Materiały prasowe / KS AZOTY PUŁAWY / Na zdjęciu: Adam Skrabania w barwach Azotów Puławy

Adam Skrabania: Spędzaliśmy w hali około ośmiu godzin dziennie

Daniel Kordulski

Adam Skrabania po sześciu latach gry opuścił Azoty Puławy, mając ważny kontrakt jeszcze przez rok. - Nie mnie proszę pytać o motywację tej decyzji - mówi w rozmowie dla portalu WP SportoweFakty.

Daniel Kordulski, WP SportoweFakty: Przyszedł pan do Puław, po spadku Miedzi Legnica z Superligi, jako lider i najlepszy strzelec zespołu. Trudno było się odnaleźć w nowej roli, jako zmiennik kadrowicza, Przemysława Krajewskiego?

Adam Skrabania, były skrzydłowy KS Azoty Puławy: Przyznam, że trudno. Bycie "drugim" nigdy nie jest przyjemne. Musiałem zaakceptować tę rolę, bo forma "Krajka" z czasem rosła i jego pozycja w drużynie również. Mimo to, starałem się dawać drużynie tyle, ile mogłem w mniejszym wymiarze czasowym.

Pana umowa z Azotami opiewała na trzy lata i przed końcem tego okresu, w 2016 roku, dalsza gra w Puławach wisiała na włosku. Pamiętam, że rozmawiałem wtedy z prezesem Witaszkiem, który powiedział, że zdecydowaliście nie przedłużać wygasającego kontraktu. Zmagał się pan wtedy z kontuzją, mało grał...

To był uraz łąkotki. Nic bardzo poważnego. Owszem, jeszcze w lutym zostałem poinformowany, że nie znajdę się w składzie na kolejny sezon, ale wróciłem do gry na początku play-off i rozegrałem kilka niezłych meczów w końcówce sezonu. Wtedy właśnie otrzymałem propozycję przedłużenia kontraktu.

ZOBACZ WIDEO: Niezręczne pytanie o przyszłość Roberta Kubicy. Obok siedział sponsor 

Te mecze, o których mowa, to m.in. potyczki o brązowy medal z MMTS-em Kwidzyn. Walnie przyczynił się pan wtedy do końcowego sukcesu. Był to jakiś przełom w karierze?

Chyba nie. Nie byłem jakimś bohaterem, który rzucił trzynaście bramek w każdym z tych meczów. Po prostu zagrałem na miarę swoich możliwości. Wtedy dostałem więcej minut niż zwykle i wykorzystałem szansę. Cieszyłem się, że przyczyniłem się do zdobycia medalu, ale nie uważam tego za przełom w karierze.

Wracając do propozycji przedłużenia kontraktu, o której pan wspomniał, była to kolejna już 2-letnia umowa podpisana w maju ubiegłego roku. Jednak niespełna miesiąc temu, po odpadnięciu z walki o medale, okazało się, że w sezonie 2019/2020 nie ma miejsca dla Adama Skrabani w klubie z Lubelszczyzny. Jak była motywowana ta decyzja?

To nie była moja decyzja, więc nie mnie należy pytać o jej motywację.

Udane występy byłych graczy Azotów w el. ME 2020 -->

Czy to prawda, że po przegranym dwumeczu z Gwardią Opole w ćwierćfinale Superligi przez cały maj mieliście bardzo intensywne treningi, od rana do wieczora, niejako "za karę"?

Spędzaliśmy w sumie w hali około ośmiu godzin dziennie. I na tym bym poprzestał jeśli chodzi o ten temat.

W dalszej części rozmowy Adam Skrabania mówi o tym, czego brakuje Azotom, by spełnić zapowiedzi dobrania się do skóry Nafciarzom z Płocka oraz skąd tak słaby wynik puławskiego zespołu na koniec sezonu 2018/2019.

[nextpage]

Od kilku lat nieśmiało liczono, że dobierzecie się do skóry Orlen Wiśle Płock, te plany spełzły na niczym. Jak pan myśli, czego zabrakło Azotom, by "podgryźć" Nafciarzy?

Wisła była od nas po prostu sportowo lepsza, bardziej doświadczona. W związku z grą w Lidze Mistrzów nie zawsze utrzymywali równą formę i przydarzały im się wpadki, ale to ciągle silniejszy zespół, mający w swoim składzie lepszych zawodników.

O Paniciu, Podsiadle, Kalebie i Matuliciu nie można powiedzieć, że nie są doświadczeni. Cała czwórka grała wcześniej w Europie. W tym sezonie potencjał jednak był wyższy niż na miejsce, które zajęliście.

Mimo wszystko, uważam Wisła ma większy potencjał kadrowy... Nie da się też ukryć, że awans do półfinału był planem minimum i że sezon nie był udany. Jeszcze w grudniu coś się w naszej grze zacięło. Od tego momentu nie graliśmy tak, jak powinniśmy.

Ma pan jakąś swoją koncepcję, czemu tak się stało?

W trakcie sezonu pojawiały się różne pomysły, jak wyjść z kryzysu. Były podejmowane różne kroki, ze zmianą trenera włącznie, jednak nasza gra nie poprawiła się. Najdziwniejsze, że potrafiliśmy w ciągu jednego tygodnia zagrać świetny, choć przegrany, mecz z Kilonią i przegrać w lidze z zespołem ze środka tabeli. Myślę, że problem tkwił w głowach, a nie w przygotowaniu fizycznym czy umiejętnościach.

Historia zatoczyła koło i po sześciu latach wraca pan do I-ligowej Miedzi. Czy to nie swego rodzaju ambicjonalna degradacja?

Legnica oczywiście walczy o inne cele, ale grałem tam już 5 lat i bardzo dobrze się tam czułem. W pewnym sensie wracam do domu. A o transferze nie zadecydowały wyłącznie kwestie sportowe.

Wiadomo już coś o celach, jakie stawiane są zespołowi w nowym sezonie?

Nie. Sądzę, że uplasowanie się w czołówce grupy I ligi nie byłoby na wyrost, zwłaszcza, że w poprzednim sezonie zespół był o włos od wygrania grupy. Jest to jednak moja opinia, a o celach będzie decydował zarząd.

Wróćmy jeszcze na koniec do tematu gry dla Azotów. Jak będzie pan wspominał te sześć lat spędzonych w Puławach?

Urodziły mi się tu dwie wspaniałe córeczki i poznałem przyjaciół na całe życie, więc na pewno dobrze. Natomiast sportowo, z jednej strony zrealizowałem swoje marzenie o zdobyciu medalu, z drugiej, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałoby się odnosić coraz większe sukcesy, więc zawsze będzie jakiś niedosyt.

< Przejdź na wp.pl