Materiały prasowe / kswmma.com / Pudzianowski po zwycięstwie nad Popkiem

Pudzianowski stanął w obronie "Popka". "Należą mu się brawa, a nie gwizdy"

Grzegorz Wojnarowski

- Łatwo nie było. Mogłem stracić wszystko, wygrać prawie nic. Gdybym przegrał, chyba bym już podziękował. A tak, do końca 2017 roku jestem jeszcze w MMA - powiedział Mariusz Pudzianowski po pokonaniu Pawła "Popka" Mikołajuwa na gali KSW 37.

Pojedynek "Pudziana" z kontrowersyjnym raperem, który po ośmiu latach przerwy postanowił wznowić karierę w MMA, trwał tylko 80 sekund. "Popek Monster" nie wytrzymał presji, jaką wywarł na niego zdecydowanie bardziej doświadczony w walkach w klatce rywal i gdy pod siatką został zasypany gradem ciosów, sędzia przerwał walkę.

Gdy "Popek" udzielał wywiadu Mateuszowi Borkowi, publiczność w krakowskiej Tauron Arenie głośno gwizdała, rozczarowana tym, jak niewiele pokazał lider formacji "Gang Albanii". Pudzianowski stanął jednak w jego obronie.

- Pawłowi należą się brawa, a nie gwizdy. Trzeba mieć jaja, żeby wejść do klatki. Samo wejście jest wyzwaniem, a jeszcze bić się to nie lada wyczyn. Paweł miał 8 lat przerwy, różne zawirowania, jak to w życiu bywa, ale on i tak wygrał. Mimo że ja trenuję 7 lat, odważył się, uznał, że da radę ze mną walczyć. No i jednym ciosem mnie trafił, a ma ciężką rękę - mówił były mistrz świata strongmanów.

Choć Pudzianowski wygrał szybko, wcale nie uznał tej walki za łatwą. Podkreślił, że pojedynek był trudny zwłaszcza ze względu na presję zwycięstwa, jaka na nim ciążyła.

- Mogłem stracić wszystko, wygrać prawie nic. Gdybym przegrał, to chyba bym już podziękował. A tak, do końca 2017 jeszcze jestem w MMA - powiedział "Pudzian". Dodał jednak, że jego emerytura się zbliża i jego miejsce muszą zająć młodsi zawodnicy.

ZOBACZ WIDEO Sergio Ramos uratował Real na Camp Nou! Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

< Przejdź na wp.pl