WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Artiom Łaguta i Tai Woffinden na podwójnym prowadzeniu

Żużel pod lupą UOKiK. Była prezes nazywa regulacje "ściemą"

Łukasz Kuczera

UOKiK wziął na celownik żużel. Jego prezes chce sprawdzić, czy kluby naruszyły prawo ustalając maksymalne stawki kontraktów i obniżenie wynagrodzeń w sezonie 2020. - Te przepisy to ściema - mówi Marta Półtorak.

Gdy we wtorek światło dzienne ujrzał komunikat Urzędu Kontroli Konkurencji i Konsumentów o wszczęciu działań, które mają sprawdzić czy kluby ustalając limity płacowe i odgórne obniżenie stawek za punkt w sezonie 2020, złamały prawo, w środowisku zapanowała konsternacja.

- Chcemy przyjrzeć się, czy działanie klubów żużlowych, związku i ligi mogą naruszać zasady uczciwej konkurencji, w szczególności poprzez porozumienie ograniczające konkurencję lub nadużycie pozycji dominującej. Przypominam, że kluby są przedsiębiorcami w rozumieniu polskiego oraz europejskiego prawa konkurencji. To oznacza, że decyzje i strategie co do współpracy z zawodnikami powinny podejmować indywidualnie i absolutne niezależnie - tak decyzję komentuje Tomasz Chróstny, prezes UOKiK.

Po postępowaniu UOKiK rewolucji w polskim żużlu nie spodziewa się Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów. - Urząd ma swoje wytyczne i przepisy, których musi się trzymać. Jeśli ktoś dostarczył do UOKiK pismo w tej sprawie, to miał obowiązek to sprawdzić - komentuje Półtorak.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Subiektywny ranking PGE Ekstraligi. TOPlista 16. kolejki 

Była działacz rzeszowskich "Żurawi" zwraca jednak uwagę na fakt, że limity finansowe w polskim żużlu wcale nie ograniczają konkurencji, bo tak naprawdę są to regulacje martwe. - Nie działam jako prezes od kilku lat, ale te przepisy finansowe były, są i będą ściemą - mówi Półtorak.

Obecnie sytuacja w polskim żużlu wygląda tak, że zawodnicy mogą otrzymywać maksymalne stawki na przygotowanie do sezonu i zdobyty punkt. Następnie wypłacenie tych kwot weryfikowane jest przez komisję licencyjną, która decyduje o przyznaniu licencji i zgód na starty w PGE Ekstralidze oraz niższych klasach rozgrywkowych.

Jednak żużlowcy, aby obchodzić przepisy finansowe, podpisują dodatkowo umowy sponsorskie z właścicielami klubów. W ten sposób zapewniają sobie dodatkowy dochód. Są to równocześnie kwoty wyjęte z procesu licencyjnego, więc jeśli jakiś klub wpadnie w tarapaty finansowe, to najczęściej żużlowiec nie jest w stanie uzyskać tych obiecanych środków.

Jak to wygląda w praktyce? - Jest tak, że ciocia albo babcia prezesa zostaje sponsorem klubu i ona płaci dodatkowe pieniądze zawodnikowi. Limity finansowe w polskim żużlu nie działają. To mydlenie oczu, którego nigdy nie rozumiałam. Gdy jeszcze działałam w Rzeszowie, to wszyscy obchodzili te przepisy i nawet nie udawali, że jest inaczej - dodaje Półtorak.

Była prezes nie spodzie się, by w tej sytuacji UOKiK nałożył jakąkolwiek karę na kluby za zmowę cenową czy też ograniczanie konkurencji. - A nawet jeśli to zrobi, to nie zmieni nam to życia w PGE Ekstralidze. Nadal będzie podział na bogatsze i biedniejsze kluby, które nie są w stanie oferować tyle poprzez umowy sponsorskie - podsumowuje.

Czytaj także:
Marcin Gortat znowu oddał się nowej pasji
Koniec procesu Rafała Szombierskiego
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl