7 grudnia, Arabia Saudyjska, Diriyah Arena - to miejsce jednej z najlepszych, o ile nie najlepszej gali tego roku. W głównej walce wieczoru naprzeciw siebie stanęli Anthony Joshua oraz Andy Ruiz Jr w walce o cztery pasy mistrzowskie kategorii ciężkiej. Pierwszy pojedynek wygrany przez Amerykanina meksykańskiego pochodzenia wywołał istne trzęsienie ziemi, jednak Joshua w rewanżu przywrócił ład na świecie.
W pojedynkach poprzedzających main event z bardzo dobrej strony pokazali się Aleksander Powietkin oraz Michael Hunter, a w szczególności Mariusz Wach, który mimo porażki na punkty z Dillianem Whyte'em udowodnił, że wciąż jest ambitnym pięściarzem, który może napsuć krwi zawodnikom ze światowego topu.
Zobacz także: Boks. Anthony Joshua - Andy Ruiz 2. Deontay Wilder skomentował wygraną Anglika
Joshua odrobił lekcje
Wydaje się, że przed pierwszym pojedynkiem Joshua nie był sobą, być może coś poszło nie tak w trakcie przygotowań, rzutując na jego postawę w ringu. Pewne było, że jeżeli Brytyjczyk chce odzyskać utracone tytuły, musi zaboksować zupełnie inaczej - tak, aby zniwelować ofensywne atuty Ruiza Jr i obnażyć jego słabości.
ZOBACZ WIDEO Klatka po klatce (on tour): Mamed Chalidow wskazał powód porażki na KSW 52
Kluczem było również odpowiednie podejście mentalne, udźwignięcie wagi pojedynku i realizacja założeń taktycznych. Joshua oskarżany o niskie ringowe IQ musiał tym razem udowodnić, że jest w stanie przez 12 rund wykonywać polecenia i nie porywać się w wir wojny, do której bardzo go ciągnęło.
"AJ" wniósł do ringu 107,5 kg, czyli blisko 5 kilogramów mniej niż podczas pierwszej potyczki. Świadczyło to o zdecydowanej zmianie taktyki, która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Joshua pokazał w ringu wielki boks, boks bardzo dojrzały i inteligentny, na który stać tylko zawodników z prawdziwego topu. Wiele osób twierdzi, że pojedynek był nudny i nieefektowny, jednak Joshua rozegrał go na swoich zasadach, udowadniając swój kunszt i wielkość.
Brytyjczyk bardzo dobrze operował przednią ręką, dokładając do tego prawy prosty, który już w pierwszej odsłonie rywalizacji rozciął łuk brwiowy Ruiza Jr. "AJ" mocno wydłużał swoje uderzenia, aby nie przebywać w komfortowym dla Amerykanina dystansie, gdzie ten był zdecydowanie najgroźniejszy. Znacznie niższa waga to zdecydowanie lepsza wydolność i bardzo mądra praca na nogach. Joshua rzadko kiedy wpadał w liny, dając możliwość Ruizowi do odpalenia swoich bomb.
W momentach zagrożenia Joshua schodził mocno głową bądź próbował klinczować, co w jego przypadku wyglądało trochę nieudolnie. Brytyjczyk gubił się w przepychankach, gdzie przeciwnik aplikował mu co jakiś czas mocne ciosy. Nadal to jednak lepszy sposób na neutralizowanie zagrożenia, niż wymiana w półdystansie z Ruizem, który miał w tym elemencie przewagę.
Czy Joshua z drugiego pojedynku wygrałby z Ruizem z pierwszej walki? Jestem przekonany, że tak. Joshua walczył w sposób wyrachowany i bezpieczny - taki, który często prezentuje Tyson Fury. Amerykanin z całą pewnością zaprezentował się gorzej, jednak to forma i plan na walkę Joshuy o tym zadecydowały. Mimo dodatkowych kilogramów "Destroyer" wciąż był niebezpieczny, jednak miał zbyt mało szans, aby zagrozić "AJ'owi". Na tron powrócił król, który abdykował tylko na chwilę. To dobra informacja dla boksu i wagi ciężkiej - Joshua to czempion, który zasłużył na swoją koronę.
Zobacz także: Boks. Spory awans Mariusza Wacha w prestiżowym rankingu. Polak został doceniony
Brawo Mariusz Wach!
"Wiking" pojedynek z Dillianem Whyte'em przyjął na około 2,5 tygodnia przed walką. Choć Wach był w treningu, nie były to przygotowania stricte pod te starcie. Mimo to Wach dobrze zaprezentował się na ważeniu, czego nie można powiedzieć o jego oponencie, który wyszedł znacznie cięższy niż normalnie.
Wiele było głosów o tym, że Wach nie powinien już narażać zdrowia, że jego szczęka nie jest tak odporna jak kiedyś. Porównywanie jednak jego boju z Bakole do tego z Whyte'em nie miało większego sensu. To zupełnie różni pięściarze, a wiadomo było także, że Brytyjczyk nie będzie dobrze przygotowany do rywalizacji.
Mariusz Wach z całą pewnością najlepsze czasy ma już za sobą, jednak udowodnił, że wciąż zasługuje na dobre wypłaty i potrafi jak równy z równym rywalizować z zawodnikami z czołówki królewskiej dywizji wagowej. Pojedynek z Whyte'em zaczął się dobrze układać dla Polaka od piątej rundy. W niej "Wiking" przystąpił do ataku i jego ciosy dochodziły do głowy oponenta. Bardzo wyczerpany Whyte niekiedy nie mógł znaleźć odpowiedzi na ataki Wacha, który w 8. rundzie "podłączył" nawet Brytyjczyka. Ostatecznie to ręka Whyte'a powędrowała w górę, bo inaczej być po prostu nie mogło. To za młodszym pięściarzem stoją ogromne pieniądze, a boks zawodowy to przede wszystkim biznes. Wach mimo 40 lat na pewno nie będzie mógł narzekać na brak ofert. Pokazał się ze świetnej strony i jego walki z całą pewnością zobaczymy jeszcze na największych galach świata.
Mateusz Hencel
Obserwuj autora na Twitterze: