Występ Szeligi zaskoczył kibiców. "Mogłem strzelić dwie bramki"

Sebastian Kordek

Mało kto spodziewał się, że od pierwszej minuty w zespole Piasta Gliwice na mecz ze Śląskiem Wrocław na prawej pomocy nie będzie biegał Matej Izvolt lub Pavol Cicman. Marcin Brosz jednak zaskoczył.

Gliwiczanie mogli pokusić się o pełną pulę w meczu ze Śląskiem Wrocław, ale nieco zawiodła ich skuteczność. Ostatecznie padł wynik 1:1. - Byliśmy blisko zwycięstwa, bo mieliśmy dużo sytuacji i na pewno żałujemy, bo mogliśmy pokusić się o zgarnięcie kompletu punktów. Z drugiej jednak strony trzeba cieszyć się z każdej zdobyczy i ją szanować, bo wszystkie "oczka" będą ważne - powiedział Bartosz Szeliga, pomocnik Piasta Gliwice.

Spotkanie miało dwie różne połowy. W pierwszej przeważali wrocławianie, a to gospodarze strzelili gola. Po zmianie stron warunki gry dyktował Piast i bramkę zdobyli przyjezdni. - Mieliśmy więcej szczęścia w pierwszej połowie pod naszą bramką. Darek Trela znakomicie wybronił kilka strzałów, a my w końcu trafiliśmy na 1:0. Po przerwie nie daliśmy rady podwyższyć, a Śląsk przeprowadził jedną kontrę i doprowadził do wyrównania - opisał skrzydłowy. - Sam mogłem strzelić dwie bramki, bo miałem ku temu sytuacje. Jednak nie załamujemy się, mamy cenny punkt, a w następnej kolejce jedziemy powalczyć z Wisłą - dodał.

Czego zatem zabrakło młodemu zawodnikowi, aby przynajmniej raz wpisać się na listę strzelców? - Myślę, że zimnej głowy. Przede wszystkim przy tej drugiej sytuacji, bo wystarczyło tylko dołożyć stopę i by wpadło. Jednak chciałem uderzyć na siłę, piłka przeleciała gdzieś po nodze i nie trafiłem - analizował były piłkarz Sandecji Nowy Sącz.

Występ Szeligi był niemałym zaskoczeniem. Zawodnik ten do tej pory praktycznie w ogóle nie grał w pierwszym zespole, ale tym razem dostał szansę od Marcina Brosza. - Czułem się bardzo dobrze i fajnie mi się współpracowało z Adrianem Klepczyńskim. Wydaje mi się, że zagrałem przyzwoicie - spuentował "Szeli".

< Przejdź na wp.pl