Wielkiego zamieszania z udziałem Jakoba Ingebrigtsena ciąg dalszy. Norweg pewnie triumfował w biegu na 1500 metrów, choć dzielnie walczył z nim Marcin Lewandowski. Polak nie dał mu jednak rady i ostatecznie wywalczył srebrny medal.
Taki stan rzeczy utrzymywał się jednak tylko przez kilka minut. Jak się okazało tuż po biegu, Ingebrigtsen został zdyskwalifikowany, ponieważ w początkowej fazie rywalizacji Norweg przekroczył linię toru.
- Polacy mieli plan, żeby zablokować Ingebrigtsena - grzmiał po dyskwalifikacji norweskiego biegacza w finale 1500 metrów dyrektor tamtejszej ekipy, Erlend Slokvik (WIĘCEJ).
Tymczasem bardzo późnym wieczorem European Athletics (europejskie stowarzyszenie skupiające narodowe federacje lekkoatletyczne) poinformowało na Twitterze, że Ingebrigtsen został przywrócony jako złoty medalista halowych mistrzostw Europy. To oznacza, że Lewandowski otrzyma w sobotę srebrny medal.
News just in!
— European Athletics (@EuroAthletics) March 5, 2021
Jakob Ingebrigtsen has been reinstated as the winner of the 1500m title in #Torun2021. pic.twitter.com/KsPVUmfv5F
Dlaczego ostatecznie Norweg stanie na najwyższym stopniu podium?
Przypomnijmy, że w piątkowych wywiadach Ingebrigtsen powoływał się na nowy przepis, mówiący o tym, że zawodnik, który zostanie wypchnięty poza bieżnię przez rywala, a nie zyska na tym przewagi, nie musi zostać zdyskwalifikowany.
Prawdopodobnie dlatego sędziowie zdecydowali się przyjąć odwołanie norweskiej ekipy.
Czy Lewandowski może czuć się pokrzywdzony? Wydaje się, że decyzja jest sprawiedliwa. Przypadkowo bo przypadkowo, ale Ingebrigtsen został wypchnięty poza tor, co nie dało mu żadnego zysku. Nowelizacja przepisu sprawiła, że wszystko staje się bardziej logiczne.