Michał Jankowski: Howard Webb - wróg publiczny numer jeden

TVN Agency / Na zdjęciu: Howard Webb
TVN Agency / Na zdjęciu: Howard Webb

Złe miłego początki - tak pisałem po meczu Polski z Niemcami analizując sytuację w grupie B. Taką samą tezę można by postawić przy spotkaniu z Austrią, z wyłączeniem doliczonego czasu gry, gdy ośmieszył i okradł nas sędzia tego spotkania, Howard Webb. Poprzednio użyłem również popularnego stwierdzenia, że suma szczęścia zawsze równa się zero. Po dotychczasowych dwóch spotkaniach można podważyć jego wiarygodność.

W tym artykule dowiesz się o:

Ale zacznijmy od początku. Przede wszystkim na ulicach nie dało się wyczuć tak wyjątkowej atmosfery, jak przed spotkaniem z naszymi zachodnimi sąsiadami. Spragnieni tych emocji tym bardziej marzyli o wyjściu z grupy, aby przeżyć tak ważne spotkanie w ćwierćfinale.

Po porażce Niemców z Chorwacją nawet najwięksi optymiści wierzący w sukces Polaków, musieli delikatnie zweryfikować swoje poglądy. Nawet dwa zwycięstwa nie dałyby biało-czerwonym pewnego awansu. Dlatego Austrię należało nie tylko pokonać, ale również podreperować sobie bilans bramek.

Początek meczu zaskoczył wszystkich kibiców. Wybrańcy Leo Beenhakkera kompletnie sobie nie radzili i tylko fantastycznej grze Artura Boruca zawdzięczali, że nie przegrywali i to dość wysoko. Złe miłego początki? Trafniejszej tezy dobrać nie można, bo niespodziewanie po dwóch kwadransach gry objęliśmy prowadzenie. Piłka nożna po raz kolejny pokazała jak potrafi być niesprawiedliwa. W Polsce nikt się jednak tym nie przejmował. Od tego momentu gra była nieco bardziej poukładana. Nie licząc kilku ostatnich minut spotkania nie daliśmy Austrii rozwinąć skrzydeł.

No właśnie, ale nadeszła końcówka, która z pewnością śniła się niejednemu sympatykowi polskiego futbolu. Doliczony czas gry, rzut wolny dla Austrii. Przepychanki w polu karnym. Jacek Bąk jest odpychany, po czym w ostatniej chwili powstrzymuje się od wymierzenia sprawiedliwości rękoczynem. Leci wrzutka w pole karne, nic z niej nie wynika, ale sędzia nakazuje powtórkę tego stałego fragmentu gry. Kolejne dośrodkowanie i w Wiedniu rozlega się gwizdek Howarda Webba, który bez wahania dyktuje rzut karny. Polscy fani załamani. Jedni złość tłumią w sobie i milczą, inni rzucają słowa, które nie nadają się do cytowania. Reprezentanci są wściekli, mają pretensje do arbitra. Ciekawostką jest to, że pan Webb pochodzi z Anglii, gdzie przy każdym stałym fragmencie gry dochodzi do bardziej agresywnych starć. Powtórki telewizyjne pokazują, jak bardzo pomylił się arbiter. Pomylił, a może chciał się pomylić? Pozostawmy to pytanie retorycznym, ale odpowiedź nasuwa się sama. Mariusz Lewandowski tylko trzymał rękę na klatce piersiowej Austriaka. W tle widać jednak, że Jacek Bąk jest odpychany i równie dobrze arbiter mógł podyktować rzut wolny na naszym kapitanie.

A jak sytuacja wygląda z sumą szczęścia? Czy równa się zero? Po meczu z Niemcami na pewno o szczęściu nie mogliśmy mówić. Jednak po 29. minutach gry w czwartkowym meczu, suma ta przechyliła się zdecydowanie na naszą korzyść. Z czasem jednak się zmniejszała, bo to my graliśmy lepiej, a mimo to nie udało nam się zdobyć kolejnego gola. Kontrowersja z doliczonego czasu gry wszystkie te rozważania popsuła, chociaż nie można w tej sytuacji mówić o szczęściu czy o pechu. To było po prostu oszustwo.

Po końcowym gwizdku sędziego nadzieje prysły. Wszystko przez jedną złą decyzję Webba. Można dyskutować, że gol Rogera padł ze spalonego. Ok, zgadzam się. Ale nikt mi nie powie, że to była to celowa pomyłka ze strony arbitra. To był zwykły błąd, chociaż oczywiście nie usprawiedliwia to sędziego. Ale celowe podyktowanie karnego, bo inaczej interpretować tej całej sytuacji nie można, to rzecz sto razy gorsza. Polscy fani, którzy już czuli się zwycięzcami otrzymali kubeł zimnej wody na głowę. Kilka minut po spotkaniu z ulic można było usłyszeć "Polska! Biało-czerwoni", które jednak było zagłuszane przez dźwięk tłuczonych butelek i niecenzuralne okrzyki ze strony kibiców, którzy najchętniej zlinczowaliby angielskiego sędziego.

W Polsce Howard Webb stał się wrogiem numer jeden. Powstają okazjonalne obrazki, akcje protestacyjne, które w bardzo szybkim tempie osiągnęły kilkanaście tysięcy wpisów. Jego błędna decyzja spowodowała, że biało-czerwoni mają już bardzo nikłe szanse na awans. Muszą liczyć, że Austria wygra z Niemcami, a sami muszą pokonać wyżej Chorwację. Nie pozostaje nam nic innego, niż wiara w cuda, które w piłce się zdarzają. Nie da się jednak ukryć, że na taki cud składa się zbyt wiele czynników, których spełnienie jest racjonalnie patrząc niemożliwe.

Komentarze (0)