WP SportoweFakty: 19 listopada stoczy pan walkę podczas gali boksu w Hotelu nad Wisłą w Knybawie. Wracają nadzieje na to, że uda się jeszcze coś osiągnąć w boksie?
Artur Łazarian: Jestem bardzo wdzięczny promotorowi Mariuszowi Grabowskiemu za to, że zapewnił mi miejsce w karcie walk. Ciężko jest dziś o miejsce na dobrej gali, dlatego cieszę się, że trafiłem do ludzi, którzy zechcieli mi w tym pomóc. Wierzę, że jeśli zacznę częściej walczyć na podobnych galach, to szybko rozwinę się boksersko.
Jako nastolatek był pan zapraszany na sparingi do grupy Universum. Miał pan okazję trzykrotnie spotkać się w ringu z Arturem Szpilką. Raz pan zremisował, a dwa razy wygrał z nim na punkty. Jak wspomina pan tamte starcia?
Artur Szpilka już wtedy był dość dobrym zawodnikiem. Na tle innych chłopaków wyróżniał się siłą i zawziętością.
ZOBACZ WIDEO "1 na 1 - walka na style". Działo się na planie!
Dobrze się znaliście?
Byliśmy kolegami. Widywaliśmy się przy okazji walk i czasem trochę rozmawialiśmy. Ale nie było tak, żebyśmy na co dzień spędzali swój wolny czas razem.
Dziś Artur Szpilka jest postrzegany jako najlepszy pięściarz wagi ciężkiej w Polsce. Jest pan zaskoczony, że zrobił tak wielką karierę?
Ten chłopak zawsze był zawzięty i uparcie dążył do celu. Dziś w Stanach Zjednoczonych ma naprawdę bardzo dobre zaplecze bokserskie, walczy na poziomie światowym i chwała mu za to.
W styczniu stoczył swoją pierwszą walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Przegrał z Deontayem Wilderem, ale zaprezentował się w tym pojedynku naprawdę dobrze. Jak postrzega pan jego postawę w ringu?
Oglądając ten pojedynek, miałem przypuszczenia, że Artur wygra. Niestety, tak się nie stało. Cóż... nie zawsze jest tak, że dostajemy to, co chcemy. Nadal jednak twierdzę, że Szpilka jest jednym z najlepszych zawodników w Polsce. Daj mu Boże, żeby miał następną okazję do walki o mistrzostwo świata i - jeśli tak się stanie - żeby taką walkę wygrał.
Obaj pochodzicie z Krakowa i obaj mieliście pewne problemy z prawem. Artur spędził 1,5 roku w więzieniu, a pan 2 lata w areszcie. Patrząc na to, jak potoczyła się kariera Szpilki, powiedziałby pan, że stanowi on pewien wzór do naśladowania? Że nawet po wyjściu na wolność w sporcie można zrobić światową karierę?
Spędziłem dużo czasu w areszcie i miałem czas na przemyślenie moich zachowań. Jeżeli kogokolwiek miałbym uznać za swój wzór, to byłby to Marek Piotrowski.
Dlaczego?
Ten człowiek osiągnął wiele w swojej karierze sportowej. Mimo ciężkiej choroby, nigdy się nie poddawał i nie mówił, jak ciężko ma w życiu. Facet jest naprawdę mocny.
Ma pan już 27 lat, a za sobą dopiero jedną walkę zawodową. Wyznacza pan sobie jakieś konkretne cele?
W tej chwili celem jest dla mnie powrót sam w sobie. Zwłaszcza, że miałem poważną kontuzję barku. Ta walka będzie dla mnie bardzo ważna. Dziś w stu procentach poświęcam się przygotowaniom. Cały czas trenuję i nie zawracam sobie głowy bzdurami. Co będzie dalej? Jakie nowe cele będę mógł sobie postawić? To wszystko okaże się dopiero po walce.
Do walki przygotowuje się pan u boku trenera Piotra Snopkowskiego. To ten sam szkoleniowiec, z którym współpracował pan na amatorstwie.
Tak, trenowałem z nim jeszcze za czasów amatorskich. Stoczyłem u niego wiele walk i nie miałem ani jednej przegranej. Wszystkie kończyły się dobrymi wynikami, a większość z nich przed czasem. Chciałem z nim trenować, bo mam do niego zaufanie. To jeden z moich przyjaciół. Wierzę, że razem zrobimy w ringu coś dobrego.
Po wyjściu z aresztu miał pan do zrzucenia aż 24 kilogramy. Ile jeszcze zostało panu do zbicia, żeby móc boksować w swojej nominalnej kategorii wagowej czyli kategorii półciężkiej?
Powinienem zrzucić około 7-8 kilogramów, ale możliwe, że zmienimy wagę na wyższą czyli junior ciężką. 24 kilogramy do zrzucenia w trzy miesiące to naprawdę bardzo dużo, jak na pięściarza, który szykuje się do walki.
A kiedy pozna pan rywala?
Tak naprawdę do końca mnie to nie interesuje.
Jest pan w stanie wyjść do ringu i walczyć z każdym?
Kim by nie był mój rywal, to będzie miał ze mną ciężko. Wyjdę do ringu i będę bił naprawdę potężnymi, ciężkimi ciosami. Zaczynam od zera i wiem, że to walka mojego życia. A moim życiem jest ring. Jeśli odniosę zwycięstwo, to pomoże mi to w życiu. A jeśli, nie daj Boże, przegram, będę musiał całkowicie wycofać się z boksu. Takie są dziś realia.
Jedyną walkę zawodową stoczył pan w sierpniu 2010 roku na gali w Międzyzdrojach. Pana rywalem był Łotysz Romansem Sewczenko. Wygrał pan na punkty po czterech rundach.
Ring zawodowy jest zupełnie inny niż amatorski. Walki wyglądają inaczej. Pamiętam, że Romans Sewczenko był wymagającym i twardym zawodnikiem. Nie można było go rozbić 2-3 ciosami, dlatego nasz pojedynek trwał cztery rundy.
Tamta walka była dla pana debiutem na zawodowych ringach. Patrząc na długą przerwę można powiedzieć, że ta najbliższa będzie niejako drugim debiutem?
Tamta walka była dla mnie nowym doświadczeniem. Przekonałem się, co to znaczy zawodowy ring. Wtedy do boksu podchodziłem na pięćdziesiąt procent. Dziś koncentruję się na nim w stu, a może nawet dwustu procentach. Każdy trening traktuję bardzo poważnie. Żarty dawno już się skończyły. Mam 27 lat i - żeby cokolwiek osiągnąć - muszę wjechać na bardzo wysokie obroty. Bo jeśli będę się przewracał z kelnerami, to skończę trzydziestkę i dalej będę stał na jakiejś szarej pozycji.
[b]Rozmawiał Michał Bugno
[/b]