Michał Kołodziejczyk: Frenchexit (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Polacy chcą pozostać na mistrzostwach Europy. W sobotę za 36 milionów rodaków zagłosują piłkarze. Nogami, ale też głową.

W tym artykule dowiesz się o:

W porównaniu z poprzednimi turniejami głowy wydają się spokojne. Nie ma opowieści o orzełku na piersi, hymnie, drżących nogach i chęci umierania za ojczyznę. Nasi piłkarze wyglądają na wyrafinowanych profesjonalistów, którzy po prostu przyjechali do Francji wykonać swoją pracę. Z drogimi słuchawkami na szyi.
 
W La Baule jest tak spokojnie, że aż trudno domyślić się, że odbywają się właśnie jakieś mistrzostwa. Epoka futbolowego romantyzmu na zachodnim wybrzeżu zamieniła się w epokę futbolowego reumatyzmu. Nie, La Baule nie żyje tym, że gości reprezentację Polski. Autokar naszej reprezentacji żegna najczęściej kilku przypadkowych przechodniów i kilku kibiców z polskim paszportem, ale dawno nie używanym. To kurort, który latem potraja liczbę mieszkańców, parkingowych miejsc uprzywilejowanych jest więcej, niż tych bez żadnego oznaczenia. Średnia prędkość ruchu samochodów na ulicach nie przekracza 30 kilometrów na godzinę. Z równie wielkim entuzjazmem podchodzi się do turnieju, który Francuzi organizują. Organizują, bo muszą. Zdarza się.

Polacy w La Baule są odcięci od świata. Wiadomość o ich powrocie taksówkami z lotniska w Rennes, gdzie wylądowali z powodu złych warunków atmosferycznych, w miejscowych gazetach pojawia się dwa dni po zdarzeniu. To nie jest Murrhardt, gdzie w 1974 roku po kolejnym zwycięstwie mieszkańcy organizowali "swojej drużynie" przyjęcie na ulicach, a pan Bofinger, właściciel hotelu "Sonnepost", witał naszych piłkarzy w drzwiach z szampanem. W "L’Hermitage", gdzie mieszkają Polacy, pełno jest ochrony, nie ma za to entuzjazmu. Mieszkają, bo mieszkają, zapłacili. Równie dobrze mogłaby to być reprezentacja Albanii.

Do Bofingera przeskoczyłem przez płot w 2006 roku podczas mundialu, bo nie odpowiadał na domofon. Przyjął herbatą i albumami pełnymi zdjęć: - To Tomaszewski, wychodził na miasto po dzwonku. A to Szarmach, Gadocha, Deyny nie widziałem, nikt go nie widział, a w hotelu tylko bywał - opowiadał właściciel "Sonnepost" i wcale nie przeszkadzało nam to, że nie znam niemieckiego. Mówił emocjami.

[color=black]ZOBACZ WIDEO "Wiemy wszystko na temat strategii reprezentacji Polski" (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

[/color]

W La Baule obecny jest znak czasów. Kiedy Robert Lewandowski wyjdzie na spacer do Ani, ochroniarz "Marchewa" idzie sto metrów za nim. Rodziny piłkarzy ciągle są blisko, nikt tego nie ogłaszał oficjalnie, ale nasi piłkarze nie żyją w kieracie. Mogą wyczyścić głowy, nie czują się, jak na koloniach w XXI wieku, gdzie zamiast zwyzywać się od najgorszych, a potem pogodzić, usuwa się kogoś ze znajomych na Facebooku. Wyrośli z gimnazjum. Jak chcą i nie mają innych obowiązków, idą do bliskich i odreagowują bawiąc się z dziećmi, albo sobą. Może stąd te chłodne głowy. W sobotę możemy znaleźć się w gronie ośmiu najlepszych drużyn Europy, a u nas nie ma drżących głosów. Jest pewność siebie, nasi piłkarze stali się nawałkowaci, opowiadają o analizach zarówno w defensywie, jak i ofensywie. I w to wierzą. Naprawdę.

W piątek z Unii Europejskiej wyszli Brytyjczycy. Francuzi wyszli z Euro, zanim turniej wystartował, bo każdym porem pokazują, jak bardzo nie chcą tu nikogo gościć. W sobotę w Saint-Etienne o 15:00 Polacy muszą pokonać Szwajcarów, by pokazać, że my jednak chcemy zostać. Nawet z kredytami we frankach. Polexit nie wchodzi w grę.

Michał Kołodziejczyk z Saint-Etienne
Zobacz więcej tekstów autora --->

Źródło artykułu: