Niemal we wszystkich prognozach bukmacherów i obserwatorów Dominic Wade (18-1, 12 KO) pozbawiony był szans w starciu z Giennadijem Gołowkinem (35-0, 32 KO). Amerykanin rozpoczął odważnie, aktywnie boksował lewą ręką, ale popełnił zasadniczy błąd. Chciał bić się z królem nokautu w półdystansie, a biorąc pod uwagę nadludzką wręcz siłę "GGG", musiało się to skończyć dla niego tragicznie.
Kazach w swoim stylu wywierał presję, umiejętnie "skracał ring" i atakował chirurgicznie precyzyjnym lewym prostym. Na dziesięć sekund przed końcem pierwszej rundy trafił rywala obszernym prawym i Wade wylądował na deskach ringu w Inglewood w Kalifornii. Wstał szybko, natychmiast rozbrzmiał gong oznaczający minutową przerwę.
Stało się jasne, że za moment rozegra się kolejna z egzekucji. Gołowkin nie zamierzał wyczekiwać i na początku drugiego starcia wziął się ostro do pracy. Po wspaniałej kombinacji lewy prosty-lewy podbródkowy Amerykanin stracił kontrolę po raz drugi i znalazł się w pozycji leżącej. Z trudem wstał na osiem, a sędzia Jack Reiss wyraźnie pytał się pretendenta, czy ten chce dalej walczyć. Chęci były, za to szans żadnych. Gołowkin kilkanaście sekund później wypalił prawym prostym w narożniku i było po wszystkim.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZHL: Jeszcze pokażemy na co nas stać
{"id":"","title":""}
Pięściarz z Karagandy obronił tytuły mistrza świata WBA, IBF, WBC (interim) i WBO, śrubując kolejny rekord. To był 22. triumf z rzędu zakończony nokautem.
- Dziękuję fanom, wciąż jestem mistrzem i chcę wielkich walk z najlepszymi. To moja zabawa, moja gra. Amir Khan lub Saul Alvarez, oddajcie mój pas, chce pełnoprawnego tytułu WBC - powiedział po ostatnim gongu jak zawsze uśmiechnięty 34-latek.