W Paryżu zaśpiewał hit Zenka Martyniuka. I ruszył w drogę do Lewandowskiego

Instagram / tomaszsobania/ PAP/EPA/SIU WU / Na zdjęciu: Tomasz Sobania przy wieży Eiffla, na małym zdjęciu: Robert Lewandowski
Instagram / tomaszsobania/ PAP/EPA/SIU WU / Na zdjęciu: Tomasz Sobania przy wieży Eiffla, na małym zdjęciu: Robert Lewandowski

- Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje, raz zabiera. Ja za swoim szczęściem biegnę w świat - śpiewał Tomasz Sobania pod wieżą Eiffla. Z Paryża udał się do Lyonu. Na początku listopada chce spotkać się w Barcelonie z Robertem Lewandowskim.

Był gotów wykonać "Fly Me To The Moon" Franka Sinatry, a nawet utwór Edith Piaf. Ale internauci wybrali... "Przekorny los" Zenka Martyniuka. A z głosem ludu się nie dyskutuje.

Tomasz Sobania kilka dni wcześniej złożył obietnicę: jeśli na zrzutce na rzecz klubu dla młodzieży w Gliwicach, którą promuje, będzie 10 tys. złotych, wówczas on zaśpiewa pod wieżą Eiffla. I choć liczył na inny wybór internautów, to nie miał wyjścia: w końcu słowo to słowo.

Zaśpiewał więc fragment utworu gwiazdy disco polo, ze słynnym "Para pa pa ra papa, ooo, ooo, aaa". - Czułem, że to się pewnie tak skończy - przyznaje. Jak mu poszło? Zobaczcie sami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze

Kontakt od Lewandowskiego i... cisza

Biegacz z Toszka na Śląsku rozpoczął 3 września niezwykłą akcję - bieg z Gliwic do Barcelony, która ma także wymiar charytatywny. Zamierza pokonać 2500 km (każdego dnia dystans maratoński - 42,195 km) i 4 listopada zameldować się na Camp Nou w Barcelonie.

Mocno wierzy w to, że uda mu się spotkać z Robertem Lewandowskim. 24-latek bardzo się ucieszył, gdy we wrześniu odebrał telefon od osoby z managementu gwiazdy Barcelony. Nadal jednak nie ma pewności, czy kapitan reprezentacji Polski znajdzie dla niego kilka minut.

- Rozmawiałem z osobą z najbliższego otoczenia Roberta Lewandowskiego. Pani spodobał się ten pomysł. Powiedziała, że akcja jest świetna, poprosiła o przesłanie briefu. Pytała, kiedy będziemy w Barcelonie. Wysłaliśmy wszystko, czekamy na kolejny kontakt. Przypomnę się jeszcze, prześlę zdjęcia z Paryża, w końcu jestem coraz bliżej Barcelony - uśmiecha się Tomasz Sobania w rozmowie z WP SportoweFakty.

Na razie wiadomo jedynie tyle, że zakończenie akcji Sobani nie koliduje z meczem Barcelony. "Duma Katalonii" zagra na Camp Nou z Almerią prawdopodobnie dwa dni później, 6 listopada (nie ma jeszcze oficjalnego terminu). - Liczę, że powtórzy się sytuacja z zeszłego roku. Do końca nie wiedziałem, czy spotkam się z papieżem Franciszkiem (po zakończeniu akcji "Maratonami z Częstochowy do Rzymu - przyp. red.), a jednak się udało. Oby tak samo było teraz z Robertem Lewandowskim - mówi.

30 tys. złotych? Będzie balet!

Polak ma już "w nogach" ponad 1500 km. Biegł przez 35 dni z rzędu (z Gliwic przez Pragę, Monachium; od kilkunastu dni jest we Francji). W minioną sobotę pozwolił sobie w Paryżu na dzień przerwy, miał to zaplanowane w grafiku. Chciał zebrać siły na dalszą część wyzwania, ale w tym dniu wydarzyło się coś zaskakującego.

Dostał bowiem prezent, z którego trudno było nie skorzystać. - W niedzielę w Paryżu odbywał się bieg na 20 km. Dzień wcześniej miejscowy dziennikarz zwrócił się w moim imieniu do organizatora tych zawodów z zapytaniem, czy mógłbym wziąć w nich udział. Nie dość, że organizator się zgodził, to jeszcze dał mi pakiet startowy za darmo! Musiałem tylko załatwić "na już" zaświadczenie od lekarza. Było więc w sobotę trochę nerwów i gonitwy. Pojechałem poza Paryż i udało się - opowiada Sobania, który niedzielną "dwudziestkę" pokonał w godzinę i 50 minut.

Później zaś musiał "dorobić" brakujące kilometry, by można było odhaczyć maraton nr 36. Obecnie Sobania zmierza do Lyonu (dobiegnie tam za dziewięć dni) i... ponownie rzuca internautom wyzwanie.

- Teraz obiecuję, że jeśli dobiegnę do Lyonu, a na zrzutce będzie 30 tys. złotych (w momencie powstawania tekstu było ponad 12 tys. zł - przyp. red.), to zatańczę w centrum Lyonu balet. Zrobię to z satysfakcją - śmieje się. Balet jest mu bowiem nieobcy. - Przez dwa lata byłem w studiu wokalno-baletowym. Uczyłem się na kierunku aktor scen muzycznych, cały czas marzę o tym, by kiedyś grać w teatrze muzycznym. Swoją drogą balet bardzo mi pomógł w kontekście biegania - rozciąganie czy wzmacnianie brzucha jest bardzo przydatne w profilaktyce kontuzji - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty.

Celem zrzutki (link TUTAJ>>) jest zgromadzenie 60 tys. złotych. - Klub, który wspieram, to świetlica w "trudnej" dzielnicy Gliwic (okolice ulicy Błogosławionego Czesława - przyp. red.). Wraz z moim kolegą z fundacji chcemy stworzyć miejsce, gdzie młodzież będzie miała fajną alternatywę. Zamiast włóczyć się po mieście, będą mogli przyjść do klubu, spotkać się z ludźmi z pasją, którzy będą ich zabierali na treningi, różne wyjazdy, wycieczki. Chcemy ich zarażać pasją życia. W klubie będzie na stałe terapeuta, psycholog - tłumaczył nam Tomasz Sobania jeszcze przed startem akcji.

Przypomnijmy, że Sobania - zawodnik sekcji lekkoatletycznej Piasta Gliwice - co roku podejmuje sportowe wyzwanie, a przy okazji pomaga innym. Przed rokiem ("Maratonami z Częstochowy do Rzymu") zbierał pieniądze dla chorej Hani Zając. W 2019 r., gdy biegł z Zakopanego do Gdyni, wspierał zmagającą się z nowotworem piersi Dominikę, zaś w 2018 r. - pokonując w Hiszpanii 300 km do Santiago de Compostela - wspomógł Laurę Zawadę, która urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym.

Niemka złożyła donos

Tomasz Sobania podkreśla, że choć od Barcelony dzieli go jeszcze prawie 1000 km, to już czuje się wygranym. Przezwyciężył kilka kryzysów i uporał się z trudnościami, jakie pojawiły się na jego drodze.

- W Niemczech zacząłem odczuwać ból w kolanie. Miałem za sobą dopiero 800 km. W tamtym momencie bardzo się bałem, musiałem przechodzić do marszu. Zastanawiałem się, jak mam pokonać pozostały dystans, skoro kolano nie daje rady. Do tego w Niemczech przez cały tydzień lało i było zimno. Wychodziłem z kampera i od razu byłem cały mokry, miałem problem z zawiązaniem sznurówek. Okazało się jednak, że moje ciało może więcej niż mi się wydaje. Głowa zresztą też. Dotarło do mnie, że nie dam się zatrzymać. Wiem, że wrócę do Polski silniejszy. Już byle co mnie nie ruszy. Gdy pojawi się jakiś kłopot, przypomnę sobie, jak ciężko było w drodze do Barcelony - dodaje Tomasz Sobania.

Biegaczowi ze Śląska towarzyszy trzyosobowa ekipa, która podąża za nim kamperem. Prowadzi go Iza, fizjoterapeuta Paweł dba o regenerację Tomka, zaś Dominik - operator kamery i fotograf - wszystko dokumentuje.

Podczas podróży nie brakowało przygód. Jeszcze w Polsce, podczas noclegu na Przełęczy Kłodzkiej, całą czwórkę obudziły w nocy dziwne hałasy. Okazało się, że akurat w tym miejscu żołnierze prowadzili nocne manewry. Z kolei w Niemczech, pod Augsburgiem, Polacy padli ofiarą donosu.

- Rozciągałem się po biegu na parkingu przy dworcu kolejowym. Nagle zobaczyłem, że jakaś pani robi zdjęcia. Domyśliłem się, że nie chodzi ani o mnie, ani o to, że spodobał jej się nasz kamper. Pani schowała telefon do torebki i odjechała. O godz. 23 pojawił się radiowóz. Dominik mówi płynnie po niemiecku, więc na szczęście szybko wyjaśnił sprawę. Gdy policjanci dowiedzieli się, że rano odjedziemy, nie robili problemów - wspomina maratończyk.

Mniej szczęścia ekipa miała we Francji. W drodze do Paryża trójka wspierająca Tomasza uczestniczyła w drobnej stłuczce. Kamper nie ucierpiał, ale zarysowane zostały drzwi innego pojazdu. - Szkodę będę musiał pokryć najprawdopodobniej z własnej kieszeni - kończy Tomasz Sobania.

Czytaj także: Z Zakopanego do Gdyni. Tomasz Sobania przebiegł przez całą Polskę, by pomóc chorej Dominice
Czytaj także: Przebiegł 300 km po górach. W tydzień. Gdy Tomasz Sobania osiągnął cel, spotkało go ogromne zaskoczenie

Komentarze (2)
avatar
Long Penetrator
11.10.2022
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
A co na to wszystko lekarze????