Porzuciła bieżnię, zakochała się w górach. Magdalena Gorzkowska chce zdobyć Mount Everest

Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Witold Bańka (minister sportu) i Magdalena Gorzkowska po wywalczeniu srebrnego medalu Halowych MŚ w Portland
Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Witold Bańka (minister sportu) i Magdalena Gorzkowska po wywalczeniu srebrnego medalu Halowych MŚ w Portland

W 2016 r. Magdalena Gorzkowska zdobyła halowe wicemistrzostwo świata. Jeden nieudany bieg był punktem zwrotnym w jej życiu. Nową pasją stały się góry. 25-latka zamierza zostać najmłodszą Polką i pierwszą olimpijką, która zdobędzie Mount Everest.

W tym artykule dowiesz się o:

Od największego sukcesu w karierze zawodniczki TS AKS Chorzów nie minęły jeszcze dwa lata. 20 marca 2016 r. podczas Halowych Mistrzostw Świata w Portland sztafeta 4x400 m w składzie Ewelina Ptak, Małgorzata Hołub, Magdalena Gorzkowska i Justyna Święty zdobyła srebrny medal (najcenniejszy z trzech "krążków" wywalczonych przez Polaków na tamtych zawodach).
 
Dla Magdaleny Gorzkowskiej był to impuls do jeszcze cięższej pracy. Miała już w CV wyjazd na igrzyska olimpijskie do Londynu (2012), ale w roli rezerwowej w sztafecie. Marzyła o starcie w Rio de Janeiro.

Marzenia legły w gruzach

Trzy miesiące po sukcesie w Portland Gorzkowska walczyła o wyjazd na igrzyska. W Bydgoszczy odbywały się mistrzostwa Polski, a najlepsze zawodniczki na 400 m mogły liczyć na miejsce w sztafecie. Bieg eliminacyjny okazał się punktem zwrotnym w karierze Magdy. Uzyskała słaby wynik (54,00 s) i nie awansowała do finału. - Moje marzenia legły w gruzach - mówiła po tamtym niepowodzeniu.

Dziś przyznaje, że jeden nieudany bieg miał ogromny wpływ na jej życie. - Można powiedzieć, że te mistrzostwa Polski były przełomem. Do końca ufałam trenerowi (był nim Zbigniew Ludwichowski - przyp. red.), ale nie doprowadził mnie do tego, czego oczekiwaliśmy. Ze swojej strony zrobiłam wszystko ku temu. Byłam bardzo rozczarowana, zawiedziona. Jeszcze próbowałam startować przez miesiąc, ale to było za krótko, żeby nabiegać jakiś wynik - rozpoczyna rozmowę z WP SportoweFakty.

Magdalena Gorzkowska podczas biegu po srebrny medal Halowych MŚ w Portland w 2016 r. Fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska/Reporter/Newspix.pl
Magdalena Gorzkowska podczas biegu po srebrny medal Halowych MŚ w Portland w 2016 r. Fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska/Reporter/Newspix.pl

Do Rio de Janeiro nie pojechała. Na igrzyskach polska sztafeta zajęła siódme miejsce, a w 2017 r. święciła triumfy - złoto Halowych ME w Belgradzie i brąz mistrzostw świata w Londynie. Gorzkowska zaś stopniowo oswajała się z myślą, że czas porzucić bieżnię.

- Nie wiem, jaki był impuls. Być może przegrany bieg w Bydgoszczy, być może jakieś tam wypalenie. Magda od lat biegała na wysokim poziomie. Zdobyła medal ME juniorek, później złoty medal młodzieżowych ME. Może akurat jest taką osobą, która potrzebuje nowych wyzwań - zastanawia się w rozmowie z WP SportoweFakty Aleksander Matusiński, trener sztafety 4x400 m.

Tym wyzwaniem okazały się góry.

Na "spontanie" na Mont Blanc

Pasją do górskich wędrówek Gorzkowską zaraził przed laty jej ojciec. We wrześniu 2016 r. zawodniczka ze Śląska wybrała się z bratem na Mont Blanc. - Wyprawa była zorganizowana na zupełnym "spontanie", wyszło to bardzo fajnie. Jak wróciłam, powiedziałam: "póki co mi to wystarczy". Minął miesiąc i już wiedziałam, że na pewno chcę iść wyżej. Najbardziej zapragnęłam Himalajów. Ale w Himalaje nie da się iść tak z marszu - relacjonuje. - Połknęła bakcyla, a później nikt nie mógł jej zatrzymać - mówiła mama Magdy, Teresa Gorzkowska.

Olimpijka z Londynu wyznaczała sobie cele pośrednie. Na początku 2017 r. wyruszyła na najwyższy szczyt Ameryki - Aconcaguę (6962 m n.p.m.). - Chodziło nie tyle o to, żeby zdobyć samą Aconcaguę, lecz o to, by zobaczyć, jak będę się czuła na wysokości prawie 7000 m. To była "stacja pośrednia" przed wyprawą w Himalaje. Sprawdziłam się tam, żadnych negatywnych wydarzeń w czasie tej wyprawy nie było - mówi nam Magdalena Gorzkowska. Później przyszedł czas na kolejny sprawdzian: Elbrus.

Myśl o najwyższym szczycie Ziemi, Mount Everest (8848 m n.p.m.), kiełkowała coraz intensywniej. Aż w końcu zapadła decyzja.

- Himalaje stały się marzeniem już rok temu, ale były bardzo niedostępne. Nie znałam środowiska, nie znałam tych ludzi. Ciężko byłoby mi to zacząć, ale drogę otworzyli mi Sylwia Bajek i Szczepan Brzeski. Szli w zeszłym roku na Mount Everest, ale zabrakło im do szczytu… 80 metrów (musieli przerwać atak szczytowy ze względu na niekompetentnego szerpę, który nie zapewnił im butli z tlenem do wymiany w okolicach szczytu - przyp. red.). W tym roku idą ponownie w Himalaje. Gdy to zobaczyłam, od razu się do nich odezwałam z pytaniem: "Czy mogę iść z wami?". Oni na to: "Nie ma problemu" - relacjonuje 25-latka.

Himalaje kosztują

Problemem są za to finanse. Wyprawa na Mount Everest wiąże się z ogromnymi kosztami. Z obliczeń Magdaleny Gorzkowskiej wynika, że trzeba dysponować budżetem w wysokości ok. 130 tys. złotych.

Aż 27 tysięcy dolarów pobiera agencja pośrednicząca w wyprawie. Kolejne 11 tysięcy dolarów to koszt pozwolenia wejścia na szczyt. Do tego dochodzi jeszcze zakup niezbędnego doposażenia na wyprawę.

Gorzkowska postanowiła poruszyć niebo i ziemię, by zdobyć środki na wyprawę. Na platformie crowdfundingowej polakpotrafi.pl ruszyła niedawno zbiórka pod hasłem "Najmłodsza Polka i pierwsza (polska) olimpijka na Evereście". Magda zamierza uzyskać w ten sposób 50 tys. złotych (do zakończenia akcji pozostał niespełna miesiąc, brakuje ponad 38 tys. zł). Pozostałą część środków sportsmenka zamierza zdobyć od sponsorów, zaciągnie także kredyt.

- Ta zbiórka musi się powieść. I na pewno się uda - uśmiecha się Magdalena Gorzkowska, która w Himalaje chce udać się między kwietniem a czerwcem. Jeśli chcecie wesprzeć ją w realizacji marzeń, tutaj znajdziecie link do zbiórki.

Co ciekawe, wspomniana Sylwia Bajek zapowiadała w ubiegłym roku, że to ona chce zostać najmłodszą Polką na najwyższym szczycie Ziemi. Okazuje się, że nie będzie na tym polu żadnego konfliktu. Obie panie razem będą się wspinać do wysokości 7950 m. Później Bajek uda się na Lhotse (8516 m n.p.m.), natomiast Gorzkowska i Szczepan Brzeski obiorą kurs na Mount Everest.

Mont Blanc, Aconcagua, Elbrus… Tempo, w jakim Gorzkowska zdobywa kolejne szczyty, może imponować. A to nie wszystko. Gdy czytacie ten tekst, Magda jest w trakcie wyprawy na najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro (5895 m n.p.m.). W Tanzanii towarzyszy jej brat. Na początku lutego zamierzają osiągnąć cel.

- Super lekko na pewno nie będzie, ze względu na wysokość, bo jest to prawie 6 tysięcy metrów. Nie ma trudności technicznych na tej górze, ale jest to ważny element przygotowań do Mount Everest - podkreśla.

Czy to koniec z bieganiem?

- Magda jest bardzo szalona, nieobliczalna. Tak samo jak przebojem wdarła się do składu na MŚ w Portland, gdzie zdobyła medal, tak samo teraz wymyśliła sobie, że wejdzie na Mount Everest, aczkolwiek wiem, że zafascynowała się górami. Od lat śledzę jej poczynania - komentuje Aleksander Matusiński.

Łączenie sportu i pasji do gór nie wchodziło i nie wchodzi w rachubę. - W momencie, kiedy uprawiała profesjonalnie lekką atletykę, to się wykluczało. W czasie wspinaczki jest ryzyko kontuzji, odmrożeń. Poza tym jeśli ktoś uprawia profesjonalnie lekką atletykę czy jakikolwiek inny sport, to nie ma czasu na inne pasje. Czas po treningach trzeba przeznaczyć na regenerację. Chodzenie po górach regeneracją by nie było. Byłby to raczej dodatkowy bodziec. Magda mogłaby ulec przetrenowaniu, przemęczeniu, nie szło to w parze - dodaje trener polskiej sztafety.

Zapewne zastanawiacie się, dlaczego nie użyliśmy w tym tekście słowa "była lekkoatletka". Magdalena Gorzkowska wyjaśnia nam, że karierę zawodniczą ma już raczej za sobą, ale… zostawia sobie pewną furtkę.

- Mogę obecnie powiedzieć, że zakończyłam przygodę z lekką atletyką. Nie wyobrażam sobie powrotu do biegania - głównie z tego względu, że nie sprawia mi to takiej radości jak kiedyś. Skumulowało się mnóstwo porażek, niepowodzeń, a mój wkład i praca była ogromna. Z drugiej strony, nie chcę mówić, że kończę definitywnie, bo nie jestem jeszcze w takim wieku, że nie mogłabym do tego wrócić. Powiedzmy, że na 85 proc. do biegania już nie wrócę. Zostawiam 15 procent - uśmiecha się 25-latka.

Z koleżankami ze sztafety nadal utrzymuje kontakt. - Od lat znają mnie z różnych szalonych pomysłów. Usłyszałam od nich, że już ich niczym nie zdziwię - kończy rozmowę z WP SportoweFakty Magdalena Gorzkowska.

Trener Aleksander Matusiński zaznacza jednak, że powrót do reprezentacyjnej sztafety byłby dla Magdy niezmiernie trudnym zadaniem. - Poziom w Polsce jest co najmniej europejski. A jeśli chodzi o sztafetę, to mamy bardzo solidną drużynę na światowym poziomie. Załapanie się do składu na jakąkolwiek imprezę jest bardzo ciężkie dla zawodniczek, ale to gwarantuje też walkę o medale na imprezach rangi nawet światowej, nie boję się tego powiedzieć - mówi nam na koniec szkoleniowiec sztafety 4x400 m.

ZOBACZ WIDEO Witold Bańka: To sygnał dla związków sportowych

Komentarze (6)
avatar
Marek nn
31.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Przed wyprawą niech wykupi sobie konkretne ubezpieczenie. Kosztami ewentualnej akcji ratowniczej nie mogą dalej być obciążani podatnicy. Za swoje zachcianki płaćcie sami. 
avatar
Hampelek
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
następna samobójczyni? 
avatar
kibiczkinic
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Następna... 
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Helikopter z państwowej kasy po następną ??? Jak płaci za swoje to niech frunie,ale nie za państwowe !!! Miały wejść obowiązkowe ubezpieczenia dla grotołazów i innych. Ile jeszcze reszta społec Czytaj całość
avatar
yes
29.01.2018
Zgłoś do moderacji
3
2
Odpowiedz
Powinni jej zabronić.
Jedni czekają na pieniądze na wejście, inni na zejście lub pozostałą rodzinę :(