Błachowicz z syndromem Gołoty? Wielkie umiejętności, słaba psychika

Jan Błachowicz swoim ostatnim występem na gali UFC 191 rozczarował swoich fanów. Były mistrz KSW postawą zaczyna przypominać Andrzeja Gołotę, który zawodził wtedy, gdy zwycięstw pragnęła cała Polska.

Waldemar Ossowski
Waldemar Ossowski
W Polsce bezkonkurencyjny, w Stanach Zjednoczonych brawurowo zaczął karierę i szybko doszedł do wielkich walk. Tak w skrócie można powiedzieć o latach świetności Andrzeja Gołoty, określanego przez wielu jako "Ostatnia nadzieja Białych". Wielkie umiejętności w przypadku "Andrew" nie zawsze szły w parze z psychiką, która zawodziła w najważniejszych walkach, m.in. z Riddickiem Bowe, Lennoxem Lewisem czy Mikem Tysonem.
Podobnie rzecz ma się w przypadku Jana Błachowicza. W Polsce przez wiele lat panował w wadze półciężkiej, był mistrzem KSW i kilkukrotnie udanie bronił pasa w starciach z wymagającymi rywalami, jak Goran Reljic czy Houston Alexander. Gdy na ojczystej ziemi osiągnął już wszystko co mógł, Błachowicz postanowił spełnić swoje marzenia i podpisał kontrakt ze światowym potentatem MMA. Wiele osób było ciekawych postawy czempiona KSW w oktagonie UFC, chcieli zweryfikować czy polską federację a organizację Dany White'a faktycznie dzieli przepaść. Wyznacznikiem tego miał być właśnie Błachowicz, za którym stała "legendarna polska siła". Debiut w Ilirem Latifim był wielce oczekiwany, a Polak nie uchodził za faworyta walki. Wymiar szybkiego zwycięstwa wywołał jednak falę euforii w Polsce, tym bardziej, że Szwed radził sobie całkiem nieźle w UFC. Fachowcy zaczęli zestawiać zawodnika Ankosu Zapasy Poznań w gronie poważnych kandydatów do walki o pas. Euforia trwała, a bardziej "balon" został napompowany z chwilą ogłoszenia gali UFC w Krakowie z udziałem Błachowicza w jednym z dwóch głównych pojedynków. Presja wzrastała.
Jan Błachowicz nie tak wyobrażał sobie swoją przygodę w UFC Jan Błachowicz nie tak wyobrażał sobie swoją przygodę w UFC
Pomimo iż Jimi Manuwa uchodził za solidnego rywala, to w Polaku widziano faworyta, wojownika bardziej przekrojowego. Odczuwał to zapewne sam Błachowicz z każdym dniem zbliżającym go do gali. Wreszcie wszystkie oczy 11 kwietnia zostały skierowane na niego, jako na największą polską gwiazdę debiutanckiej imprezy UFC w Polsce. Presja była tym większa, że przed nim w klatce zawiedli inni Polacy, a występ Błachowicza miał zatrzeć złe wrażenia. Niestety "balonik pękł", Błachowicz przegrał zdecydowanie, nie pokazując swojego stylu, ani chwili nie zagrażając też Anglikowi. Po gali zapowiedział, że wróci silniejszy, kibice mocno w to uwierzyli.

Wreszcie hitem tegorocznego okresu wakacji okazała się wiadomość o starciu Jana Błachowicza a Anthonym Johnsonen na UFC 191 w Las Vegas. Wszyscy jednoznacznie twierdzili - to jest wielka szansa dla cieszynianina. Gdy ten pojedynek odwołano, kibice byli zawiedzeni. Na pocieszenie pozostał fakt, że 32-latek dostanie szansę odbudowania formy w pojedynku z Corey'em Andersonem, zawodnikiem mniej doświadczonym i młodszym o 7 lat. To miała być łatwa walka, która pozwoli Błachowiczowi starać się o duże pojedynki w UFC. Stało się inaczej. Polak ponownie nie był sobą w walce i doznał drugiej z rzędu porażki. Co poszło nie tak podczas starcia z Andresonem? Ponownie presja przesądziła o złej postawie Błachowicza? Prawdopodobnie tak i myśl, że tego pojedynku absolutnie przegrać nie wolno, gdyż marzenia o zwojowaniu świata będą już nie do spełnienia.

To już nie pierwsza taka sytuacja w karierze Jana Błachowicza. W 2011 roku, kiedy toczył najważniejszą walkę w życiu z Rameau Thierrym Sokoudjou na KSW 17, również coś zawiodło i nie zdobył on pasa KSW. W Krakowie i Las Vegas niestety sytuacja się powtórzyła. Oby "Cieszyński Książe" wrócił silniejszy do oktagonu UFC, ale to prawdopodobnie nie nastąpi zbyt szybko.

Waldemar Ossowski
Obserwuj@PolskieMMA

 
Czy Jan Błachowicz osiągnie jeszcze sukces w UFC?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×