Rzeźnik, który został pięściarzem. "Po robocie katowałem się na sali"

Piotr Jagiełło
Piotr Jagiełło

Zanim przeszedłeś na zawodowstwo, wykonywałeś ciężką pracę rzeźnika w Irlandii. Jak wtedy wyglądało twoje życie?

- Jeszcze wcześniej pracowałem w Polsce przy bramach garażowych. Zaraz po zakończeniu szkoły zajmowałem się treningami i pracą na dwie zmiany. W 2006 roku, zaraz po mistrzostwach Polski, wyjechałem do Irlandii, tam zacząłem pracę w rzeźni i treningi. Nie powiem, że było lekko bo… było ciężko. Nikt tam mnie nie głaskał po głowie i nie mówił "Dobrze, chłopczyku, nie pracuj, bo przecież masz boks". Robota musiała być zrobiona i tyle. Miałem jednak samozaparcie, inni woleli po pracy iść na piwo i odpoczywać przed telewizorem, a ja jeszcze dodatkowo katowałem się na sali, bo sprawiało mi to wielką frajdę.

Czyli życie na wysokich obrotach.

- Cały czas, zgadza się. Długo pracowaliśmy, zmianę kończyliśmy o 17-18, bo trzeba było tyrać. Treningi były zawsze na 19. Pod koniec mojego pobytu w Irlandii zmieniłem klub i musiałem dojeżdżać 60 km do innego miasta. Kawał drogi. Do domu wpadałem tylko na chwilę, zabierałem na drogę owoce, torbę i jazda na trening. Jak się spóźniłem, to dostawałem jeszcze opiernicz "Dawaj szybko, bo czas na sparingi!" (śmiech). Nikogo to nie obchodziło, choć z czasem zrozumieli. Co nie zmienia faktu, że dyscyplina była. Do domu wracałem po 22, padałem na ryj. Szybka kolacja, prysznic i spać. O 6 pobudka i w kółko, dzień w dzień.

W listopadzie 2014 roku wystąpiłeś na gali Polsat Boxing Night, rywalizując z Dawidem Kosteckim. Atmosfera wokół waszej walki była następująca - większość mówiła, że łatwo przegrasz i będziesz tylko trampoliną dla wracającego do sportu "Cygana". Świetnie się odnalazłeś w roli pięściarza skazywanego na pożarcie, bo stoczyłeś znakomity i co najważniejsze zwycięski bój. To był najlepszy moment w zawodowej karierze?

- Wydaje mi się, że faktycznie to był najlepszy mój pojedynek. Walczyłem z zawodnikiem o wiele bardziej doświadczonym, wyjątkowo medialnym. Jednak nie wracam do tej walki w ogóle, to już było i minęło. Nie skupiam się na tym, co było kiedyś, patrzę do przodu. Nie będę całe życie osiadał na laurach. Przecież tamta walka była zwyczajnie o pietruszkę, ale dzięki Dawidowi zwycięstwo wypompowało mnie w mediach. Oczywiście zebrałem też wielkie doświadczenie.

Pewnie słyszałeś o problemach Kosteckiego, gdy pod koniec ubiegłego roku trafił do szpitala w stanie ciężkim i walczył o życie. Zagłębiałeś się w ten temat?

- Nikt z zewnątrz nie wie, nie ma pojęcia, co się wtedy stało z Dawidem. Wydaje mi się, że ludzie sami dopowiadali resztę tej historii, a media szukały sensacji. Prawdę zna tylko Dawid i jego najbliższa rodzina. Najlepiej o wyjaśnienie pytać samego Kosteckiego.

Główną atrakcją gali "Power Punch" w Legionowie będzie starcie Krzysztofa Zimnocha z Mike'em Mollo. Zapowiada się ciekawy pojedynek, Mollo ma opinię ringowego wariata, który lubi wojować. Zimnocha z kolei znasz osobiście, jak Twoim zdaniem będzie przebiegała ta rywalizacja?

- Obraz walki w dużej mierze zależy od tego, jak przygotowany będzie Mollo. Amerykanin jest niebezpieczny w pierwszych rundach, co pokazały walki z Arturem Szpilką. Trzeba będzie na niego uważać. Na pewno Zimnoch wraz z trenerem obrali dobry kierunek i będą odpowiednio przygotowani. Mollo będący w dobrej formie gwarantuje ciekawą walkę, która może różnie się zakończyć. Oczywiście kibicuje Krzyśkowi, będę trzymał kciuki.

Rozmawiał: Piotr Jagiełło

Obserwuj autora na Twitterze >>>

Głównym wydarzniem imprezy "Power Punch" będzie konfrontacja Krzysztofa Zimnocha z Mike'em Mollo. Bilety na galę kupisz klikając w ten link >>>

Power Punch. Zimnoch vs Mollo
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×