Artur Szpilka czeka na walkę życia. Ale nie wyklucza występu w nowej formule!

- Nie chciałbym jeszcze za dużo mówić, z racji tego, że mam przed sobą najważniejszą walkę życia. Po niej będziemy rozmawiać o innych formułach - mówi Artur Szpilka, który czeka na potwierdzenie pojedynku z Łukaszem Różańskim.

Artur Mazur
Artur Mazur
Artur Szpilka WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Artur Szpilka
Artur Mazur, WP SportoweFakty: Czy rozpocząłeś przygotowania do kolejnej walki?

Artur Szpilka: Nie ma się co oszukiwać. To, co aktualnie robię, trudno nazwać konkretnymi przygotowaniami do walki. Pracuję z nowym trenerem Andrzejem Liczikiem. Zgrywamy się i tyle.

Kiedy może dojść do walki?

Nie mam pojęcia. W piątek miało dojść do spotkania z Andrzejem Wasilewskim, ale zostało przełożone na środę. Dopiero wtedy będziemy rozmawiać o konkretach, jeśli oczywiście do spotkania dojdzie. Cały czas są jakieś niewyjaśnione rzeczy, zagadki. Jak na razie musimy dojść do porozumienia i dopiero wtedy przejdziemy do ustalania szczegółów.

Rozumiem, że w grę wchodzi tylko walka z Łukaszem Różańskim.

Tak, ale innych opcji też nie wykluczam. W tym momencie czekam na spotkanie z Andrzejem, Łukaszem Różańskim i jego promotorem.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (highlights): zobacz bonusy po gali KSW 56

Kiedy po raz ostatni spotkałem cię w WCA, powiedziałeś, że powrót jest planowany w lutym lub marcu.

I to się nie zmieniło. Dlatego chciałbym jak najszybciej ustalić wszystkie szczegóły. Dla mnie jest to walka z gatunku "być albo nie być". Chcę mieć odpowiedni czas na przygotowania, żeby zacząć zasuwać na treningach. Całkiem inaczej pracuje się, jeśli wiesz, że na horyzoncie jest potwierdzona walka.

Czy po operacji barku nie ma śladu?

Tak. Może nie jest tak sprawny jak na długo przed operacją, ale na razie nie odczuwam bólu. Może czasami pojawia się jakiś dyskomfort, ale najważniejsze, że bólu nie ma.

Ile ważysz?

Różnie - 106, 107, 108 kg. Wszystko zależy od tego, ile sobie podjem i czy mam dwa treningi danego dnia. Chociaż walka nie jest jeszcze potwierdzona, zdarza się, że rano mam trening bokserski, a wieczorem pracuję z trenerem od przygotowania fizycznego.

Czy zamykasz się tylko na walkę w wadze ciężkiej?

Nie, ale to nie jest uzależnione tylko ode mnie. Pojawiła się perspektywa nowej wagi w boksie. Mogę walczyć w ciężkiej i kategorii supercruiser. Walka w dywizji juniorciężkiej jest niemożliwa. Kiedy schodzę do tej kategorii, tracę wodę, ręce wtedy już nie ważą. Wiele rzeczy się na to nakłada.

Kiedy będziesz wolnym zawodnikiem? Najbliższe starcie ma być ostatnim pod skrzydłami Wasilewskiego.

Musi upłynąć odpowiedni czas od końca mojej rehabilitacji. Wpisałem to sobie w umowie. Ale chcę, żeby była jasność - to nie jest tak, że zamykam się na współpracę z Andrzejem Wasilewskim. Teraz wszystko będzie się odbywać na nowych, zupełnie innych warunkach. Jeśli załatwi fajną walkę, to podpiszemy kontrakt na to jedno, konkretne starcie. Co by nie mówić, Andrzej w polskim boksie jest dziś osobą, która może najwięcej.

Czy rozglądasz się za nowym promotorem?

Nie chcę mieć promotora. Będę się dogadywał bezpośrednio z tymi, którzy złożą ofertę walki. Kto załatwi ciekawy pojedynek, będzie miał z tego 10 procent prowizji od gaży. Tak zwane menadżerskie. Andrzej, będąc moim promotorem, brał 30 procent. Ale chcę powiedzieć szczerze, że zapewniał wszystko, co było potrzebne w trakcie przygotowań: sparingpartnerów, loty, hotele, obozy. Pod tym względem wszystko zawsze było dopieszczone.

Ile pojedynków w roku chcesz toczyć?

Jeśli stan zdrowia będzie na to pozwalał, chcę stoczyć dwie, trzy walki.

Czy tylko w boksie?

Nie.

W pewnym momencie głośno mówiło się o możliwym debiucie w MMA. Sprawa ucichła. Teraz popularność zyskują walki na gołe pięści. Myślę, że mógłbyś się w tym sprawdzić, biorąc pod uwagę twój charakter i fakt, że nie musiałbyś szlifować umiejętności parterowych.

