Simone Moro dla WP SportoweFakty: Pomódlmy się za Tomka Mackiewicza

AFP / AFP PHOTO/MARIANNA ZANATTA SPORTS MARKETING MANAGEMENT / Simone Moro (z prawej) oraz Ali Sadpara na szczycie Nanga Parbat - 26.02.2016.
AFP / AFP PHOTO/MARIANNA ZANATTA SPORTS MARKETING MANAGEMENT / Simone Moro (z prawej) oraz Ali Sadpara na szczycie Nanga Parbat - 26.02.2016.

Dwa lata temu między Moro, a Mackiewiczem doszło do ostrego konfliktu. Włoch jako pierwszy człowiek w historii dokonał zimowego wejścia na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Polak nie uznał tego sukcesu, zarzucał rywalowi oszustwo.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: To już dwa lata. 26.02.2016 stanął pan na wysokości 8126 m n.p.m. Na szczycie Nanga Parbat.

Simone Moro: W takich momentach człowiek uzmysławia sobie, jak ten czas pędzi.

Pamięta pan jeszcze, o czym myślał, będąc na szczycie?

Spędziliśmy na szczycie zaledwie 10 minut. W takich sytuacjach jesteśmy tak zmęczeni, że niewiele się pamięta i ma niewiele myśli. Byłem z pewnością przez tę chwilę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Pierwsze skojarzenie na nazwę Nanga Parbat?

Wielka góra.

Każdy ośmiotysięcznik jest wielki.

Tak, ale Nanga jest wyjątkowa z bardzo prostego powodu, otóż najwyższa góra świata, czyli Mont Everest jest niby na wysokości 8848 m n.p.m., ale podnóże góry to mniej więcej ok. 3700 m n.p.m. Wie pan, jak te liczby kształtują się w przypadku Nangi?

Z pewnością pan je zna na pamięć.

Owszem. Szczyt Nangi to 8126 m n.p.m. Zaledwie 25 km dalej, u podnóża góry jest rzeka Indus. Płynie ponad 7000 metrów niżej! To największe względne wzniesienie na świecie na tak krótkim odcinku. Można zastosować uproszczenie, że na Nangę trzeba wchodzić dwa razy dłużej niż na Everest. Poza tym Nanga jest bardzo skomplikowana i niebezpieczna.

Wręcz mityczna. Dlaczego w 2016 roku udało się panu zdobyć "diabelską górę"?

Właściwie dobrany zespół, dobra pogoda, odpowiednie przygotowanie i szybkość.

Szybkość?

Tak. Z obozu głównego (ok. 4000 m n.p.m.) w zaledwie 9 godzin wspięliśmy się do obozu drugiego (6100 m n.p.m.). A droga z poziomu 7100 m n.p.m. na szczyt zajęła nam mniej więcej osiem i pół godziny. Wyszliśmy o siódmej rano, a na górze zameldowaliśmy się o 15:37.

Zdobycie Nanga Parbat to największe osiągnięcie w pana karierze?

Jedno z trzech najważniejszych.

Po zejściu okazało się, że Tomasz Mackiewicz nie uznaje waszego wejścia. Co pan wtedy czuł? Co pan teraz czuje?

Po tym, co zdarzyło się na Nanga Parbat w tym roku, po tragedii Eli Revol i Tomka, nie czas na rozdrapywanie ran. Teraz jest czas na płacz.

Co chciałby pan przekazać Polakom w tak trudnym momencie?

Bycie odkrywcą i pisanie historii to niebezpieczne i wymagające zajęcie. Polacy mają wielkie tradycje, są krajem, w którym urodziło się wielu odważnych ludzi. Dlatego zatrzymajmy się na chwilę, pomódlmy za Tomka, ale traktujmy to jako złożenie hołdu, a nie ciągłe rozpamiętywanie jego śmierci.

Gdzie pana zastała smutna informacja o tragedii podczas wyprawy Revol i Mackiewicza?

Byłem na Syberii, nieco odcięty od świata. Dlatego nie mogę wyrazić opinii na temat, co tam się właściwie stało.

Nie dowiemy się więc, jak pan ocenia akcję Denisa Urubki, Adama Bieleckiego, Jarosława Botora oraz Piotra Tomali, w wyniku której udało się uratować francuską himalaistkę?

Nie, tak samo, jak nie odpowiem, czy była szansa iść wyżej, po Tomka. Po prostu nie wiem.

Na Syberii zdobył pan - po raz pierwszy w historii - Pobiedę. 3003 m n.p.m. nie brzmią specjalnie efektownie.

A zdziwi się pan. Myślę, że moją ostatnią wyprawę można spokojnie porównać do trudnych wspinaczek w Himalajach.

Co jest trudnego dla tak doświadczonego wspinacza w zdobyciu wysokości 3003 m n.p.m.?

Nie o wysokość chodzi. Pobieda znajduje się oddalona od jakichkolwiek skupisk ludzkich. Jeżeli doszłoby do jakiegokolwiek wypadku, to zostalibyśmy skazani tylko na siebie (Moro wspiął się na Pobiedę razem z Tamarą Lunger - przyp. red.). Poza tym tam panują niewiarygodnie niskie temperatury, dochodzą do minus 70! Na całe szczęście nas pogoda nieco oszczędziła. Wspinaliśmy się przy ok. minus 50 stopniach. Wspięliśmy się w ciągu 11 godzin, aby nie zamarznąć. Latem najczęściej udaje się zdobyć szczyt w trzy dni. Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy wspinać się bardzo szybko.

Kolejne plany?

Jest mnóstwo pomysłów, ale jeszcze nie mam oficjalnie zatwierdzonej kolejnej wyprawy. Na razie chcę napisać książkę i zmontować film o Pobiedzie. Najważniejsze, że mimo 35 lat treningów nadal czuję się silny.

Simone Moro (pierwszy z lewej) podczas jednego ze spotkań z sympatykami himalaizmu, w Mediolanie.
Simone Moro (pierwszy z lewej) podczas jednego ze spotkań z sympatykami himalaizmu, w Mediolanie.

Podobno nie wspina się pan na K2, bo pańska żona miała sen, że tam pan umrze. Prawda?

Też.

Co to znaczy też?

Z jednej strony rzeczywiście jest tak, jak pan powiedział. A z drugiej, nie będę się tam wspinał zimą, bo Polacy to zrobią w tym roku. Osiągną sukces. Przejdą do historii.

Mówi pan o wyprawie prowadzonej przez Krzysztofa Wielickiego.

Tak. Doskonale znam tych ludzi. Z Denisem Urubko wspinałem się 15 lat. To ja go wprowadziłem w świat wspinaczki, podpowiedziałem, co ma robić, nie raz i nie dwa sponsorowałem. Adama Bielickiego poznałem w 2016 roku. Z Wielickim spotkaliśmy się wiele razy w Polsce, Pakistanie, we Włoszech. Jestem pewien, że Krzysiek Wielicki wróci do waszego kraju z pierwszym zimowym wejście na K2. I to będzie sukces całego zespołu.

Nawet jak na górze pojawi się tylko Urubko, który postanowił bez zgody kierownika wyprawy zaatakować szczyt?

Tak. Takie wyprawy to gra zespołowa (rozmowa z Simone Moro odbyła się w sobotę, 24.02.2018, jeszcze przed doniesieniami o tym, że Urubko postanowił jednak wrócić do bazy).

***

Między Tomaszem Mackiewiczem a Simone Moro nie było zgody. "Czapkins" od wielu lat próbował zdobyć Nanga Parbat zimą: wychodził coraz wyżej i wyżej, ale ostatecznie się wycofywał. Podobnie było dwa lata temu. W 2016 roku Mackiewicz doszedł do poziomu 7500 m n.p.m. i znów odpuścił. Kilkanaście dni później na szczycie zameldowali się: Moro, Alex Txikon oraz Ali Sadpara.

Mackiewicz i Moro mocno się starli. Polak narzekał, że Moro robił mu problemy podczas organizacji wyprawy, Włoch się od tego odcinał. W końcu Mackiewicz poddał w wątpliwość, że Moro w ogóle wszedł na szczyt. Twierdził, że dowody, które pokazał włoski himalaista się niewystarczające. - Jestem zdegustowany niskim poziomem polemiki z Tomkiem i zrozumiałem, że nie ma ona sensu, bo posiadając tak konkretny dowód prawdopodobnie wchodząc na szczyt, tym samym zniszczyłeś czyjeś marzenie dotarcia tam, gdzie sam dotarłeś - mówił Moro w rozmowie z serwisem portalgorski.pl.

Dodajmy, że oficjalnie Włoch (razem z dwoma partnerami wspinaczkowymi) został uznany pierwszym zimowym zdobywcą Nanga Parbat. Wybitni himalaiści - między innymi Krzysztof Wielicki oraz Ryszard Pawłowski - po analizie materiałów nie mieli żadnych wątpliwości.

ZOBACZ WIDEO Żona Tomasza Mackiewicza nie czuła się na siłach na spotkanie z Revol

Komentarze (6)
mechanikwirus
27.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tak powiedział, bo zawsze się dobrze życzy drugiemu człowiekowi. Ja też chciałbym, żeby ten szczyt zdobyli. 
avatar
Andrzej Garczewski
26.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
kolejny dowód na durnotę Mackiewicza 
avatar
Allez
26.02.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Autor moglby dodac (gdyby wiedzial), ze Tamara Lunger, z ktora teraz Moro zdobyl Pobiede, szla tez z nim, Txikonem i Sadpara na szczyt Nanga Parbat. Wycofala sie pod szczytem i wrocila do Czytaj całość
avatar
Allez
26.02.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"został uznany pierwszym zimowym zdobywca...." - panie Bobakowski, niech pan sprawdzi, co to jest "rusycyzm" oraz dlaczego to duzy blad. A przy okazji niech sie pan dowie, skad sie takie bled Czytaj całość
avatar
Tom.
26.02.2018
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Czuć wyraźnie, że wręcz błaga Polaków, by zdobyli K2 zimą, by nie musiał tego robić on i "sprawdzać" snu swojej żony... Brrr, lepiej by nie sprawdzał ... ;)