Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Michał Ignerski

EBL. Michał Ignerski. Klasowe wzmocnienie Anwilu Włocławek

Karol Wasiek

Można było się spodziewać, że Michał Ignerski pomoże Anwilowi w najważniejszej części sezonu, ale że jego wkład w zwycięstwa będzie aż tak duży, jest pewnym zaskoczeniem. Gracz udowadnia, że nic nie stracił ze swojej dawnej klasy.

Jego powrót do Energa Basket Ligi po prawie 13 latach jest największą niespodzianką tego sezonu.

Ignerski wrócił, bo zapragnął walki o mistrzostwo Polski. Ten głód narastał od momentu, gdy koszykarz w styczniu dołączył... do II-ligowego AZS-u Basket Nysa. Tam radził sobie znakomicie i poczuł, że stać go na grę na znacznie wyższym poziomie.

- Gdy podczas treningów i meczów na II-ligowych parkietach poczułem, że ciało funkcjonuje odpowiednio i mam z tego dużą radość, to pomyślałem o grze na wyższym poziomie. Jeżeli te aspekty by nie zafunkcjonowały, to nie pchałbym się do ekstraklasy za wszelką cenę. Nie przyszedłbym do PLK, gdybym miał tylko chodzić po boisku - tłumaczył doświadczony koszykarz (czytaj cały wywiad ->> TUTAJ).

ZOBACZ WIDEO Serie A: Milan wygrywa, ale Krzysztof Piątek nie strzela [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Można było się spodziewać, że Ignerski pomoże Anwilowi w najważniejszej części sezonu, ale że jego wkład w zwycięstwa będzie aż tak duży, jest pewnego rodzaju zaskoczeniem. Po jego ruchach i zachowaniu na boisku w ogóle nie widać, że miał ponad trzyletnią przerwę od koszykówki. Warto odnotować, że w tym czasie zajmował się firmą deweloperską ("IgnerHome"), którą z miesiąca na miesiąc stopniowo rozwijał. W tym momencie na rynku świdnickim jest jednym z liderów.

Śmiało można przywołać nieco żartobliwe stwierdzenie Szymona Szewczyka, który w momencie podpisywania umowy z Ignerskim mówił: "Kondycję możesz stracić, ale rzutu i inteligencji boiskowej nie przepijesz". Jego słowa okazały się strzałem w dziesiątkę. Tak jak transfer Ignerskiego.

Koszykarz ma za sobą dziewięć meczów w barwach Anwilu. Średnio notuje ponad dziewięć punktów i trzy zbiórki. Z dystansu trafia na znakomitej, 43-procentowej skuteczności. 6 z 9 spotkań kończył z podwójną zdobyczą punktową. W play-off wskoczył na jeszcze wyższy poziom - w serii ze Stalą miał dziesięć oczek na mecz.

Ignerski znakomicie wpasował się w system trenera Igora Milicicia, który już od kilku lat naciskał go na transfer do Anwilu. Doświadczony koszykarz ma u niego zielone światło na oddawanie rzutów (średnio osiem w meczu). Poza tym dobrze radzi sobie w roli... środkowego, po tym jak poważnej kontuzji nabawił się Josip Sobin, podstawowy center włocławskiego zespołu.

- Nie pamiętam go, żeby kiedykolwiek grał jako środkowy. Widać, że dobrze sobie radzi. Rzut? To był zawsze jego największy atut, więc nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie - przyznaje Michał Chyliński, kapitan Stali.

Ignerski w serii ćwierćfinałowej umiejętnie wyciągał Shawna Kinga, który nie umiał dopasować się do gry na obwodzie. Z tego mistrzowie Polski mieli prawdziwą kopalnię punktów. Nowy Anwil jest jeszcze groźniejszy dla rywali. Na każdej pozycji jest zawodnik, który dysponuje solidnym rzutem z dystansu. - Każdy zrobił krok do przodu. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że trzeba wypełnić tę lukę po Josipie - tłumaczy Kamil Łączyński.

Teraz Ignerski i spółka sprawdzą formę Arki w półfinale Energa Basket Ligi.

Zobacz także: EBL. Tane Spasev, trener Legii: Florence wygrał mecz

< Przejdź na wp.pl