Wyprawa na Antarktydę droższa niż wejście na Everest. "To bardzo niebezpieczne miejsce"

Michał Leksiński jest coraz bliższy zdobycia Korony Ziemi. Podróżnik wrócił z wyprawy na najwyższy szczyt Antarktydy - Mount Vinson (4892 m). - Fascynująca wyprawa. Ale tam trzeba uważnie stawiać każdy krok - opowiada nam.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Michał Leksiński Materiały prasowe / Michał Leksiński
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Jest pan na drodze do zdobycia Korony Ziemi, czyli najwyższych szczytów na każdym kontynencie. Jakie wrażenie po zdobyciu Mount Vinson?

Michał Leksiński (rzecznik prasowy Zimowej Narodowej Wyprawy na K2 17/18, podróżnik): Nie była to ani najbardziej ekstremalna, ani najdłuższa wyprawa w moim życiu, ale śmiało mogę ją nazwać najbardziej fascynującą. Antarktyda jest magicznym miejscem i niezwykle tajemniczym. Ponad 99 procent tego kontynentu to lodowa pustynia, a zaledwie pół procent to skaliste góry, które w takiej okolicy robią jeszcze większe wrażenie. Nie dziwię się, że wielu ludzi potrafi przelecieć cały świat, by choć przez parę dni cieszyć się takim widokiem.

Podczas wyprawy miał pan czas, by lepiej poznać kontynent?

Rzeczywiście było kilka okazji do poznania Antarktydy, jednak trzeba pamiętać, że poruszanie się po Antarktydzie jest bardzo niebezpieczne i już samo wyjście z bazy to spore ryzyko. Tam trzeba uważnie stawiać każdy krok.
Tak wygląda baza pod Mount Vinson. Wyprawy na szczyt trwają średnio 6-10 dni. Tak wygląda baza pod Mount Vinson. Wyprawy na szczyt trwają średnio 6-10 dni.
O czym konkretnie pan mówi?

Choć Antarktydę nazywa się lodową pustynią, to w rzeczywistości ten teren jest poprzecinany wieloma bardzo niebezpiecznymi lodowcami, a co za tym idzie, szczelinami. Baza ogrodzona jest tyczkami, a wyjście poza sprawdzony teren, to narażanie się na wpadnięcia w jedną z takich szczelin. Wiele z nich jest niewidocznych gołym okiem, ale nadepnięcie na takie miejsce może mieć fatalne konsekwencje. Nawet wycieczki specjalnym samochodem odbywają się tylko w obrębie dość niewielkiego, sprawdzonego, terenu. Wyjazd poza utarty szlak może skończyć się tragedią.

Coś jeszcze pana zaskoczyło?

Choć już podczas jednej z wcześniejszych wypraw miałem okazję poznać czym tak naprawdę jest dzień polarny, to jednak na Antarktydzie to zjawisko było jeszcze wyraźniejsze. Po prostu przez całą dobę świeciło słońce i można było mieć wrażenie, że jest środek dnia. Wbrew pozorom to dość znacząco utrudniało funkcjonowanie w tym miejscu i sprawiało, że musieliśmy bardzo restrykcyjnie pilnować godzin wspinaczki i odpoczynku, by nie rozchwiać organizmów. Nie raz bywało tak, że musieliśmy się zmuszać, by iść już spać. Po powrocie do Polski doceniłem ciemności zapadające każdej nocy. To naprawdę jest przydatne.
Na potrzeby turystów na Antarktydzie zorganizowano nawet pas startowy. Samolot to jedyny środek transportu, którym można dotrzeć w to miejsce. Loty odbywają się tylko przy idealnej pogodzie Na potrzeby turystów na Antarktydzie zorganizowano nawet pas startowy. Samolot to jedyny środek transportu, którym można dotrzeć w to miejsce. Loty odbywają się tylko przy idealnej pogodzie
Wcześniej powiedział pan, że podczas tej wyprawy nie doświadczyliście trudnych warunków, a przecież Antarktyda powszechnie kojarzy się z ekstremalnymi temperaturami. To kolejny mit?

Na szczycie Mount Vinson było -35 stopni Celsjusza, a w niższych obozach temperatura dochodziła do -20 stopni. Trzeba jednak przyznać, że temperaturę odczuwa się tam inaczej niż choćby na naszym kontynencie, gdzie dochodzi przede wszystkim duża wilgotność. Na Antarktydzie powietrze jest suche, ale można powiedzieć, że nawet przy -20 stopniach Celsjusza jest dość przyjemnie. Oczywiście mieliśmy specjalistyczny sprzęt przystosowany do tak niskich temperatur. Zaryzykuję jednak tezę, że w Europie zimą zdarzają się bardziej dokuczliwe momenty niż warunki panujące na szczycie Mount Vinson.

Z pana słów wynika, że nie była to trudna wyprawa.

Sama akcja górska faktycznie nie była bardzo trudna. Baza znajduje się na wysokości 2100 metrów i tam dolatują samoloty. Pierwszą część podróży na szczyt pokonuje się ciągnąc za sobą sanie ze sprzętem. Potem wchodzi się na poziom obozu wysokiego za pomocą lin poręczowych. Miałem szczęście, bo wspinałem się w małej, trzyosobowej ekipie z przewodnikiem i nam akcja górska zajęła nieco ponad sześć dni. To byli doświadczeni wspinacze z USA i wyprawa minęła nam bardzo sprawnie. Zdecydowanie trudniej było wcześniej.

ZOBACZ WIDEO: Był w szoku. Trener Realu spełnił abstrakcyjną prośbę kibica

Mówi pan o dopełnieniu wszystkich formalności związanych z wyprawą?

Przez ponad dwa lata musiałem wykonać gigantyczną pracę, by móc wyruszyć na ten szczyt. Pod tym względem to była najtrudniejsza misja w moim życiu. Wysłałem ponad 3,5 tysiąca ofert sponsoringowych, a zaledwie kilka procent z nich doczekało się jakiejkolwiek odpowiedzi. Musiałem być jednak cierpliwy, bo bez wsparcia partnerów nie byłoby szans na zorganizowanie tak skomplikowanego przedsięwzięcia.
Michał Leksiński współpracuje z fundacją Happy Kids i to właśnie z flagą tej organizacji wchodzi na kolejne szczyty Michał Leksiński współpracuje z fundacją Happy Kids i to właśnie z flagą tej organizacji wchodzi na kolejne szczyty
Koszty są aż tak wysokie?

Na szczyt Mount Vinson można się dostać tylko przy pomocy specjalnych agencji logistycznych i wysokogórskich, które znają teren i potrafią zorganizować wyprawę w tym specyficznym terenie. W tym przypadku same koszty wynajęcia agencji wynoszą 45 tysięcy dolarów. Do tego dochodzą koszty związane z przylotem na miejsce, które w zależności od szczęścia mogą wahać się od czterech do ośmiu tysięcy złotych. Dodatkowo we własnym zakresie trzeba skompletować cały sprzęt wysokogórski, który też jest bardzo drogi. W moim przypadku akurat te wydatki nie były niezbędne, bo całe wyposażenie miałem już z poprzednich wypraw.

Wychodzi więc na to, że zdobycie najwyższego szczytu Antarktydy jest droższe niż wejście na Mount Everest.

Wyjazd w Himalaje jeszcze przede mną, ale faktycznie jest możliwe wejście na Mount Everest za mniejsze pieniądze. Różnica jest taka, że w przypadku Mount Vinson mówimy o dość sztywnych kwotach, a w przypadku Everestu widełki są znacznie większe i rozciągają się od 40 do nawet 100 tysięcy dolarów.
Takich widoków jak na Antarktydzie nie ma nigdzie indziej na świecie. Pasmo górskie wyrasta pośród lodowej niziny. Takich widoków jak na Antarktydzie nie ma nigdzie indziej na świecie. Pasmo górskie wyrasta pośród lodowej niziny.
Jakie ma pan kolejne plany?

Planuję zdobyć "rozszerzoną Koronę Ziemi", czyli nie siedem, a dziewięć szczytów. Rozbieżności dotyczą tego, czy za najwyższy szczyt Europy należy traktować Mont Blanc czy może Elbrusa. Podobny problem jest z Australią i Ocenią, bo w jednej wersji najwyższym szczytem jest Góra Kościuszki, a w innej Piramida Carstensza. Mi do zdobycia zostały już tylko Mount Everest w Azji i powtórka Denali w Ameryce Północnej. Ten drugi zamierzam zdobyć już w czerwcu tego roku. Po przygodzie na Antarktydzie mam jeszcze większą motywację. Everest planuję na wiosnę 2024. Jednak ta wyprawa będzie uzależniona od pozyskania sponsorów.

***
Antarktyda to piąty największy kontynent na ziemi. Jego powierzchnia wynosi 14 mln km kwadratowych, co sprawia, że ten kontynent jest większy od Europy (10 mln km kwadratowym). Antarktydę na stałe zamieszkuje około tysiąca osób. Ze względu na trudne warunki i spore niebezpieczeństwo, wycieczki w ten rejon świata odbywają się bardzo rzadko.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Philip Platek: Mam pomysł na ŁKS
Zalewski wbił szpilkę Mourinho

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×