Na naszych oczach rozgrywa się agonia jednej z największych zagadek włoskiego futbolu w historii.
- Mario? Wybaczcie, szkoda mi czasu na dyskusje o nim - wypalił Antonio Conte na jednej z konferencji prasowych. Selekcjoner Italii od początku kadencji był szorstki wobec upadającej gwiazdy. Kiedy w grudniu po losowaniu grup Euro 2016 napastnik umieścił zdjęcie na Instagramie i podpisał je: "Nie mogę doczekać się turnieju", Conte jadowicie odpowiedział: "Ale czego? Oglądania w telewizji?". To była mistrzowska riposta.
Selekcjoner "Squadra Azzurra" jest mądrym człowiekiem, bo uczy się na cudzych błędach, a nie swoich i nie ma tyle cierpliwości wobec Balotellego, co jego poprzednik Cesare Prandelli. Nie działają na niego tanie chwyty, deklaracje o przemianach i chęci podążania w dobrym kierunku. Fabio Caressa, najsłynniejszy włoski komentator w rozmowie z WP SportoweFakty, powiedział, że Conte stworzył drużynę klubową, a nie reprezentację. Przeniósł z Juventusu wszystkie elementy, które zagwarantowały mu oszałamiający sukces w Italii. Balotellego nigdy nie traktował poważnie i nie zawracał sobie nim głowy.
W nocy z 11 na 12 czerwca Włoch powinien siedzieć w ekskluzywnym hotelu w Montpellier i czekać na pierwszy mecz Euro 2016 z Belgią. Ale tego wieczora pojawił się w nocnym klubie w Brescii i wziął udział w bójce, w wyniku której zaatakowany mężczyzna stracił trzy palce. Oczywiście, jak po każdej zawierusze z jego udziałem, następnego dnia w mediach pojawiły się tysiące scenariuszy. A to, że Mario był wyjątkowo spokojny, a to, że rozdzielał bijących się, a to, że w ogóle nie było go w pobliżu bójki. Mało kto jednak uwierzył w niosącego pokojowe przesłanie, upadłego reprezentanta Włoch. Byłego reprezentanta.
[color=black]ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jan Nowicki o Cristiano Ronaldo. "Nie cierpię Krystyny, oni są do ogrania"
[/color]
28 czerwca 2012 roku Mario rozegrał najlepszy mecz w karierze. Choć był przy piłce ledwie 26 sekund, to dwukrotnie pokonał Manuela Neuera i poprowadził Italię do finału Euro 2012. Był na ustach całego świata. Ale euforia nie trwała zbyt długo. Kilka dni później Włosi zostali zdemolowani przez Hiszpanów i przegrali 0:4. Zdjęcia płaczącego jak dziecko Balotellego znalazły się we wszystkich sportowych gazetach.
Co działo się później? W Manchesterze City Mario przechodził burzliwy okres. Był coraz bardziej znudzony występami w Premier League, popadał w konflikty z kolegami z drużyny i trenerem. Spotykał się z Rafaellą Fico, z którą ma córkę, poznawał nieodpowiednich ludzi i pojawiał się w nieodpowiednich miejscach w nieodpowiednim czasie. Jeden z restauratorów, u którego Balotelli często bywał, wspominał w rozmowie z "La Gazzettą dello sport", że raz skusił się na nocne wyjście z Włochem. - Zapamiętam je do końca życia, ale nie zdradzę wam co się działo. Nie uwierzylibyście.
W styczniu 2013 roku napastnik City prawie pobił się ze swoim trenerem Roberto Mancinim podczas jednego z treningów. W klubie był skończony i głośno mówił, że chce odejść do AC Milan. Silvio Berlusconi pytany przez dziennikarzy o ewentualny transfer Mario, odpowiedział w swoim stylu: "Nie wrzuca się jednego popsutego jabłka do koszyka ze zdrowymi, bo po jakimś czasie wszystkie będą zgniłe". Trzy tygodnie później Balotelli na konferencji prasowej został przedstawiony jako nowy zawodnik Milanu. Absurd?
Ubrany w elegancki garnitur spokojnie dyskutował z dziennikarzami. Ale ciśnienie skoczyło mu, kiedy do mikrofonu dopuszczony został pracownik bulwarówki "The Sun". "Nie będę odpowiadał na twoje pytania, bo gazeta, dla której piszesz ciągle kłamie na mój temat". Włoscy dziennikarze zareagowali z entuzjazmem. Bili brawo, jakby chcieli obronić swoje niepokorne dziecko. Nie wiedzieli, że za kilkanaście miesięcy sami będą mieć dosyć upadającej gwiazdy.
6 kwietnia 2013 roku Mario został przyłapany na paleniu papierosów w toalecie klubowej. Włoska prasa wymyśliła neologizm i nazwała wybryki swojego piłkarza "Balotellate". Ale był to niepozorny wyskok, na który przymknięto oczy. Balotelli niemal w pojedynkę wyciągnął bowiem Milan z zaświatów i doprowadził do trzeciego miejsca w tabeli, gwarantującego grę w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Kilka tygodni później wyjechał na Puchar Konfederacji do Brazylii i radził sobie bardzo dobrze. W meczu z Meksykiem strzelił zwycięskiego gola i w ramach celebrowania, ściągnął koszulkę. Na Maracanie kibice byli wniebowzięci.
Ale rok później poza pierwszym meczem na mundialu z Anglią, kiedy strzelił gola, zawiódł jak cała Squadra Azzurra. W przerwie decydującego starcia z Urugwajem Cesare Prandelli powiedział mu: "Albo zmienisz nastawienie, albo po 10 minutach cię zdejmę". Balo odparł: "Zostaw mnie w spokoju, zaufaj mi". Selekcjoner się wściekł i nie pozwolił mu wyjść na drugą połowę, wprowadzając na boisko Marco Parolo.
Po mistrzostwach świata wypalił, że powrót do Włoch z Manchesteru był wielkim błędem. Jego agent Mino Raiola przekonał ówczesnego menedżera Liverpoolu Brendana Rodgersa, że warto wyłożyć 20 mln euro i pozyskać następcę Luisa Suareza. W Mediolanie wpadli w euforię. Pozbyli się gnijącego jabłka i zainkasowali fortunę. - Po pewnym czasie mieliśmy go dosyć. Ciągle się spóźniał, zawsze chciał być w centrum uwagi. Byłem gotów mu pomóc, ale on myślał o wszystkim tylko nie o piłce - powiedział Steven Gerrard po kilku miesiącach dzielenia szatni z Włochem. Balotelli w 28 meczach strzelił dla "The Reeds" 4 gole. Stał się pośmiewiskiem Premier League. Coraz mniej osób zaczęło wierzyć w jego ukryty potencjał.
"Prezesie, możemy pozyskać piłkarza zupełnie za darmo. Napastnika. Nie płacimy mu pensji, bo koszty ponosi jego klub. Jest tylko jedna wada. To Mario Balotelli" - powiedział Adriano Galliani do Silvio Berlusconiego latem 2015 roku. "Il presidente" nie wahał się ani chwili i kazał ściągnąć go z powrotem na San Siro. Ale Balo nie był już tak zabójczo skuteczny jak wiosną 2013 roku. Zmagał się z kontuzjami, strzelił tylko jednego gola z rzutu wolnego w meczu z Udinese. Trener Sinisa Mihajlović komplementował go za pracowitość i profesjonalizm. Za jakość na boisku już nie mógł.
Co stanie się z Mario Balotellim? Liverpool chce go sprzedać za wszelką cenę. Pierwsi w kolejce ustawiają się szefowie Besiktasu Stambuł, bajecznymi zarobkami kuszą go przedstawiciele chińskich klubów. Włoch oddala się od poważnej piłki z roku na rok. W ciągu 4 latach popadł w przeciętność i zawiódł wielu ludzi.
Mecz z Niemcami na Euro 2012 to był zmierzch jego wielkości. Choć wtedy wydawało się, że jest to dopiero początek oszałamiającej kariery.
Korespondencja z Paryża
Mateusz Święcicki