W tym artykule dowiesz się o:
Turnieje poprzedzające GP Challenge też otwierały bramy elity
Zanim o rozstrzygnięciach w tradycyjnych Grand Prix Challenge, nie można nie zapominać o innych drogach awansu do grona najlepszych zawodników na świecie. Pod koniec XX wieku miejsce w cyklu można było wywalczyć także poprzez wcześniej przeprowadzane Finały Kontynentalne i Interkontynentalne. Tutaj niespodzianek również nie brakowało. Dzięki temu pierwszych stałych uczestników głównej serii Grand Prix mogły doświadczyć kraje, które były w drugim lub trzecim szeregu światowej hierarchii.
W 1997 roku bezpośredni awans z Finału Kontynentalnego uzyskali już wiekowi i mający spore doświadczenie z jazdy na arenie światowej: 40-letni Włoch Armando Castagna i 36-letni Węgier Zoltan Adorjan. Za to w 1998 absolutną sensacją w tych zawodach był Czech Marian Jirout, z kolei w 2000 zaskoczył Słoweniec śp. Matej Ferjan, za którym uplasowało się... sześciu Polaków. W tym samym roku Finał Interkontynentalny padł łupem Niklasa Klingberga.
CZYTAJ WIĘCEJ: Popis Leona Madsena w Danii. Duże emocje w Brovst
Stefan Dannoe (Szwecja) - 1997 w Wiener Neustadt
Smakosz piwa, który nie zrobił nigdy wielkiej kariery w lidze polskiej, ale z pewnością przed uzyskaniem awansu z GP Challenge nie można powiedzieć, że był nieznanym i nieuznanym zawodnikiem. W ojczyźnie zawsze solidny ligowiec, na początku kariery medalista krajowych mistrzostw do lat 21. Ba, Dannoe to nawet uczestnik ostatniego jednodniowego Finału Indywidualnych Mistrzostw Świata w Vojens w 1994 roku, gdzie zajął 14. miejsce. Miał też na koncie występy w kadrze narodowej w Drużynowych Mistrzostwach Świata.
W 1997 roku przeszedł suchą stopą przez kwalifikacje krajowe, skandynawskie, a następnie z Finału Interkontynentalnego przeskoczył do Challenge'u. W Austrii przyćmił rodaków: Henrika Gustafssona oraz Petera Karlssona i zajął drugie miejsce. Awans nie był tak oczywisty, bo konkurencja w decydujących zawodach była spora. Dannoe w cyklu startował przez trzy kolejne sezony. Jeździł przyzwoicie, dwa razy stawał na podium pojedynczych rund, choć zasłynął głównie z dyskwalifikacji w sezonie 2000, gdy w Bydgoszczy wpadł na badaniu alkomatem.
ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?
Carl Stonehewer (Wielka Brytania) - 1999 w Lonigo
W sobotę na Słowacji w walce o trzy miejsca premiowane przepustką do jazdy w GP 2022 weźmie udział trzech reprezentantów Wielkiej Brytanii. Powiedzieć, że dawna żużlowa potęga zaczyna się odradzać, to może jeszcze nadużycie, bo jak przypomnieć sobie, iloma zawodnikami zdolnymi do walki wśród najlepszych dysponowały Lwy Albionu w latach 90., to dopiero robiło wrażenie. A zawodnik, o którym teraz mowa, przez lata nie był przecież wymieniany w pierwszym szeregu, jeśli mowa o lewoskrętnych Wyspiarzy.
Dopiero w 1999 zaczęło być o Stonehewerze głośniej. Jazda w finale DMŚ i angaż lidze polskiej to jedno, ale przebrnięcie przez kwalifikacje do GP 2000 to już inna historia. A mówimy o zawodniku, który w kraju ścigał się na drugim ligowym poziomie w Workington Comets. Jego dopiero drugie podejście w kwalifikacjach na poziomie międzynarodowym przyniosło mu jednak ogromny sukces. Do GP Challenge awansował po biegu dodatkowym w Finale Zamorskim. W Lonigo był sensacją i zajął trzecią pozycję. W GP startował potem przez trzy sezony.
