Zrobił to w zaledwie 3,5 miesiąca. Ten pierwszy mecz z Ruchem Chorzów w połowie lutego już pokazał, że wiosną KGHM Zagłębie Lubin będzie miało z niego dużą pociechę. Gola nie strzelił, asysty nie miał, ale pokazał, że oczy ma wszędzie, widzi wszystko, dryblingu nie zapomniał i w tym zespole będzie rządził. A potem już poszło. Rósł Starzyński, a z nim drużyna. On zakończył sezon trzema golami i aż dziesięcioma asystami. Nie było wiosną na polskich boiskach lepszego pomocnika.
Wrócił do kadry, bo przecież był w niej na początku eliminacji, zagrał nawet w pierwszym meczu z Gibraltarem. Teraz jedzie do Francji. Zagłębie zagra w pucharach.
- Na moje losy za granicą złożyło się wiele czynników, ale nie chcę o tym za dużo mówić, bo zaraz ktoś pomyśli, że się tłumaczę albo szukam winy u innych, nie u siebie. A sprawa jest prosta - gdybym prezentował się lepiej, grałbym więcej i zapewne nie musiałbym zostać wypożyczony. Nie mam problemu z oceną sytuacji, w której się wtedy znalazłem. Końcówka mojego pobytu w Belgii była katastrofą, bo nie grałem w ogóle, w żadnych rozgrywkach. Takie są fakty - mówił niedawno 25-latek w rozmowie z tygodnikiem "Piłka Nożna".
Filip Starzyński rok temu postanowił, że podbije Europę. Pierwszym przystankiem miało być średnie belgijskie KSC Lokeren. Zamiast kosztować jednak europejskiej piłki, częściej mógł próbować tamtejsze frytki. Tylko dziewięć meczów, które dały raptem 342 minuty na boiskach Jupiler League. Starzyński ma ksywę "Figo", jeszcze w Ruchu Chorzów strzelał takie gole, że zaczął być "Figo Fago". W Belgii zamiast gry zobaczył jednak figę. I z podkulonym ogonem wrócił do Polski.
Teoretycznie zrobił krok w tył. Teraz zrobi trzy do przodu. I figę to może pokazać sam. Tym, którzy już go skreślili.
ZOBACZ WIDEO Adam Nawałka: Wierzę, że Artur, Paweł i Przemek będą trzymać za nas kciuki
{"id":"","title":""}