Obcokrajowcy najsłabszym ogniwem Skry?

Mateusz Minda

PGE Skra Bełchatów wciąż ma szanse awansować do Final Four Ligi Mistrzów, aby tak się stało musi pokonać Zenit Kazań. Jednak to zadanie byłoby łatwiejsze, gdyby w składzie znajdowali się obcokrajowcy decydujący o obliczu zespołu, a nie będący tylko uzupełnieniem.

Skra Bełchatów, aby móc zwyciężyć w siatkarskiej Lidze Mistrzów, potrzebuje zawodników z najwyższej półki, którzy będą stanowić o sile ekipy. Tak jest w Zenicie, gdzie liderem jest Amerykanin Lloy Ball, podobnie w Trentino Volley - kluczowi są Osmany Juantorena i Matej Kazijski.

- Właśnie wśród zagranicznych zawodników Skry widzę największe rezerwy. Żaden z nich nie jest graczem klasy światowej i bełchatowianie mogliby pokusić się o wzmocnienia na dwóch kluczowych pozycjach. Z drugiej jednak strony podoba mi się to, że w Skrze starszych zawodników nie traktuje się jak wyeksploatowane maszyny. Daje się im stopniowo odejść z drużyny - mówi na łamach Przeglądu Sportowego były trener Skry Ireneusz Mazur.

Nieco odmienne zdanie na ten temat ma trzykrotny wicemistrz Europy Maciej Jarosz. - Przed sezonem byłem niemal pewien, że trójka obcokrajowców w Skrze to jej najsłabsze ogniwo. Tyle że zaskoczył mnie Miguel Falasca, który rozgrywa najlepszy sezon w naszym kraju. Przyznam, że jego odejście byłoby sporą stratą. Zastanawiałem się, czy gdyby Skrze dać Balla, grałaby zdecydowanie lepiej. I mam wątpliwości. Mam też przeczucie, że Skra ma rezerwy nie tylko w zawodnikach, lecz także w przygotowaniu taktycznym i wytrzymałościowym - dodaje na zakończenie.

Niewątpliwie mistrzowie Polski z chociażby jednym obcokrajowcem światowego formatu mieliby większe szanse na awans i zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Bełchatowianie wciąż pozostają w grze i mogą wygrać z Zenitem Kazań, więc na rozliczenia przyjdzie jeszcze pora.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.

< Przejdź na wp.pl