W piątkowy wieczór Łukasz Majewski odebrał statuetkę dla jednego z najlepszych dziesięciu sportowców regionu radomskiego z rąk najwyższych władz miasta. Poza wyróżnieniem indywidualnym, w niedzielny wieczór mógł się cieszyć ze świetnego występu swojej drużyny, która pokonała mistrza Polski ze Zgorzelca. - Nie ma co ukrywać - lepszego weekendu nie można było sobie wymarzyć - przyznał.
[ad=rectangle]
Rosa niespodziewanie zwyciężyła PGE Turów 90:73. - Bardzo cieszy wygrana z taką drużyną, z którą czasami nie wystarczy zagrać na sto, ale na sto dwadzieścia czy nawet sto pięćdziesiąt procent - podkreślił kapitan, który zapisał na swoim koncie 7 punktów w trakcie niecałych 26 minut spędzonych na parkiecie. Dołożył do tego 4 zbiórki, ale świetną pracę wykonał przede wszystkim w obronie.
Zgorzelczanie byli jedynie tłem dla równo i niezwykle skutecznie grających gospodarzy. - Wykorzystaliśmy to, że rywal miał trochę słabszy dzień. Wiemy również, że ma napięty terminarz, dopiero co grał w Sewilli - zaznaczył skrzydłowy, dodając po chwili: - Nas cieszy to, że potrafiliśmy ich "ugryźć" i na dwóch końcach parkietu zagraliśmy fajne zawody.
Przed rozpoczęciem spotkania wydawało się, iż przyjezdni bez najmniejszych problemów zdominują radomian w strefie podkoszowej. Tymczasem stało się inaczej. - Bardziej to, że będą nas atakować "na dole". Tak to jednak nie wyglądało. Jeżeli się rotuje ustawieniem, pomaga w obronie, to nie ma takich problemów, nawet jeśli ktoś ma dużą przewagę - stwierdził 32-latek.
- Oni mogli mieć teoretyczną przewagę pod koszem, a my na obwodzie, bo jesteśmy trochę szybsi. To też wykorzystaliśmy. W pewnych momentach graliśmy taką "piątką", w której każdy zawodnik groził rzutem za trzy punkty - przypomniał Majewski. - Ciężko się gra przeciwko takiemu zespołowi. Wykorzystaliśmy swoje atuty bardziej, to cieszy - nie ukrywał.
Niedawno do Rosy dołączył Mike Taylor. Wprowadził w szeregi zespołu wiele energii, pokazując się ze świetnej strony już w debiucie, przeciwko Anwilowi Włocławek. Kapitalne zawody rozegrał także w niedzielę. - Pamiętam go, jak jeszcze w poprzednim sezonie występował w Turowie. Potrzebowaliśmy takiego zawodnika, który czasem weźmie trochę gry na siebie - powiedział "Maja".
Amerykanin sporo różni się od zawodników, którzy występowali lub występują na pozycji numer jeden w ekipie z Mazowsza. - Zupełnie inny od Kamila [Łączyńskiego-przyp. P.D.] i też od Danny'ego, bo więcej gra na koźle i na penetracji. Jest z nami trzy tygodnie, więc jeszcze się docieramy - nadmienił kapitan, wspominając na koniec o kłopotach zdrowotnych: - Wciąż nie ma z nami Johna, ale pomału wraca po kontuzji. Na pełnych obrotach nie mógł grać Robert, który narzeka na uraz.