Tomasz Chrzanowski (Polska) - 2004 w Vojens
W latach 2002-2004 droga marzących o awansie wiodła nie do znanego wcześniej GP Challenge, a do hucznie nazwanego Wielkiego Finału IMŚ. Od 2005 gruntownej zmianie ulegała też formuła rywalizacji w cyklu i sito eliminacji w 2004 było o wiele ciaśniejsze, ponieważ awans wywalczali tylko dwaj najlepsi. Decydujące zmagania miały miejsce w Vojens, gdzie miejscowi liczyli na czterech swoich reprezentantów. Żaden jednak nie zdołał zmieścić się w ścisłym gronie, co było m.in. zasługą jednego z Biało-Czerwonych.
Zawody padły łupem uznawanego wtedy za największą nadzieję szwedzkiego speedwaya, Antonio Lindbaecka. Tego, kto wraz z nim wywalczył bilet do GP 2005, nie spodziewał się już nikt. Najniżej notowany z naszych rodaków osiągnął życiowy sukces. Chrzanowski najpierw awansował do półfinału, a potem do finału, gdzie musiał pokonać dwóch rywali. Stoczył znakomity bój z Hansem Andersenem i obronił się przed Kennethem Bjerre. Sensacja stała się faktem. Przedstawiciel pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk zaszokował świat speedwaya.
Magnus Zetterstroem (Szwecja) - 2009 w Coventry
Tak wiekowego debiutanta w gronie stałych uczestników nigdy później już nie było. "Zorro" przez lata nie groził awans do Indywidualnych Mistrzostw Świata, nie był nawet powoływany do reprezentacji na Drużynowy Puchar Świata, a zdobycie tytułu w Indywidualnych Mistrzostwach Europy w 2002 raczej traktowano z przymrużeniem oka. Nie można za to zapominać, że rok przed niewątpliwym sukcesem w GP Challenge zdobył złoto w krajowym czempionacie.
W chwili awansu ulubieniec przede wszystkim publiczności w Gdańsku liczył sobie niespełna 38 lat. Na Brandon Stadium w Coventry Zetterstroem czuł się znakomicie od początku do końca. Jedyny bieg przegrał z Jarosławem Hampelem, który zajął 3. miejsce i też awansował. W biegu dodatkowym o triumf pokonał Chrisa Holdera. Szwedzi najmocniej liczyli wtedy na Fredrika Lindgrena, ale to starszy ze szwedzkich zawodników okazał się królem wieczoru. Rok później w GP zajął 13. pozycję, a w kolejnym Challenge'u otarł się o drugi taki awans.
Artiom Łaguta (Rosja) - 2010 w Vojens
Aż trzech zawodników liczyła rosyjska delegacja na finał kwalifikacji w gminie Haderslev w Danii. Speedway Center pamiętało przebojową jazdę reprezentacji tego kraju rok wcześniej, gdy w półfinale DPŚ zupełnie niespodziewanie pogodziła Szwedów oraz Duńczyków i wjechała do wielkiego finału. Roman Povazhny i Grigorij Łaguta brali udział w tamtych zawodach w Vojens i mieli nadzieję na kolejny udany start - tym razem w GP Challenge.
Szczególnie przypatrywano się Łagucie, który szalał w polskiej lidze w barwach Lokomotivu Daugavpils, a wcześniej potrafił walczyć z "dziką kartą" w GP Łotwy. Tymczasem Vojens okazało się szczęśliwe dla jego młodszego brata, na którego raczej nikt nie stawiał. Świetne starty i konsekwencja w jeździe doprowadziły Artioma do triumfu i zaskakującego awansu. Udało się to mimo zera w drugim biegu. W 2011 roku Łaguta nie liczył się w stawce i był w GP outsiderem. Dziś, dokładnie po dekadzie, jest poważnym kandydatem do zdobycia złotego medalu.
CZYTAJ WIĘCEJ: PGE Ekstraliga z KSM czy bez? Mamy nowe informacje
Martin Smolinski (Niemcy) - 2013 w Poole
Na ostateczne potwierdzenie swojej kwalifikacji musiał trochę poczekać, ale już po samych zawodach reprezentant Niemiec mógł być prawie pewien swego. Przed ośmioma laty Smolinski zajął czwarte miejsce, ale na podium stanął Niels Kristian Iversen, który notował sezon życia i walczył o medal w głównym cyklu. Duńczyk zdobył brąz, więc automatycznie "podarował" awans rywalowi w myśl zasad, że w takiej sytuacji ma go kolejny jeździec z Challenge'u.
Tym samym Smolinski stał się pierwszym w historii Niemcem, który wywalczył awans do GP. Ba, od razu w pierwszych zawodach w nowym roku zaskoczył jeszcze bardziej, wygrywając turniej w nowozelandzkim Auckland. Znany wcześniej z osiągania świetnych wyników w longtracku żużlowiec z Landshut nie dał plamy i zajął w końcowej klasyfikacji 12. miejsce. W najbliższą sobotę w Żarnowicy spróbuje nawiązać do wydarzeń z Poole.
Craig Cook (Wielka Brytania) - 2017 w Togliatti
Wspinaczka jegomościa z Whitehaven, który długie lata ścigał się przecież na motocrossie, do piętnastki walczącej w IMŚ przed trzema laty to jedna z ciekawszych historii ostatnich kilku dekad. Na żużel, w którym z czasem zakochał się bez pamięci, zdecydował się późno, bo dopiero w wieku 21 lat rozpoczął ściganie na najniższym poziomie w Wielkiej Brytanii. A już dziesięć lat później stawał pod taśmą w GP, u boku takich legend jak Greg Hancock czy Tai Woffinden. W roku wywalczenia awansu do elity został też indywidualnym mistrzem kraju.
Cook pojechał do Rosji jak po swoje. Falstart i zero w pierwszej serii pozbawiło go na koniec miejsca w TOP3, ale czwarte miejsce też oznaczało, że jego szanse są duże. A to dlatego, że musiał spoglądać na to, jak w głównej serii radził sobie Patryk Dudek. Tak jak wspomniany na poprzedniej stronie Smolinski, tak i Brytyjczyk skorzystał z tego, że jego rywal ukończył cykl na wysokiej lokacie. Cook nie krył się z tym, że mocno kibicuje Polakowi, który zdobył srebro. W 2018 jego akcje stały rzecz jasna nisko. Jednoroczną przygodę ukończył na 16. miejscu.
Oliver Berntzon (Szwecja) i Krzysztof Kasprzak (Polska) - 2020 w Gorican
W tym roku w finale eliminacji zabraknie reprezentanta Szwecji, co pokazuje, jak trudno dostać się do decydującej fazy. Przed rokiem pandemia doprowadziła do odwołania rund wstępnych i obsada GP Challenge była nominowana z klucza geograficznego. Szesnaście federacji otrzymało po jednym miejscu, Szwedzi zdecydowali wysłać się do Gorican Bernztona. Polacy dali natomiast miejsce Kasprzakowi, który wygrał Złoty Kask w 2019 roku.
Notowania zawodnika ze Skandynawii, który krótko przed zmaganiami w Chorwacji dopiero debiutował w PGE Ekstralidze (i do tego nieudanie) oraz fatalnie spisującego się w niej Polaka nie były wysokie. Tymczasem obydwaj sprawili sobie ogromną niespodziankę i stanęli na podium. Berntzon, kiedy stało się jasne, że wywalcza przepustkę do cyklu 2021, padł w ramiona najbliższych i zalał się łzami. Obydwaj jednak w tym roku zgodnie z przypuszczeniami są tłem dla pozostałych i po siedmiu rundach zdecydowanie odstają od konkurentów.
Faworyci wielokrotnie przepadali z kretesem
Oprócz oczywistych sensacji i niespodziewanych szczęśliwców wielokrotnie faworyzowani zawodnicy przepadali w głównych zawodach eliminacyjnych i musieli przełknąć gorycz porażki, żegnając się ze stałym uczestnictwem. Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku zawód przeżywały w Challenge'ach takie tuzy jak: Tomasz Gollob (1995), były indywidualny mistrz świata Sam Ermolenko, Joe Screen (1996), Mark Loram (1998) czy Henrik Gustafsson (2000).
Nie wiodło się też kilkukrotnie Peterowi Karlssonowi (1997, 2001-2002, 2004, 2006), w 2004 o awans otarł się - jak już wspominaliśmy - Hans Andersen. Dwa lata później z GP na dobre wypadł Ryan Sullivan, natomiast w 2007 blisko biletu do raju był Kenneth Bjerre, który notował już dobre wyniki w czołowych ligach. W końcu nie raz i nie dwa (choćby rok temu w Gorican) nie udało się wspomnianemu wcześniej starszemu z braci Łagutów. To jeden z najlepszych żużlowców w historii, który nigdy nie był pełnoprawnym uczestnikiem cyklu GP.