W pierwszej połowie słychać było dwa wybuchy. Dyrektor reprezentacji Niemiec, Oliver Bierhoff przyznał, że wybuch wprawił w drgania nawet ławkę rezerwowych. Jak się później okazało - były to bomby, które eksplodowały nieopodal Stade de France w Saint-Denis. Równolegle zdetonowano trzeci ładunek. Rozpoczęło się też sześć strzelanin. Najkrwawsza miała miejsce w sali teatru Bataclan.
Zamachy z 13 listopada ubiegłego roku pochłonęły 137 ofiar. Terrorysta, który wysadził się w pobliżu stadionu, chciał dostać się na trybuny. Wzbudził jednak podejrzenia ochroniarzy i uciekł.
Jeszcze przed przerwą obiekt opuścił prezydent Francji, Francois Hollande. Kibice o zamachach terrorystycznych dowiedzieli się w trakcie drugiej części spotkania. Kiedy tylko w mediach podano informację o eksplozjach, pierwsi fani zaczęli opuszczać trybuny.
Reprezentacja Francji wygrała spotkanie 2:0 dzięki trafieniom Oliviera Girouda oraz Andre-Pierre Gignaca. W obawie o własne bezpieczeństwo obie drużyny pozostawały na stadionie jeszcze długo po końcowym gwizdku.
ZOBACZ WIDEO Walijscy kibice dumni po zwycięstwie, wierni po porażce. "Mamy wspaniałą drużynę"
- Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci i zszokowani. Nasze myśli łączą się teraz z ofiarami oraz ich bliskimi - mówił wówczas selekcjoner niemieckiej kadry, Joachim Loew.
Niemcy w obawie przed zamachem odwołali kolejny sparing z reprezentacją Holandii, który miał odbyć się w Hanowerze. Francuzi natomiast - by pokazać światu odwagę - zagrali z Anglikami.
Tamta noc zmieniła postrzeganie Euro 2016. Pytania o bezpieczeństwo stały się bardzo zasadne. Policja namawiała, by organizatorzy zrezygnowali ze stref dla kibiców. Mimo ostrzeżeń w centrum Paryża powstała fan zone, która może pomieścić nawet 92 tysiące osób.