Nie spuścimy z tonu - rozmowa z Adamem Babiczem, rozgrywającym SPR BRW Stali Mielec
Beniaminek PGNiG SuperLigi Stal Mielec zaskakuje od początku sezonu. Jej "głównodowodzący" na boisku, rozgrywający Adam Babicz w rozmowie dla portalu SportoweFakty.pl opowiada o priorytetach drużyny, porażce w Szczecinie i swojej przygodzie z kadrą.
Tomasz Czarnota
Tomasz Czarnota: Półmetek sezonu zasadniczego za nami. Zewsząd płyną pochwały waszej gry. Jest pan zaskoczony tym co prezentujecie, a w efekcie miejscem w tabeli?
Adam Babicz: Dziękuję bardzo wszystkim, którzy pozytywnie wyrażają się o naszej postawie na boisku. Przyznam szczerze, że jestem tym lekko zaskoczony, bo przecież zdecydowana większość "fachowców" skazywała nas na pożarcie. My tymczasem od samego początku nie oglądaliśmy się na negatywne komentarze pod naszym adresem i efekty widać.
Wydaje się jednak, że druga runda rozgrywek będzie dla was zdecydowanie trudniejsza?
- Nie ma co się oszukiwać, że będzie inaczej. W pewien sposób sami podnieśliśmy sobie wyżej poprzeczkę - ale to dobrze. Runda rewanżowa rządzi się trochę innymi prawami. Zespoły miały już bowiem ze sobą bezpośrednią styczność i w mniejszy lub większy sposób poznały specyfikę gry przeciwnika. Praktycznie każda drużyna dysponuje materiałami wideo, a co za tym idzie często nową i bardziej przemyślaną taktyką. Chociaż zdajemy sobie sprawę z sił, które będzie trzeba włożyć w drugą część sezonu obiecać mogę, że na pewno nie spuścimy z tonu.
Do tej pory udało wam się zgromadzić trzynaście punktów, co jak na beniaminka jest świetnym rezultatem. Byłoby jednak zdecydowanie lepiej, gdyby nie wpadka u siebie z Azotami...
- Dość długo nie mogliśmy pogodzić się z tamtą porażką i często ją wspominaliśmy razem z chłopakami. Tabela już teraz jest spłaszczona, a te dwa "oczka" mogły nas ustawić w naprawdę komfortowej sytuacji. Ogarnęła nas wówczas jakaś dziwna, niewytłumaczalna niemoc, ale jak widać nie załamaliśmy się. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że ta porażka wpłynęła mobilizująco na nasze poczynania. Nie ma jednak co rozpamiętywać przeszłości. Stało się i czasu nie cofniemy.
Ostatnio odnieśliście niezwykle istotne zwycięstwo w Gorzowie. Dzień później przyszedł jednak kubeł zimnej wody i porażka w Pucharze Polski z I-ligową Pogonią Handball Szczecin. Chyba nie tak miała wyglądać dla was druga część weekendu?
- Przede wszystkim nastawiliśmy się na spotkanie ligowe z innym beniaminkiem z Gorzowa Wielkopolskiego. Daliśmy tam z siebie wszystko, co najlepiej obrazuje nawet 14-bramkowe prowadzenie w pewnym momencie meczu. Gorzowianie chcieli zmniejszyć straty i zaczęli prezentować ostrzejszy handball. Sam mam mocno stłuczone żebra i piszczel, a proszę mi wierzyć nie są to zwykłe siniaki. Następnego dnia już o 15:00 graliśmy w Szczecinie. Krótki czas na odpoczynek, podróż z Gorzowa do Szczecina i mecz w trochę dziwnej porze przyniósł żniwo dla gospodarzy. W szatni każdy powtarzał, że wychodzimy po zwycięstwo i awans do kolejnej rundy. Niestety zmęczenie, urazy i dodatkowo dość brutalna gra Pogoni pozbawiły nas wygranej. Oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwiam w tym miejscu tego wyniku. Lepiej jednak było w pewnym momencie trochę "poluzować" niż żebyśmy wracali do Mielca pokiereszowani i zastanawiali się kogo wystawić na ligę.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.