Zawdzięczam to mamie, tacie, dziadkom. Bez nich nie byłbym w tym miejscu. Sam najlepiej wiem, ile we mnie włożyli i zainwestowali - komentował ze łzami w oczach.
To jeszcze nie koniec
Bartosz Zmarzlik ma dopiero 24 lata, a na koncie już wszystkie medale IMŚ. Czy można zatem powiedzieć, że jest spełniony jako zawodnik? Oczywiście, że nie. To dopiero początek zabawy.
On ma w sobie wszystko, by nie tylko obronić mistrzostwo w przyszłym sezonie, ale i zdobywać tytuł numer trzy, cztery czy pięć. Motywacji na pewno mu nie zabraknie - to facet zakochany po uszy w żużlu i głodny kolejnych sukcesów.
Bartosz Zmarzlik Indywidualnym Mistrzem Świata. Jak to pięknie brzmi!