"Jezu, patrz, co się dzieje!". Justyna Kowalczyk poruszona dramatem w Pszczynie

Newspix / Martyna Szydlowska / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk
Newspix / Martyna Szydlowska / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk

Sama we wrześniu została matką i doskonale wie, co przeżywają ciężarne kobiety. Justyna Kowalczyk w rozmowie z WP SportoweFakty nie kryła poruszenia tym, co niedawno wydarzyło się w szpitalu w Pszczynie. W 22. tygodniu ciąży zmarła 30-letnia Izabela.

W tym artykule dowiesz się o:

Na początku listopada media obiegła tragiczna informacja o śmierci 30-letniej kobiety, która trafiła do szpitala w Pszczynie w 22. tygodniu ciąży, po tym, jak odpłynął jej płyn owodniowy. Sprawa odbiła się szerokim echem i nabrała wymiaru politycznego. Justyna Kowalczyk podkreśla, że wydarzenia z Pszczyny mają związek z ubiegłorocznym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który ograniczył możliwość legalnej aborcji.

- Gdy dowiedziałam się o śmierci pani Izabeli, pobiegłam do męża i powiedziałam: "Jezu, patrz, co się dzieje!". To się będzie działo nadal. Ciągle uważam, że kompromis aborcyjny, który funkcjonował przez wiele lat, nie powinien być naruszany. Może nie zadowalał wszystkich stron, ale bronił życia kobiet. Nie mam wątpliwości, że to, co się stało z panią Izabelą, jest efektem wyroku Trybunału - mówi Justyna Kowalczyk w wywiadzie z WP SportoweFakty (całą rozmowę można przeczytać TUTAJ).

- Jestem w stanie sobie wyobrazić, że lekarzom patrzy się na ręce cztery razy bardziej. Medycy nie chcą iść do więzienia tylko dlatego, że chcieli kogoś bronić, lecz przeszkodziła w tym polityka. W takiej sytuacji jak pani Izabeli część rzuciła się na lekarzy, bo przecież trzeba znaleźć winnych. Było zagrożenie życia kobiety, a oni czekali, ale moim zdaniem genezy ich zachowania trzeba szukać właśnie w nowych przepisach - dodała pięciokrotna medalistka olimpijska.

ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"

Obecnie legendarna biegaczka narciarska pracuje na stanowisku dyrektora sportowego w Polskim Związku Biathlonu. Ponadto od ponad roku jest żoną alpinisty Kacpra Tekieli, a na początku września małżeństwo doczekało się pierwszego syna, Hugo.

Kowalczyk musiała się zmierzyć z wieloma krytycznymi opiniami np. na temat swojej aktywności fizycznej w czasie ciąży. Była biegaczka wprost mówi o tym, że wiele kobiet traktuje się jak inkubatory i przechowalnie.

- Sama to odczułam. Gdy opinia publiczna dowiedziała się, że jestem w ciąży, byłam pouczana na każdym kroku. Stałam się własnością narodu. A co komu do tego, co się dzieje w mojej ciąży?! Wiele osób myśli, że może tak po prostu obrażać innych. Jestem sportowcem, byłam krytykowana na milion sposobów, ale tu zderzyłam się z hejtem innego rodzaju. Głosami, które mnie zdenerwowały. Jestem harda, wiele przeżyłam, jednak nie każda młoda mama musi poradzić sobie z taką presją - podkreśliła Kowalczyk w rozmowie z naszym portalem.

Z jednej strony czytałam, że chce zabić siebie i dziecko, bo wyszłam z synem na spacer. Z drugiej - kobiety dziękowały, że pokazuję w mediach społecznościowych, że w ciąży można się ruszać. Pewna pani napisała: "ja wychodzę wieczorem po kryjomu, bo teściowa mi nie pozwala". Początkowo się zaśmiałam, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to dla kogoś poważny problem. Że wiele kobiet traktuje się jako inkubatory i przechowalnie. Chyba coś tu jest nie tak - zakończyła Kowalczyk.

Czytaj także:
"Po prostu się boję". Przed tym odczuwa strach Justyna Kowalczyk

Źródło artykułu: