Obiecał chorej córce, że zostanie mistrzem świata. Teraz Deontay Wilder chce zabić w ringu

Getty Images /  Jayne Kamin-Oncea / Na zdjęciu: Deontay Wilder
Getty Images / Jayne Kamin-Oncea / Na zdjęciu: Deontay Wilder

Kariera Deontaya Wildera nie zawsze była łatwa i przyjemna. Zawodnik zaczął walczyć dla swojej córki, zyskał sympatię wielu kibiców. Teraz mistrz świata grzmi, że chce zobaczyć śmierć w ringu.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=36435]

Deontay Wilder[/tag] w styczniu 2015 roku stoczył jeden z najważniejszych pojedynków w swojej karierze. Mierzący dwa metry pięściarz stanął do walki o pas mistrza świata federacji WBC w wadze ciężkiej. Dla każdego pięściarza, który toczy swoje pojedynki w królewskiej dywizji wagowej, starcie o ten tytuł jest spełnieniem sportowych marzeń. Rywalem "Bronze Bombera" był Bermane Stiverne. Po dwunastu jednostronnych rundach to ręka Wildera powędrowała w górę i Amerykanin zdobył upragnione trofeum.

Zanim jednak Deontay Wilder stał się gwiazdą światowego boksu i mistrzem świata w wadze ciężkiej, jego życie nie należało do najłatwiejszych. Gdy pięściarz miał 19 lat, na świat przyszła jego córka Naieya. Amerykanin był dobrze zapowiadającym się zawodnikiem futbolu amerykańskiego oraz koszykówki, jednak ze względu na dziecko musiał zrezygnować z uprawiania tych sportów.

Zobacz także: Tyson Fury nie lekceważy swojego rywala. "Jestem pewien, że Schwarz będzie gotowy na wojnę"

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". W czym tkwi fenomen Pochettino? "O jakości trenera decyduje to, co wykrzesał z piłkarzy"

Choroba córki wielką motywacją

Naieya, która przyszła na świat 20 maja 2005 roku, urodziła się z chorobą rozszczepu kręgosłupa. Dla młodego sportowca i jego żony - Jessici Scales była to prawdziwa tragedia. Wilder rozpoczął pracę w dwóch restauracjach oraz rozwoził towar ciężarówkami, aby móc opłacić coraz większe rachunki medyczne.

- Musiałem robić rzeczy, których nie chciałem. Poświęcałem się w pełni mojej rodzinie. Jest wiele sytuacji w życiu, których nie chcemy, jednak musimy je robić do czasu, aż stwierdzimy, że w końcu możemy żyć swoim życiem. Przez wiele lat pracowałem dla innych ludzi, przez wiele lat wkładałem pieniądze do ich kieszeni - nie dlatego, że chciałem, tylko dlatego, że musiałem - przyznał Wilder.

Pod koniec 2005 roku Deontay udał się do sali bokserskiej, gdzie podjął decyzję, aby zacząć trenować boks. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Uzdolniony Amerykanin na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku zdobył brązowy medal i po tym sukcesie zdecydował się przejść na zawodowstwo.

Gdy Naieya miała rok, przeszła szereg udanych operacji. Wilder wielokrotnie przyznał, że jego motywacją do treningów była córka, której po zabiegach obiecał, że zostanie mistrzem świata. Upór i motywacja w walce z chorobą doprowadziły do tego, że córka pięściarza w wieku 7 lat zaczęła chodzić, choć lekarze nie dawali jej na to szans i przewidywali, że całe życie spędzi na wózku inwalidzkim.

Brak wyrzutów sumienia przed zabójstwem

Do czasu wspomnianej walki ze Stivernem, Deontay Wilder nie dość, że był niepokonany na zawodowym ringu, to nokautował wszystkich swoich rywali. Po erze panowania braci Kliczko, Amerykanie oczekiwali na swojego mistrza świata, a król nokautu z Alabamy miał być ich wybawicielem.

Kariera Wildera układała się bardzo dobrze. Po zdobyciu tytułu, "Bronze Bomber" pokonywał kolejnych pretendentów do jego pasa. Jedną z ofiar Amerykanina został Artur Szpilka, który uległ mu przez nokaut w 9. rundzie. W wielu starciach Deontay nie radził sobie najlepiej ze swoimi przeciwnikami, często przegrywając na punkty, jednak jego siła i mocne uderzenie pozwalały mu zwyciężać przed czasem.

Wielu kibiców oraz fanów boksu odwróciło się jednak od mistrza świata po jego kontrowersyjnych wypowiedziach. Deontay Wilder stwierdził publicznie, że nie miałby nic przeciwko temu, aby jego rywal poniósł śmierć w ringu. Szokujące wypowiedzi Amerykanina zamazują obraz dobrego taty, który nie czułby żalu czy współczucia, odbierając życie być może innemu ojcu.

Zobacz także: Tyson Fury ma dość krytyki Eddiego Hearna. "Jeszcze słowo i powybijam ci zęby"

- Mówisz o tym, że zabijam przeciwnika w ringu? Jeśli tak się stanie, to... się stanie. Żadnych wyrzutów sumienia, żalu czy współczucia. Bo to jest boks. To nasza praca. Na to się piszemy, wchodząc między liny. Mówię prawdę, jestem realistą. Ludzie właśnie dlatego mnie kochają - stwierdził Amerykanin, cytowany przez "Daily Mail".

18 maja, w najbliższą sobotę Wilder będzie po raz dziewiąty bronił swojego mistrzowskiego pasa. Jego przeciwnikiem będzie Dominic Breazeale. Nie jest tajemnicą, iż obaj zawodnicy nie pałają do siebie sympatią. Deontay Wilder twierdzi, jego przeciwnik sam prosi się o śmierć w ringu...

- Boks to jedyny sport, w którym możesz zabić rywala i jednocześnie dostać za to pieniądze. Dlaczego więc nie skorzystać z takiego prawa? Breazeale tak naprawdę prosi się o to. Jeżeli śmierć nadejdzie, to nadejdzie. Taki sport - zakomunikował zawodnik.

Słowa Deontaya Wildera są oburzające i bardzo niestosowane. Człowiek, który przeżył taką tragedię, jaką była ciężka choroba córki, szczególnie powinien doceniać możliwość normalnego życia. W historii pięściarstwa wiele było przypadków śmierci w ringu i zawsze wiązały się one z wielką tragedią. Pozostaje mieć nadzieje, że jest to tylko czcze gadanie. Niesmak jednak pozostaje...

Mateusz Hencel

Źródło artykułu: