Jako że uczestniczyłem w ostatnich sześciu latach w trzech wielkich imprezach piłkarskich mam kilka przemyśleń, myślę że ważnych także dla nas – dla Polaków. Niestety nasi zupełnie zawiedli o czym napisano już tak dużo że szkoda czasu. Euro byłoby dla nas zupełnie inną imprezą, gdyby ekipa Leo pokazała cokolwiek, ale niestety nie pokazała. Jedynie nasz bramkarz, król Artur, pokazał klasę. Inaczej zachował się prezydent, który dostosował się do gry naszych zawodników i zupełnie pomylił nazwiska Boruca i Rogera. Trochę wstyd, no i ten szalik trzymany do góry nogami… Dobra czas skończyć się z pastwieniem się nad występem biało-czerwonych.
Atmosfera była fatalna. W Austrii najwyraźniej te ME przeszkadzały mieszkańcom. Zero zabawy, sztuczne pompowanie Fan Zony itd. Atmosferę Euro tworzyli kibice przyjezdni. I tu z ręką na sercu piszę: wielkie brawa dla naszych Kibiców! Pokazali wielką klasę i chyba już raz na zawsze zamknęli usta niemieckojęzycznych pismakom i polizaiom że jesteśmy bandą pijaków obrabiającą sklepowe półki. Czapki z głów. Do Polskich fanów można także dopasować Chorwatów, Turków, Hiszpanów troszkę Włochów, Greków i chyba już nikogo innego. Miejscowi byli obok, czekają najwyraźniej na koniec imprezy. Co więcej, ja rezydowałem w Austrii, a ponoć w Szwajcarii było jeszcze smętniej. Jestem pewien że jeśli UEFA nie odbierze nam Euro 2012, to pokażemy jak się robi klimat imprezy. Wniosek jest prosty. Nie warto powierzać wielkich imprez krajom w których bardziej liczą się zjazdy narciarskie niż futbol.
A warto wspomnieć że sportowo było super. Mega zaskoczeniem byli dla mnie waleczni Turcy, którzy napędzili strachu Niemcom w półfinale i chyba tylko dlatego że ciemne chmury zasłoniły Niebiosom widok na stadion, Niemcy awansowali do finału. Największe rozczarowanie to (prócz Polaków) jednak Francja i chyba jednak Grecy. Mistrzom sprzed czterech lat po prostu nie wypada tak prezentować się po sukcesie z Portugalii.
Gdybym miał porównać Euro 2008 do MŚ z roku 2002 i 2006 niestety postawiłbym tę imprezę na trzecim miejscu. Szkoda, bo przed wyjazdem do Austrii mięliśmy zupełnie inne nastawienie. Mam nieodparte wrażenie, że UEFA idzie wielkimi krokami w celu jak największej komercjalizacji. Na każdym kroku opłaty, licencje, zamknięte strefy itp. W tym wszystkim kibice są na drugim albo nawet trzecim planie. Na pierwszy rzut oko kibiców paraliżują ceny. W Fan Zonach i na stadionach UEFA "przegięła". Na przykład: makaron 10 euro, zupa z proszku 5, piwo 4, wurst 4-5 euro. Są to ceny bardzo wysokie dla nas, ale także kibice z Zachodu narzekali na olbrzymie koszty. Mimo wielkich zabezpieczeń akcja bilet na Euro spaliła na panewce. Przed każdym meczem stały osoby, które oferowały wejściówki z drugiej ręki. Na finał kosztowały grubo ponad tysiąc Euro na pozostałe mecze od 500 do 800 Euro. A miało być inaczej! Nie było.
Cóż, wielki turniej za nami, emocje opadają a my czekamy na kolejne. Ciekawe czy w Polsce i na Ukrainie. Obawiam się o to bardzo mocno. Nasz ekspert na Euro Zbigniew Boniek rozmawiał o naszych problemach z szefem UEFA Michlem Platinim. Kolejny raz wódz europejskiej federacji upomniał PZPN za zastoje i przestoje. Ponoć wszystko wyjaśni się jesienią. Jeśli nasz związek piłkarski i nasz rząd, który jest gwarantem imprezy, nie wezmą się poważniej do pracy Euro 2012 nad Wisłą i Dnieprem odpłynie w siną dal. Obym się mylił.
Paweł Wójcik