#DzialoSieWSporcie: Śmierć weterana na rajdzie. Jego życie to gotowy scenariusz na film

Getty Images / Bryn Lennon / Na zdjęciu: Ove Andersson
Getty Images / Bryn Lennon / Na zdjęciu: Ove Andersson

Cały rajd jedzie pewnie i szybko, choć jego samochód ma 50 lat. Podczas jednego z ostatnich etapów dochodzi do groźnego wypadku z jego udziałem. Ryzykuje wiele w wieku 70 lat.

W tym artykule dowiesz się o:

Jest 11 czerwca 2008 r., Rajd Weteranów w Południowej Afryce. To jedno z ulubionych miejsc do ścigania dla Ove Anderssona. Przez lata kariery zawodowej wiele razy odwiedzał RPA, a po niej często powracał. Jak się okazuje, przed nim ostatnia taka impreza w życiu. Tragiczny wypadek porusza rajdowy świat.

Na jednym z ostatnich odcinków specjalnych rajdów Andersson zderza się czołowo z innym mikrobusem, który zjeżdża na jego pas w ślepym zakręcie. Przód zabytkowego Volvo z 1957 r. mocno rozbity. Lekarze stwierdzają śmierć na miejscu. Umiera w wieku 70 lat. Pilot zostaje ranny. Miejscowa policja ma problem z wyjaśnieniem okoliczności wypadku.

- Wszyscy w Toyocie są bardzo zszokowani i naprawdę zasmuceni tą straszną wiadomością. Ove był inspiracją dla naszego zespołu i wielu osób w sporcie motorowym. Jego pasja do sportów motorowych była legendarna i jest wielką stratą dla naszego sportu - powiedział prezes Toyota Motorsport Tadashi Yamashina.

ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"

Podczas Grand Prix Francji Formuły 1 na torze Magny-Cours oba bolidy Toyoty mają namalowane czarne paski na samochodzie. Włoch Jarno Trulli staje na podium wyścigu. Sukces dedykuje właśnie Anderssonowi.

Rajdowy talent

Szwed od dziecka kocha prędkość i szybkie maszyny. Miłość do motoryzacji zaszczepia w nim ojciec, który kupuje mu motocykl o pojemności 98 cm3. Wiedzę o maszynach czerpie przez lata sam - z książek, z własnych obserwacji, na studiach inżynieryjnych, na praktykach u kowala, w warsztacie samochodowym i w wojsku. Jednak wciąż traktuje to jako hobby, choć wiele razy zachęcano go do startu w wyścigach.

Trafia do wojsk ONZ, pod koniec lat 50. służy w Strefie Gazy. Wygrywa z tyfusem, przeżywa pożar. Ponowna próba dołączenia do armii kończy się niepowodzeniem, więc przystaje na propozycję przyjaciela i zaczyna startować w rajdach. W Szwecji szybko zauważają, że ma potencjał, ale nie ma pieniędzy, by regularnie startować.

Na całe szczęście przyjaciel Anderssona zostaje właścicielem fabryki Saaba, co stwarza możliwość zdobycia części, by auto było bardziej konkurencyjne.

Jego odważna jazda sprawia, że na początku lat 60. jeszcze chętniej współpracuje z nim firma Mini. Ściga się tym autem m.in. w Rajdzie Szwecji i Rajdzie Walii. Później wraca do Saaba, ale twierdzi, że jego partner z zespołu dostaje lepsze części, dlatego wiąże się z Lancią. Z włoską marką wygrywa słynny Rajd Monte Carlo, rywalizuje w 24-godzinnym wyścigu na słynnym torze w Daytonie.

Tworzenie nowej potęgi

Przez całą karierę na koncie wygrywa kilkanaście rajdów, uważany jest za najlepszego szwedzkiego kierowcę. W latach 70. zakłada własny zespół, który później zostaje przekształcony na Toyota Team Europe. Japończycy skusili się na zakup zespołu po serii sukcesów Szweda w Europie. Tak rodzi się wyścigowa potęga Toyoty.

Pod okiem Szweda zespół produkuje auta rajdowe i wytrzymałościowe do startu w 24-godzinnym Le Mans. Kultową Toyotą Celicą pierwsze rajdowe mistrzostwo świata zdobywa Carlos Sainz. Przez lata Andersson ma ogromne zaufanie władz z Japonii - postępuje odpowiedzialnie, winę za niepowodzenia bierze honorowo na siebie, uważnie pilnuje co roku pracy nad autami.

Na początku XXI w. Azjaci planują podbić Formułę 1. Do tego potrzebują wiedzy Anderssona. Ma już ponad 60 lat, więc nie może już być tak aktywny w życiu zespołu, ale otrzymuje stanowisko konsultanta.

Ove Andersson daje się zapamiętać jako postać charyzmatyczna, która zawsze jest tam, gdzie dzieją się wielkie rzeczy i on się do nich też przyczynia. Ma talent do prowadzenia rajdowego samochodu, mądrze zarządza zespołem - taka kombinacja jest dziś już praktycznie niemożliwa.
Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.

Komentarze (0)