Do Polski napływają świetne wieści. Dokonał tego, jako pierwszy w historii

Bartosz Ziemski najpierw wszedł na Annapurnę (8091 m n.p.m) bez użycia dodatkowego tlenu, a potem zjechał na nartach. To pierwsze takie osiągnięcie w historii polskiego himalaizmu. W drodze na szczyt towarzyszył mu Oswald Rodrigo Pereira.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Bartosz Ziemski (z prawej) i Oswald Rodrigo Pereira świetnie rozpoczęli swój pobyt w Himalajach Facebook / Facebook/Polski Himalaizm Sportowy / Bartosz Ziemski (z prawej) i Oswald Rodrigo Pereira świetnie rozpoczęli swój pobyt w Himalajach.
Bez wspomagania tlenem z butli, bez pomocy Szerpów - Bartosz Ziemski oraz Oswald Rodrigo Pereira weszli w bardzo szybkim tempie na Annapurnę (8091 m n.p.m.). To była jednak dopiera (i aż) pierwsza część ich celu. Otóż na szczycie Ziemski założył narty i zjechał na wysokość 4800 m n.p.m., gdzie kończyła się śnieżna powłoka. - To wielki sukces polskiego himalaizmu - przyznał w rozmowie z serwisem tvn24.pl, prezes Polskiego Związku Alpinistycznego, Piotr Pustelnik.

O planach rozmawialiśmy z tym duetem tuż przed ich wylotem w Himalaje (TUTAJ znajdziesz całą rozmowę >>). - Z wierzchołka Annapurny dotychczas udało się zjechać tylko trzy razy w historii (nikomu z Polaków - przyp. red.), a ostatni raz prawie 30 lat temu i nikt dokładnie nie wie, jak to się odbyło. Nie ma udokumentowanych zjazdów ani z Annapurny, ani z Dhaulagiri. Więc czeka nas coś zupełnie nowego - mówił wówczas Ziemski.

Ano właśnie. Wejście na Annapurnę i zjazd z tej góry w wykonaniu Ziemskiego jest więc jednym z ważniejszych osiągnięć polskiego himalaizmu. A to nie koniec. Duet chce również wejść na Dhaulagiri (8167 m n.p.m.). I oczywiście Ziemski będzie próbował zjechać ze szczytu. Gdyby to się udało, polski duet dokona rzeczy wręcz przełomowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!

Na razie jednak Ziemski i Pereira muszą sobie radzić z problemami. Otóż podczas wspinania się na Annapurnę doszło do groźnej sytuacji. - W naszym pierwszym wyjściu aklimatyzacyjnym zostawiliśmy na wysokości 5700 m n.p.m. depozyt, w którym był namiot z całym sprzętem do ataku szczytowego. Wszystko przepadło w ogromnej lawinie - można przeczytać w poście zamieszczonym na profilu FB Polskiego Himalaizmu Sportowego.

I co zrobili himalaiści? - O tym, co z tego wyniknęło i czemu chodziliśmy po lawinisku w samych kalesonach opowiemy jak już odpoczniemy - krótko skomentowali.

Zobacz ten wpis.

Trzymamy kciuki, aby zdobycie Dhaulagiri również zakończyło się sukcesem. Polski himalaizm - po kilku latach ciszy - znów wraca do gry.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×