Tegoroczne GP Sao Paulo przywitało świat Formuły 1 niecodzienną atmosferą. Raptem kilkanaście dni temu nie było pewności czy impreza będzie mogła się odbyć. Wybory prezydenckie, co do których wielu obserwatorów ma wątpliwości, zamieszki, a dla podkreślenia grozy i wrażenia niestabilności pogoda. Jak to nieraz bywało, pomimo otoczki profesjonalizmu nie wszystkim zespołom udało się odnaleźć w trakcie piątkowych kwalifikacji.
Loteria pogodowa w kwalifikacjach
Ba, można odnieść wrażenie, że większość się lekko pogubiła. Owe wrażenie lokuję przede wszystkim w mocno odmiennym, w tego typu sytuacjach łańcuchu zarządzania.
Wydaje mi się, że nowe pokolenie kierowców F1 w pewnym sensie wyraźnie przyzwyczaiło się do polegania w bardzo dużym stopniu na ocenie sytuacji "grupy wsparcia" na pit-wall. Przyjęła się wręcz retoryka, iż kierowca nie ma pełnego obrazu i powinien polegać na analizie swojego zespołu, ale właśnie w takich sytuacjach jak sobotnie kwalifikacje na torze Interlagos, kiedy warunki niemal ciągle zmieniały się, szybkość i precyzja feedbacku osoby siedzącej w kokpicie jest decydująca.
ZOBACZ WIDEO: Hit sieci. Siedział na trybunach, wziął piłkę i zrobił to
Przekonali się o tym choćby George Russell i Lewis Hamilton, którzy w Q2 "posłuchali" porad, a raczej optymistycznych nadziei swojego zespołu, co do używanych opon miękkich. Owszem, oznaczało to ambitną strategię i taki plan był wystarczający choćby w przypadku Maxa Verstappena, ale kierowców Mercedesa już nie. W końcu zawodników posłuchano, założono nowy zestaw, ale ryzyko odpadnięcia po Q2 było bardzo duże.
Hamilton i Russell ustanowili swoje czasy niemal w ostatniej sekundzie przed kolejnym pogorszeniem się warunków. Jak ważne to było dla losów całego GP Sao Paulo, pokazały dwa kolejne dni. Podobne, nietrafione decyzje miały swoją kontynuację choćby w przypadku Charlesa Leclerca w początkowej fazie Q3.
Kevin Magnussen - bohater kwalifikacji
Jednak na pewno na pogodowy chaos nie narzekał Kevin Magnussen. Kierowca Haasa, sensacyjnie, dzięki kombinacji dobrej strategii i szczęścia, zdobył swoje pierwsze w karierze pole position, które oczywiście było jednocześnie pierwszym takim osiągnięciem w historii amerykańskiego zespołu. Ekipy, na której ciąży pasmo wielu porażek, szczególnie bolesnych w aktualnym sezonie, zapowiadającym się dla amerykańskiej stajni mocno optymistycznie.
Co ciekawe, ten rok obfitował w kierowców po raz pierwszy zdobywających pole position. Do tej pory, poza Magnussenem, byli to Sergio Perez, Carlos Sainz oraz George Russell. Różnica jednak jest taka, że o ile wyczyny pozostałej trójki były do przewidzenia, to na Kevina w bolidzie Haasa raczej mało kto by w aktualnym sezonie postawił.
Duńczyk krótko po kwalifikacjach zapowiedział ostrą walkę o obronę swojej pozycji w ostatnim w tym sezonie sprincie. Taki delikatny element wojny psychologicznej i sygnału dla startującego z pierwszej linii Verstappena i innych, że nie mogą liczyć na bierne oddanie pola z jego strony, co biorąc pod uwagę prognozę pogody na sobotę, nie musiało być wcale w sferze abstrakcji.
Działania Haasa są jednak w wielu sytuacjach dyskusyjne, jak choćby przeciągająca się sprawa angażu kierowców na przyszły sezon. O ile Kevin Magnussen jest od dawna potwierdzony, o tyle Mick Schumacher nie. Zakładam, że ta decyzja będzie dla Niemca negatywna, a wtedy tym bardziej szanse na znalezienie przez niego zespołu w zasadzie po zakończonym sezonie, może poza rolą rezerwową, są bardzo nikłe.
Dyskusyjne jest również to, że Gunther Steiner od czasów Nikity Mazepina podkreśla swoje bezstresowe podejście do kierowców, unikające zbędnej presji, co miałoby być jego zdaniem kontrproduktywne dla osiągów. Tymczasem prawda jest zupełnie inna, co słusznie ostatnio zauważył Hans Joachim Stuck, mówiąc o niepotrzebnej, publicznej krytyce ze strony szefa zespołu.
Verstappen rozdaje karty w Red Bullu
Ze sprintem mam pewien problem. O ile zdecydowana większość teamów, w niezbyt upalnych przecież warunkach zdecydowała się oczywiście na miękką mieszankę opon, to jednak Verstappen wystartował na pośredniej. Dziwne, tak jakby trochę polegli od własnej broni. To bowiem Red Bull Racing często w tym roku zyskiwał na stosowaniu bardziej miękkich mieszanek niż teoretycznie podpowiadałby rozsądek.
