W skrócie można powiedzieć, że to nie tak miało wyglądać, ale to zdecydowanie za mało. Utalentowany reprezentant Polski przeżył bowiem wielki dramat, a wszystko przez decyzję Międzynarodowej Federacji Sportów na Wózkach.
Jacek Gaworski ma na swoim koncie sześć mistrzostw Polski we florecie, brązowy medal mistrzostw świata czy srebro mistrzostw Europy. W Rio został wicemistrzem olimpijskim w drużynie.
Wyjazd do Tokio miał być ukoronowaniem jego kariery. Marzył o tym, żeby sięgnąć po olimpijski medal indywidualnie. - Te igrzyska miały być spełnieniem mojej kariery sportowej, miały być zakończeniem kariery - przyznał w rozmowie z TVP Wrocław.
Ostatnie lata podporządkował tej imprezie, ale plany zniszczyła zmiana przepisów, która budzi ogromne kontrowersje. O co chodzi? Podczas kwalifikacji sumowane były punkty z dwóch kategorii zamiast jednej. Szanse Gaworskiego na wyjazd w momencie zmiany umarły.
Reprezentant Polski, który choruje na stwardnienie rozsiane i nowotwór rdzenia kręgowego, nie ma możliwości startu w innych zawodach, jak tylko floret. Dlaczego? Wszystko dokładnie wytłumaczyła jego żona, która nawet oprotestowała zmianę kwalifikacji, ale bezskutecznie.
- Nie jest w stanie fizycznie walczyć w dwóch broniach. Walka w jednej to ogromny wysiłek. On się długo przygotowuje, lekarz musi zabezpieczyć go w leki, to ogromne przedsięwzięcie logistyczne - wyjaśniła Elżbieta Gaworska.
To smutne zakończenie kariery naszego zawodnika. - Stwierdziłem, że zrobię wszystko, żeby się zakwalifikować na te igrzyska - mówił. Chciał walczyć o złoto, tymczasem lata przygotowań i treningów poszły na marne, bo jedną decyzją ktoś zabrał mu możliwość uczestnictwa w najważniejszej sportowej imprezie na świecie.
Zobacz także:
Jest kolejny medal Polaków w Tokio! Adrian Castro zrobił to ponownie
Skandal przed rozpoczęciem igrzysk paraolimpijskich. Judoka wyrzucony z rywalizacji