WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Żużel. Od łez po wybuch radości. Emocjonalny rollercoaster Nickiego Pedersena

Łukasz Kuczera

Nicki Pedersen na torze jest twardzielem, ale poza nim prezentuje inne oblicze. Gdy dowiedział się, że wstrzymano jego zakaz startów, nie ustrzegł się łez. - Jestem bardzo szczęśliwy - mówi Pedersen, nad którym ciągle wisi widmo kary.

Nicki Pedersen w trakcie swojej kariery przeżywał wzloty i upadki, leczył poważne kontuzje, ale to ostatnie dni dały się we znaki trzykrotnemu mistrzowi świata. Kariera 44-latka zawisła na włosku wskutek wydarzeń z czerwca, kiedy to podczas meczu w Danii próbował dostać się na wieżyczkę sędziowską i wygrażał arbitrowi.

Duńska federacja (DMU) srogo ukarała Pedersena i zabroniła mu startów aż do 5 stycznia 2022 roku. Sprawa wyszła na jaw na początku tygodnia i wtedy też rozpoczęła się walka z czasem żużlowca, by zawiesić w czasie wykonanie kary.

Były mistrz świata miał świadomość, że bez jego wsparcia ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz najpewniej przegra z eWinner Apatorem Toruń w piątkowym meczu, co będzie równoznaczne ze spadkiem z PGE Ekstraligi. Dla klubu oznaczałoby to milionowe straty, a i sam zawodnik nie wyszedłby na tym najlepiej. Nie mógłby już startować do końca sezonu w polskiej lidze, być może konsekwencje względem niego wyciągnąłby też sam GKM.

ZOBACZ WIDEO Żużlowiec Falubazu odpiera zarzuty po ostatnim meczu: Nie spanikowałem 

- Od początku wierzyłem, że sprawiedliwość zatriumfuje - stwierdził Pedersen, cytowany przez jv.dk. Dla Duńczyka kluczowe było to, co wydarzyło się w czwartek. Jeszcze w południe stał on na straconej pozycji, po tym jak komisja dyscyplinarna DMU odrzuciła jego wniosek o zawieszenie wykonania kary. Jednak zawodnik ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u wykorzystał możliwości prawne i skierował apelację do Duńskiej Konfederacji Sportu (DIS). To organ nadrzędny względem DMU.

DIS przyznała rację prawnikowi Pedersena. Jeśli grudziądzki GKM utrzyma się wśród najlepszych, to Adam Ringsby-Brandt otrzyma od klubu i duńskiego żużlowca butelkę cennego trunku. To on dowiódł przed DIS, że federacja złamała procedury wydając decyzję o karze. Nie postawiła odpowiednio zarzutów zawodnikowi, nie przesłuchała stron, a i sama wysokość kary wydaje się być dyskusyjna, bo Pedersen nie zaatakował arbitra podczas meczu ligowego w Danii.

Pedersen wierzył, że sprawa może szczęśliwie się zakończyć. Gdy jego prawnik toczył batalię prawną i czynił starania, by DIS wydała decyzję jeszcze w czwartkowy wieczór, pakował się i szykował na samolot do Polski. W tym czasie jego mechanicy szykowali sprzęt, aby być w gotowości na starcie grudziądzan z "Aniołami". Gdy Duńczyk wylądował na lotnisku w naszym kraju, otrzymał telefon z radosną nowiną. 

- Muszę przyznać, że poleciała mi jedna czy dwie łzy po wiadomości od Nataschy, że jednak mogę się ścigać - zdradził Pedersen, któremu dobrą wiadomość przekazała jego partnerka.

Pedersen wylądował w Gdańsku przed północą. Na lotnisku czekali na niego mechanicy, którzy stanęli na wysokości zadania, bo nie tylko przygotowali sprzęt na piątkowy mecz, ale też znaleźli czas, by odebrać swojego szefa z portu lotniczego. Może się jednak okazać, że walka z czasem była na marne. Wskutek intensywnych opadów deszczu rozegranie piątkowego meczu w Grudziądzu stoi pod znakiem zapytania.

Zła wiadomość dla grudziądzan, jak i samego zawodnika jest taka, że nad Pedersenem ciągle wisi widmo kary. Teraz wszystko zależeć będzie od tego, jak szybko proces przeprowadzi duńska federacja i czy żużlowiec skorzysta z wszelkich przysługujących mu praw dotyczących odwołań i składania wniosków. Szanse na to, że werdykt zapadnie już po zakończeniu rundy zasadniczej w PGE Ekstralidze są jednak spore. 

Czytaj także:
Nie ma zmiłuj się dla Nickiego Pedersena!
Duńczycy komentują karę dla Nickiego Pedersena
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl