W miasteczku jest bardzo spokojnie. Nie widać specjalnego entuzjazmu związanego z goszczeniem ekipy Euro 2016. Stoi kilka tablic witających Polaków i tyle. W ogóle mało kogo tu na razie widać na ulicach. Apartamenty dopiero czekają na gości. Jest jeszcze przed sezonem, turyści nie zjechali, życiem to miejsce na pewno na razie nie tętni. Teraz to taki przyczajony tygrys i ukryty smok. Jak nasza reprezentacja.
Polska drużna przyleci do Francji kwadrans po godzinie 13. Samolot wyląduje na transportowym lotnisku w pobliskim Saint Nazaire, skąd zespół prosto pojedzie do hotelu Barrière L'Hermitage. Tu na kadrowiczów czekają luksusy i cudowny widok na ogromną plażę. Wieczorem trening w całości otwarty dla mediów. Czyli będzie pokazówka, niczego wielkiego się nie dowiemy. Na przykład tego czy Bartosz Kapustka dalej będzie próbowany na prawej obronie.
Kamil Grosicki. To jest teraz numer jeden. Rozpoczęła się walka z czasem, żeby skrzydłowy wyleczył się do pierwszego meczu z Irlandią Północną. Skręcona kostka to może nie jest najcięższa kontuzja na świecie, ale jej leczenie wymaga czasu. A tego nie ma, bo z wyspiarzami gramy już w niedzielę. Oni, choć są uważani za najsłabszą drużynę turnieju, nie przegrali już od ponad roku.
Piłkarze Adama Nawałki sparingami z Holandią i Litwą nadziei na to, że turniej nie skończy się na trzech meczach, nie dali żadnej. A jej poziom spadnie, jeśli w pierwszym meczu zabraknie Grosickiego. Zawodnika w formie, z poważnego klubu, regularnie grającego, już jednego z liderów tej drużyny. Choć ciągle piłkarza, od którego powinniśmy wymagać jeszcze więcej. Więcej asyst, goli, mądrych zagrań. Dziś jednak brakuje dla niego odpowiedniego zastępcy.
No, chyba że ten przyczajony tygrys albo ukryty smok czeka w którymś z innych piłkarzy.
Na razie La ból czeka na Polskę.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: do Francji jedziemy z pokorą i optymizmem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}