Nie chcę się zarzekać, ale na razie to nie wchodzi w grę. Kiedy przestanę poważnie myśleć o boksie, kiedy moja kariera będzie się zbliżać do końca, wtedy mogę stoczyć taki pojedynek za odpowiednie pieniądze. Póki co mam ambicje, żeby coś w tym boksie jeszcze zrobić. Wiem, czym pachną walki na gołe pięści. Dla mnie to się wiąże ze złamaną ręką. Trzy razy straciłem rękę po tego typu bitce. Gdzieś na ulicy uderzyłem kogoś w czoło, i co z tego, że uszkodzenia po drugiej stronie były dużo większe, kiedy ja poważnie rozwaliłem rękę. Kontuzja cały czas się odnawiała. Ręka była operowana trzy razy, a ja i tak czułem skutki tego uderzenia. Ktoś powiedział, że zrośnięta kość jest mocniejsza od normalnej. Ja w to nie wierzę.

A zatem pozostaje MMA. W tej formule zawodnicy zakładają rękawice.

Nie chciałbym jeszcze za dużo mówić, z racji tego, że mam przed sobą najważniejszą walkę życia. Po niej będziemy rozmawiać o innych formułach.

Jak się współpracuje z nowym trenerem?

Nie jest łatwo, ale jest fajnie. Trener ma swoje pomysły, jest wymagający i twardo stąpa po ziemi. Potrafi fajnie przekazać swoje wskazówki i ja widzę, że one mają sens. Ale nie chcę się za bardzo rozgadywać. Chciałbym to wszystko, co przekazuje mi trener, pokazać w ringu. Trener też jest oszczędny w słowach. Kiedy ja za dużo mówię, od razu kładzie palec na ustach. I wtedy wiem, że mam być cichutko. Nie ma półśrodków, pracujemy ciężko i jest naprawdę dobrze. A oprócz tego, trener przegrał ze mną ostatnio w szachy. Jest 1:0 dla mnie. W tenisa stołowego też wygrałem.

Gra w szachy stała się w WCA bardzo modna. Skąd to wzięło? Czy wpływ na to miał popularny serial "Gambit Królowej"?

Nie, miałem to w planach o wiele wcześniej. Poprosiłem Janka Błachowicza, żeby przywiózł szachy na obóz w Zakopanem i tak już zostało. Później doszedł tenis stołowy i jest fajnie, bo w klubie jest ostra rywalizacja. Trwają już zapisy na turniej tenisa stołowego w grudniu. W szachy często gram z Maćkiem Miszkiniem. Do tego grona dołączyli Tomek Karolak, Akop Szostak. Jest z kim grać, ale najcięższe boje toczę z Miszkiniem.

Nawiążę jeszcze do serialu. Czy masz jakieś ulubione zagrania?

Nie, wszystko zależy od przeciwnika. Debiuty w szachach (otwarcie gry - red.) są oczywiście ważne i dobrze jest sobie przyswoić parę schematów. Ale często jest tak, że plan się zmienia po ruchach rywala. W klubie znamy się dobrze i wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. Słyszałem, że w szachy dobrzy są ci, którzy są mocni z matematyki. Ja nigdy z "matmy" nie byłem dobry, a w szachach sobie radzę.

Słyszałem, że całkiem nieźle ci idzie.

Nie chcę się przechwalać. Wygrywam z każdym, ale z każdym też ponoszę porażki. To normalne. Z Miszkiniem jest remis 6:6. Szachy są tak piękną grą, że czasami wystarczy jeden błąd, do tego kilka innych i cię nie ma. Jestem pełen podziwu dla człowieka, który wymyślił szachy.

A kto jest mocny w tenisie?

Przyznam szczerze, że jestem naprawdę dobry. Oczywiście, jakaś tam porażka się zdarzyła, ale ogólnie jestem mocny. Trener też jest dobry. Bardzo solidnie prezentują się Krystian Pudzianowski, Błachowicz i Daniel Omielańczuk. Ten ostatni kupił sobie ostatnio wypasioną rakietkę Butterfly i dostał ode mnie lanie. Później powiedział, że musi sobie kupić nową, jakąś lepszą. Było wesoło. Ale najlepszy był Maciek Sulęcki. Siedział w Dzierżoniowie i się odgrażał, że przyjedzie skopać mi tyłek. Jak już przyjechał, rzuciłem tak dla żartu: Dawaj o "stówkę". Przegrał 0:3 i zaczął mówić, że to oszustwo. Zabrał się i poszedł.

To tylko pokazuje, że w klubie jest doskonała atmosfera.

Każdy z nas ciężko trenuje, a dzięki tym wszystkim rozgrywkom robi to z uśmiechem na twarzy. WCA to jeden z najlepszych klubów w Polsce, w jakim przyszło mi trenować. Nie dość, że są mocni zawodnicy, to do tego każdy jest uśmiechnięty, lubi pożartować i zna swoje miejsce w szeregu. Jak kogoś coś gryzie, to od razu dla śmiechu mu dokuczamy. To pomaga rozładować atmosferę. Już nie mogę się doczekać grudniowego turnieju w tenisa.

Czytaj także:
Jan Błachowicz chce elektryzującej walki, ale boi się, co przyniesie przyszłość
"Poczułem okropny ból". Andrzej Grzebyk przegrał walkę, ale wygrał coś więcej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×