Newspix / Michał Nowak / Na zdjęciu: Mirosław Przedpełski

Mirosław Przedpełski: Muszę sprzedać dom, bo powoli nie mam za co żyć. Straciłem milion złotych

Marek Bobakowski

Były prezes PZPS-u od ponad pięciu lat czeka na zakończenie sprawy, w której prokuratura zarzuca mu defraudację publicznych pieniędzy. To trwanie w niepewności kosztuje go bardzo wiele. Po raz pierwszy publicznie porozmawiał o tym z naszym serwisem.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Akt oskarżenia, groźba 10 lat pozbawienia wolności. Takiego prezentu na święta chyba pan się nie spodziewał. 

Mirosław Przedpełski, były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: Mnie już niewiele zaskoczy. Nawet, gdyby jeszcze przed świętami do mnie do domu wpadli agenci CBA i mnie aresztowali. Kto wie…

Gdyby pan wiedział, jak się zakończy (w sumie dwa akty oskarżenia, jeden proces już się rozpoczął, zagrożenie 12 lat więzienia, wielomiesięczne aresztowanie - przyp. red.) dla pana organizacja mistrzostw świata w siatkówce w 2014 roku, to by pan wszedł jeszcze raz do tej samej rzeki?

Tak. Chcieliśmy zrobić coś wyjątkowego, coś fantastycznego. Imprezę, która pokaże, że Polska też potrafi. I to się udało. Cały świat zazdrościł nam takiego turnieju. Wartości promocyjnej, która wyniknęła z tego, nawet nie da się policzyć.

Ile zarobił pan na mistrzostwach świata?

Ja, osobiście?

Tak.

Miałem otrzymać - zgodnie z uchwałą Zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej - 100 tys. złotych nagrody po zakończeniu turnieju. Nie dostałem, bo mnie aresztowali i zaczęły się moje kłopoty.

ZOBACZ WIDEO: Artur Szalpuk: Na zakończenie padały mocne słowa, że będziemy za sobą tęsknić
 
Pobierał pan miesięczne wynagrodzenie.

Tak, jako prezes związku otrzymywałem około 20 tys. zł miesięcznie, ale nie wiązałbym tego stricte z MŚ. Przecież gdybyśmy mistrzostw nie organizowali, to jako prezes również miałbym swoje obowiązki.

Czytaj także: Mirosław Przedpełski i Artur Popko wrócili do pracy w Polskim Związku Piłki Siatkowej >>

Są prezesi związków, którzy pracują społecznie.

Ja też pracowałem. Kiedy w 2004 roku przejmowałem związek, to budżet wynosił około 7 mln, a na dodatek byliśmy ok. 4 mln na minusie. Przez te kilka lat udało mi się wyprowadzić związek na prostą, a nawet stworzyć silną nie tylko sportowo, ale i finansowo dyscyplinę. Dlatego przez osiem lat pracowałem społecznie, a mniej więcej od 2012 roku zarząd ustalił dla mnie miesięczną pensję. Związek stał już mocno na nogach.

A ile otrzymał pan od firm, które współorganizowały turniej? Prokuratorzy twierdzą, że w zamian za prawo do wykonywania pewnych usług pan i pana współpracownicy pobierali coś na kształt prowizji.

Nie pobierałem żadnych prowizji.

Prokurator Mariusz Kierepka zarzuca wam, bo nie tylko panu, nieprawidłowe wydawanie publicznych pieniędzy.

Wie pan, ile wyniósł budżet MŚ w 2014 roku?

Zdaje się, że grubo ponad 100 mln złotych.

Nawet więcej. Z końcowych wyliczeń wyszło 200 mln zł. Wie pan, ile w tym worku było pieniędzy publicznych?

Dotacja z Ministerstwa Sportu i Turystyki to bodajże 3,5 mln zł.

No właśnie. A tak naprawdę wydaliśmy 3,2 mln, a 300 tys. oddaliśmy. Więc to zaledwie 1,6 proc. całego budżetu. Powiem więcej: dotacja została zaakceptowana przez ministerstwo we wrześniu 2015 roku. Bez żadnych zastrzeżeń. Jako organizatorzy MŚ rozliczyliśmy się z każdej publicznej złotówki. O jakich więc przekrętach dot. publicznych pieniędzy mówi pan prokurator Kierepka?

Polskie miasta, które współorganizowały turniej dorzuciły też swoje. A to przecież też publiczne pieniądze. Może tutaj jest problem?

Na te 200 mln zł budżetu składały się: ponad 100 mln zł od Polsatu za prawa telewizyjne, które zostały wpłacone bezpośrednio do FIVB, ok. 40 mln z budżetów miast na umowy promocyjne, a nie stricte organizację MŚ około 20 mln z FIVB oraz ostatecznie 40 mln złotych z biletów. Żadne z miast nie zgłosiło pół zdania sprzeciwu, w jaki sposób wywiązaliśmy się z umów.

Mecz otwarcia MŚ siatkarzy, który zorganizowano na Stadionie Narodowym, przeszedł do historii światowej siatkówki.

40 mln zł to sporo.

Sporo, bo i umowy były bardzo szerokie. Przede wszystkim dotyczyły promocji miast na całym świecie, setki eventów, to była współpraca trwająca wiele lat, a nie tylko miesiąc rozgrywania turnieju. Wyliczenia niezależnych firm mówią jasno i są na to twarde dowody, że miasta tak naprawdę zarobiły, bo cały ekwiwalent reklamowy wyceniono na 140 mln zł.

Pewnie dlatego miasta są zadowolone i nie zgłaszają uwag, nie mówiąc już o kierowaniu spraw do sądu. Dlaczego więc pana zdaniem zostaliście oskarżeni o defraudację pieniędzy publicznych, skoro z nich akurat rozliczyliście się co do złotówki?

Znaleźliśmy się między młotem, a kowadłem. Politycznie. Przez obecnie rządzących polityków Prawa i Sprawiedliwości jesteśmy traktowani jako ludzie Platformy Obywatelskiej, a wcale tak nie jest i nie było.

Czytaj także: Prezydent RP wezwał właściciela Polsatu do Belwederu i odkodował finał mistrzostw świata >>

NA DRUGIEJ PODSTRONIE CIĄG DALSZY WYWIADU. PRZECZYTASZ M.IN. O: TYM, CO PRZEDPEŁSKI USŁYSZAŁ OD DONALDA TUSKA, O TYM, CZY BRAŁ PIENIĄDZE POD STOŁEM I CZY BOI SIĘ WYROKU SĄDOWEGO.

[nextpage]

Nie da się ukryć, że politycy PO wam kibicowali.

Nie do końca. Kiedy organizowaliśmy MŚ liczyliśmy na mocne wsparcie państwa. Chyba nic w tym dziwnego. Wiele publicznych firm, np. Orlen, było gotowych wejść ze sponsoringiem. Rozmowy się toczyły, wiosną 2014 wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Czas leciał, poprosiłem w końcu o rozmowę z ówczesnym ministrem sportu Andrzejem Biernatem oraz premierem - Donaldem Tuskiem.

I?

Po długiej dyskusji usłyszałem od premiera, że państwo nie pomoże i mamy zorganizować imprezę całkowicie komercyjną. Jedynie udało się otrzymać te 3,5 mln zł dotacji na miesiąc przed MŚ i tak naprawdę trudno było je całkowicie wykorzystać. 

Czyli woli politycznej nigdy nie było i nadal nie ma?

Takie odnoszę wrażenie. Kiedy organizowaliśmy jako Polska Euro 2012, to nie było problemu tak zmienić prawo, aby UEFA nie zapłaciła VAT-u. Dało się. Była wola polityków. W przypadku MŚ w siatkówce od początku mieliśmy pod "górkę". 

Wróćmy do prokuratury, która teraz pana i pana współpracowników oskarża o nieprawidłowe wydawanie pieniędzy. Ma sobie pan coś do zarzucenia?

Prokurator Kierepka utrzymuje, że związek sportowy to głównie pieniądze publiczne. Stąd jego twierdzenie, że oszukiwaliśmy państwo wydając spore pieniądze na mundial. Prawda jest taka, że to pomieszanie finansowania publicznego i prywatnego. Dlatego rozliczenia są tak skomplikowane.

Jego zdaniem specjalnie zawyżaliście koszt usług. A potem firmy, które wybieraliście bezprzetargowo, zwracały wam część kwot pod stołem. Prawda?

Że bezprzetargowo to prawda. Przypomnę, to była impreza komercyjna, o czym głównie zdecydował Donald Tusk. Skoro działaliśmy prywatnie, to i nie było przetargów. FIVB wręcz nakazała nam wybrać ludzi i firmy, które znaliśmy od wielu lat i wiedzieliśmy, że wykonają swoją pracę profesjonalnie. Po MŚ światowe władze pokazały naszą pracę jako wzór do naśladowania dla innych federacji i krajów.

A pieniądze pod stołem?

Nie wiem o czym pan mówi. Nie było takich sytuacji.

No jak to? Przecież CBA aresztowało pana na stacji benzynowej z reklamówką pełną pieniędzy, którą przekazał panu szef firmy ochroniarskiej. Firmy, która obsługiwała mistrzostwa.

W związku z tym, że ta sytuacja jest aktualnie na wokandzie, nie mogę się wypowiadać w tej konkretnej kwestii. Ale metody działania prokuratury są często mocno kontrowersyjne.

Co ma pan na myśli?

To, co się dzieje w sprawach, w których jestem oskarżony przekracza wszelkie pojęcie. Traktują nas jak terrorystów, jak mafię, która morduje ludzi. Wchodzą do domów, przewożą na przesłuchania skutych kajdankami, kiedy jeden z aresztowanych podczas podróży do prokuratury chciał skorzystać z toalety, to najpierw zamknęli i oczyścili najbliższą stację benzynową, aby nie było możliwości ucieczki.

Pewnie takie są procedury.

Ale pewnie zarezerwowane dla najgroźniejszych przestępców. Czy my nimi jesteśmy?

Orzeknie ostatecznie sąd. Boi się pan?

Do pewnego momentu się nie bałem. Wiedziałem, że nie zrobiłem nic złego, na dodatek uczestniczyłem w czymś historycznym, w czymś pięknym i fantastycznym. Polska powinna nam dziękować za te mistrzostwa.

A teraz?

Boję się. Żyjemy w państwie, które można śmiało określić policyjnym. Żaden z obywateli nie może czuć się bezpiecznie. Przez działania prokuratury straciłem prawie wszystko. Moja firma ma problemy, musiałem wpłacić 200 tys. zł kaucji, która jest zamrożona, płacę ogromne pieniądze prawnikom, muszę sprzedać dom, bo powoli nie mam za co żyć. Mogę lekko szacować, że straciłem milion złotych. Do tego dochodzą sprawy niematerialne.

Co ma pan na myśli?

Żona i dzieci straciły wielu znajomych, pokazywano nas palcami na ulicy, ludzie szeptali między sobą. Trzeba również pamiętać, że miałem ogromne szanse zostać Prezydentem FIVB, albo szefem europejskiej federacji. To są straty, których nawet nie da się policzyć.

Ma pan żal?

Oczywiście, że tak. Potraktowano mnie jak pospolitego złodzieja. Ja miałbym połasić się na kilkadziesiąt tysięcy złotych łapówki, skoro moja firma miała po kilkadziesiąt milionów złotych obrotu? To jakiś żart. Słucham teraz pana prokuratora, który twierdzi, podpierając się wyliczeniami biegłej z Chorzowa, że mogliśmy mniej wydać np. na spikera, cheerleaderki czy inne działania promocyjne. Nie wiem, co o tym sądzić.

Opierają się pewnie na stawkach rynkowych.

Ale mamy kapitalizm. Jeżeli uważam, że firma X mi to zrobi tak, jak chcę, to płacę jej kwotę X. Mimo że istnieją firmy, które wzięłyby połowę tej kwoty. Co z tego, skoro ich nie znam, skoro nigdy nie brały udziału w zawodach siatkarskich, które mogą mi położyć wszystko. Wie pan, co mi powiedział prokurator Kierepko, kiedy zapytałem go co wie o organizacji MŚ w siatkówce?

?

Że w tym czasie był w Hiszpanii, a tam o MŚ w ogóle nie było słychać. Więc tym się nie zajmował zupełnie. Jego wiedza jest więc żadna. Nawet z pozycji kibica niewiele wie. A co dopiero z pozycji szefa związku. Może lepiej, gdyby sprawę przejął prokurator, który ma jakąkolwiek wiedzę w tym kierunku i będzie korzystał z opinii biegłych zorientowanych w sytuacji. 

Obecna biegła nie jest zorientowana?

Podobnie jak prokurator, nie wie nic o organizacji imprez siatkarskich. O to właśnie mi chodzi. Grozi mi wieloletni pobyt w więzieniu za to, że zorganizowaliśmy chwalone na całym świecie mistrzostwa, a na dodatek zrobiliśmy to z zyskiem i praktycznie bez pomocy państwa. Przecież impreza przyniosła ponad 20 mln złotych zysku dla Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

***

Przypomnijmy, że do sądów skierowano dwa akty oskarżenia w sprawie nieprawidłowości wokół MŚ siatkarzy zorganizowanych w Polsce, w 2014 roku:

- jeden dotyczy dwóch działaczy PZPS (Mirosław Przedpełski i Artur Popko) oraz szefa firmy ochroniarskiej "Fosa" (Cezary Plencler)

- drugi obejmuje osiem osób, obok Przedpełskiego, zarzuty dotyczą jeszcze: Artura P., Waldemara K. (członek zarządu i sędzia), Pawła I. (sędzia) oraz współpracujących ze związkiem Anny P., Anety S., Grzegorza K. oraz Krzysztofa L. 

W obu przypadkach oskarżonym grożą kary pozbawienia wolności do lat 12 (sprawa nr 1) i do lat 10 (sprawa nr 2).

< Przejdź na wp.pl