W tym artykule dowiesz się o:
Największy sukces
Ustabilizowanie pozycji w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Od 2006 roku, gdy Falubaz Zielona Góra awansował do Ekstraligi, ciągle się w niej utrzymuje (z gorszym lub lepszym skutkiem, ale pozostaje w elicie), co jeszcze kilkanaście lat temu wcale takie oczywiste nie było. Zielonogórzanie skakali między ligami, przeplatali spadki z awansami.
Jeśli chodzi zaś o sukcesy medalowe, zdecydowanie największym, a na pewno najbardziej niespodziewanym, było mistrzostwo Polski wywalczone w 2009 roku, gdy Falubaz pokonał naszpikowany gwiazdami Unibax, złoto pieczętując na Motoarenie. W kolejnych czterech latach klub dorzucił jeszcze dwa mistrzostwa Polski i jedno wicemistrzostwo.
Największa porażka
W ostatnich latach Falubaz miewał sezony i lepsze, i gorsze, natomiast nie sposób nie wspomnieć o aż dwóch dopingowych wpadkach: Patryka Dudka i Aleksandra Łoktajewa, skutkujące wielkimi rysami na wizerunku klubu.
U tego pierwszego w 2014 roku wykryto metyloheksanaminę, za co został zawieszony na rok. Drugi także przez rok nie mógł jeździć na żużlu po tym, jak podczas badania antydopingowego wyszło na jaw, że palił marihuanę.
Zobacz też: Żużel. Piotr Protasiewicz: Koniec kariery? Przy odrobinie szczęścia jestem w stanie pojechać dwa sezony
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
Bohater
Piotr Protasiewicz. Jego powrót do macierzy zapoczątkował nową erę w zielonogórskim żużlu. Na dzień dobry - w 2007 roku - dołożył cegiełkę do 7. miejsca w Ekstralidze, później miał ogromny wkład w medalowe sezony Falubazu.
Protasiewicz przez lata był liderem i bardzo pewnym punktem drużyny, z czasem stał się też jej kapitanem. Co więcej - dla Falubazu zrezygnował nawet z realizacji marzeń. Miało to miejsce w 2011 roku, gdy po zmianie przepisów Protasiewicz odpuścił ściganie w GP, by zostać w klubie z Zielonej Góry.
Era Protasiewicza trwa nadal. Może nie jest już tak błyskotliwy jak w ostatnich latach, niemniej to wciąż zawodnik z wysokiej półki, który w każdym momencie może wystrzelić.
Najlepszy trener
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Falubaz idealnie pasuje do Żyto, a Żyto do Falubazu. Właśnie ten trener poprowadził zielonogórzan do wspomnianego już mistrzostwa Polski w 2009 roku, a rok później do wicemistrzostwa.
Żyto odniósł sukces także w minionym sezonie PGE Ekstraligi. Drużyna, która miała bić się tylko o utrzymanie, była rewelacją rozgrywek, kończąc je na czwartym miejscu.
Niezapomniany mecz
Po raz kolejny trzeba wspomnieć o finale DMP z 2009 roku. Po jego pierwszej odsłonie Falubaz miał sześć punktów zaliczki (48:42), ale w rewanżu zdecydowanym faworytem był ówczesny Unibax. W Toruniu nikt nie wyobrażał sobie innego scenariusza jak odrobienie strat i przypieczętowanie złota.
Tymczasem prowadzony przez trenera Żyto Falubaz sprawił wielką sensację. Nie dość, że nie stracił zaliczki, to jeszcze zdobył Motoarenę (40:38), zostając Drużynowym Mistrzem Polski po 18 latach przerwy.
Najlepszy transfer
W tym miejscu zdecydowanie mógłby pojawić się Piotr Protasiewicz, który jednak został opisany w kategorii "bohater". To skutkuje tym, że jako najlepszy transfer Falubazu w ostatnich 20 latach wskazaliśmy Jarosława Hampela.
Jego przeprowadzka do Zielonej Góry przed sezonem 2013 była wielkim hitem transferowym. Hampel - do momentu odniesienia kontuzji, przez którą stracił ok. rok startów - był zdecydowanym liderem i największą gwiazdą Falubazu, w najlepszym sezonie (2013) notując średnio 2,514 punktu na wyścig.
W Falubazie spędził w sumie pięć lat. Przed sezonem 2018 odszedł do Unii Leszno, obecnie reprezentuje Motor Lublin.
Najgorszy transfer
Kandydatów do "wyróżnienia" w tej kategorii było co najmniej kilku. Falubaz w ostatnich 20 latach reprezentowali zawodnicy, których transfery można uznać jako nieporozumienia (patrz choćby: Justin Sedgmen), jednak koniec końców postawiliśmy na Kamila Adamczewskiego.
Ten spędził w Falubazie ostatnie dwa lata wieku juniorskiego (2013-2014). Wiązano z nim ogromne nadzieje, miano wobec niego niemałe oczekiwania, którym Adamczewski raczej nie sprostał. W pierwszym sezonie notował średnio 0,698 punktu na wyścig, w drugim - 1,297, wygrywając w nim tylko siedem wyścigów.