Zespół powinien dobrze wiedzieć, że przy małych nawet wątpliwościach z zasady należy decydować na korzyść bardziej przyczepnej opony. Rezultat był taki, że Verstappenowi brakowało zarówno tempa w pierwszej fazie sprintu, a przed metą nie można było mówić o spodziewanej nadwyżce przyczepności w stosunku do zużytych, miękkich opon konkurencji.
Co więcej, tempo zużycia paradoksalnie było wyższe niż w przypadku opon miękkich, pomimo ograniczonej przyczepności. Czwarte miejsce na koniec sprintu to z perspektywy pierwszej linii startowej dla Red Bulla porażka i niezbyt optymistyczny przyczynek do wyścigu głównego. Ewidentny błąd. Oczywiście Christian Horner tłumaczył się, że dzięki temu zwiększył dostępność opon miękkich na niedzielny wyścig, ale mimo to nie wycofuję się ze swojego stwierdzenia o błędzie choćby dlatego, że Red Bull był zaskoczony wyraźnie niższymi osiągami pośredniej mieszanki w stosunku do miękkiej. Tym bardziej że przecież za sprint również przyznawane są punkty, których tak łatwo Red Bull by nie oddał.
A propos punktów, trochę pominęliśmy temat Pereza, a sobotni sprint również pod tym względem tworzył nieco unikalną sytuację. Tytuł mistrzowski już od GP Japonii należy do Verstappena, a konstruktorski również padł łupem "czerwonych byków". Na placu boju został tylko Perez, który rywalizuje o drugą pozycję w klasyfikacji z Leclercem. Właśnie na Interlagos, pod koniec sprintu, mieliśmy na czwartej pozycji Verstappena, tuż za nim Pereza, a na szóstej Leclerca. Co stało na przeszkodzie, żeby zamienić kolejność swoich kierowców i tym samym powiększyć nieco przewagę punktową Meksykanina?
Sytuacja na niekorzyść Pereza powtórzyła się w niedzielę. Verstappen nie walczy już w tym sezonie o nic, poza czysto statystycznym dorobkiem, a Perez pomógł aktualnemu mistrzowi świata w wielu sytuacjach ogromnie, zarówno w tym jak i w poprzednim sezonie. To pokazuje, jak niepodważalna jest aktualnie pozycja Holendra w Red Bullu, którą śmiałbym porównać do swego czasu relacji pomiędzy Ferrari pod sterami Jeana Todta a Michaelem Schumacherem.
Właśnie mając z tyłu głowy tego typu konstatacje, z dużą rezerwą podchodzę do chyba trochę naiwnych planów Pereza otwartej walki o tytuł z Verstappenem w przyszłym sezonie. Czy ta naiwność nie jest sygnałem pewnej hipokryzji wewnątrz Red Bulla, właśnie w stosunku do Meksykanina? Nie wiem.
Dublet Mercedesa, w który mało kto wierzył
Błąd strategiczny błędem, ale przynajmniej na papierze był do nadrobienia. Czwarte miejsce Verstappena w sprincie faktycznie oznaczało trzecie pole startowe po karze dla Sainza.
Wyścig główny to trochę kontynuacja chaosu. Samochód bezpieczeństwa musiał interweniować chwilę po starcie, a na pierwszych okrążeniach mieliśmy całą serię kolizji z udziałem m.in. Leclerca, Verstappena, Hamiltona, Norrisa czy Ricciardo. Szczególnie incydent pomiędzy zeszłorocznymi rywalami o tytuł może dzielić opinię publiczną, choć sędziowie zdecydowali się nałożyć karę 5 s na Verstappena.
Z kolei Perez, z potencjalnego umocnienia się w klasyfikacji na drugim miejscu, stracił niespodziewanie cenne punkty w stosunku do Leclerca. Red Bullowi po prostu brakowało w wyścigu prędkości. Z jednym Ferrari i Verstappenem nadrabiającymi straty z końca stawki, pierwsze zwycięstwo w sezonie dla Mercedesa było stosunkowo łatwe. Ba, nie tylko zwycięstwo, ale dublet, czyli pełna dominacja.
Przede wszystkim to jednak pierwsza w karierze F1 wygrana Russella. Z pewnością na początku sezonu Mercedes nie podejrzewał, że będzie musiał czekać na ten moment tak długo, ale za to zespół ma wszelkie przesłanki ku temu, żeby w roku 2023 wrócić do regularnej gry o mistrzostwo… Być może będzie to tym razem walka trzech teamów.
A sytuacja wewnątrz Red Bulla? Verstappen nie posłuchał zespołu w końcówce wyścigu. Była to decyzja 25-latka, aby nie przepuścić Pereza na ostatnim okrążeniu, pomimo iż nie był w stanie wyprzedzić Alonso, a Meksykanin chwilę wcześniej zastosował się do polecenia i przepuścił kolegę z zespołu. Dyskusyjne. Mocno. Perez stracił drugą pozycję w "generalce" z różnicą raptem jednego punktu, a do końca sezonu został... jeden wyścig.
Czytaj także:
Verstappen ma pretensje do Hamiltona. Nie zgadza się z decyzją sędziów
Dlaczego Verstappen nie pomógł Perezowi? Nowe fakty wyszły na jaw