Nie mogę się dowiadywać z e-maila, że ktoś ze mnie rezygnuje - rozmowa z Leszkiem Elbickim
Leszek Elbicki w ostatnim czasie został zwolniony z funkcji trenera Aussie Sambora. Szkoleniowiec ten nie zgadza się z argumentami tczewskiego klubu i uważa, że nie został potraktowany sprawiedliwie.
- Jak ktoś mi zarzuca, że wyniki są złe, to dlaczego nie było dokładnie określonego planu, że w rundzie trzeba zdobyć dziesięć, czy dwadzieścia punktów? Zabiegałem przed sezonem o spotkanie, na którym można by było porozmawiać o takich sprawach, a ostatecznie do niego nie doszło. Celem jaki znałem było utrzymanie zespołu w ekstraklasie! Tuż przed ostatnim meczem z KPR-em Jelenia Góra ni z gruszki, ni z pietruszki zarząd zakomunikował dziewczynom, że zabiera im 20 procent pensji, jeżeli nie zdobędą punktów lub nie zostawią serca na boisku. A kto miał oceniać ich zaangażowanie? Czy wcześniej tego nie robiły? Nie było takich zarzutów ani ze strony zarządu ani z mediów. Na pewno nie zmotywowało to zawodniczek do gry, a jeżeli członkowie zarządu twierdzą że tak, to teraz przed pierwszym meczem z Zagłębiem należy postraszyć że będzie zabrane 30 procent, a na mecz z Selgrosem 50 procent. Tylko po co wtedy trener? Od początku było mówione i ja utwierdzałem zarząd w przekonaniu, że zespół prowadzimy razem i nie ma podziału na pierwszego i drugiego trenera. Zarząd, a szczególnie prezes nie brał tego do wiadomości i miał inne zdanie co do Bartka. Dzisiaj widocznie zmienił zdanie a Leszek Elbicki nie pasował do jego koncepcji budowania zespołu - jego prawo. Jak do mnie jeździł i namawiał do objęcia funkcji trenera w Samborze, to mówił że obojętnie co się będzie działo, ja będę do końca ligi w klubie, ale to tylko słowa.
Jak układała się pańska współpraca z zawodniczkami?
Jaka była reakcja zawodniczek na decyzję zarządu klubu?
- Od wielu z nich dostałem miłe SMS-y, w których dziękują mi za współpracę, czy wskazówki. Myślę, że coś wyniosły ze współpracy i mogły się czegoś nauczyć. Część z nich była zszokowana tym, że nie będę z nimi współpracować, a o decyzji dowiedziały się SMS-em ze strony klubu. Ja im podziękowałem za współpracę. Oczywiście wiadomo, że jak w każdym zespole bywa lepiej mnie będą wspominały te, które grały więcej. Dla tych co mniej wchodzą na boisko, trener zawsze jest zły i winny tego, że nie grały.
Jak pan zareagował na fakt, iż współpracujący z panem trener zostaje na swoim stanowisku?
- Ja go wziąłem do klubu i od razu mówiłem, że po okresie współpracy ze mną pozostanie pierwszym trenerem. To Bartkowi mówiłem już w Dźwirzynie na obozie. Nie sądziłem jednak, że stanie się to w takich okolicznościach. Jestem daleki od tego, by pracować w takich standardach, bo nie mają one wiele wspólnego ze sportem. Nie mogę się dowiadywać z e-maila, że ktoś ze mnie rezygnuje. Nikt mi nie powie, że jak na taki budżet, skład i warunki, dziesiąte miejsce po pierwszej rundzie jest bardzo złe dla beniaminka. Okazuje się, że to ja jestem zły i tylko ja popełniam błędy. Pracowaliśmy razem, za wyniki odpowiadaliśmy wspólnie, a w ostatnich tygodniach przez swoją kontuzję miałem mniejszy wpływ na drużynę. Reaguję tak, gdyż mocno zżyłem się z zespołem. Bartkowi, jak i zespołowi kibicuję i trzymam za niego kciuki.- Generalnie mieliśmy podobne zdanie. Dużo rozmawialiśmy ze sobą o tym kogo wystawić na jakiej pozycji i słuchaliśmy nawzajem swoich argumentów. Jeśli chodzi o kluczowe decyzje personalne - zarówno te lepsze, jak i gorsze, które mocno wpłynęły na wyniki poszczególnych spotkań, mówiliśmy jednym głosem. Nie dochodziło do kłótni podczas meczów, czy treningów. Moim zdaniem współpraca przebiegała normalnie jak powinna.
Czy sytuacja w tabeli po 11 kolejkach mogła wyglądać lepiej?
- Tak, powinny być zdobyte punkty z Koszalinem i Chorzowem. Z drugiej strony zespół zdobył punkty w Olkuszu i Piotrkowie, nadmieniam że bardzo ważne. Celem było utrzymanie i zostawiam Bartka z dwoma punktami przewagi nad przedostatnim zespołem ligi. Ja wierzę w tę drużynę i dlatego przed sezonem mówiłem, że może ona awansować do ósemki. W końcówkach wielu meczów wychodził brak doświadczenia i przez to straciliśmy wiele punktów. Zespół był dobrze przygotowany i życzę oraz Bartkowi i dziewczynom jak najlepszych wyników na wiosnę. Przyszedłem do tego zespołu po tym, jak pracowałem z Kar-Do Spójnią Gdynia. Powiedziano mi o nowych planach i chciałem zrealizować cele. Awansowałem z Samborem do PGNiG Superligi. Ten zespół zbudowałem w 80 procentach i jest na miejscu gwarantującym utrzymanie w lidze. Nikt nie może powiedzieć, że nie spełniłem jakichś warunków, czy nie zrealizowałem celów.
Jaki był największy problem zespołu?
- Nie chciałbym się mądrzyć w wywiadzie, gdyż gdybym dokładnie wiedział, zmieniłbym to w trakcie rundy. Na pewno szczególnie na początku było widać brak ogrania na tym poziomie. Nie wypaliła jedna zawodniczka, w której pokładaliśmy ogromne nadzieje zarówno w obronie, jak i w ataku, czyli Tatiana Bilenia. Skrzydłowe po dobrym początku, z biegiem czasu grały słabiej, a jak w każdym meczu któraś nie "wypali" to były problemy. Taka Ala Łukasik gasła z każdym dniem. Nie jest przygotowana do takiego trybu życia - praca zawodowa, a po niej szybko na trening.
Jakie są pana dalsze plany?
- Mam już wstępną propozycję, o której jednak nie chciałbym szerzej mówić, bo wyjaśni się ona w najbliższym czasie. Muszę przejść też rehabilitację po zerwanym Achillesie. W czwartek zdjąłem dopiero gips. Na pewno ciągle losy Sambora będą leżały mi na sercu. Zarząd miał inne plany i muszę to zaakceptować. Te młode zawodniczki się jednak rozwijają i jak ta zmiana rzeczywiście ma pomóc,to będę szczęśliwy ze moje odejście przyczyniło się do realizacji celów. Jestem też przekonany, że niektóre z nich mogą wejść na poziom reprezentacyjny czego im bardzo życzę.