Cenzura niezbędna w F1? "Start wyścigu nie może być programem politycznym"

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: protest przed wyścigiem F1
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: protest przed wyścigiem F1

FIA od sezonu 2023 wprowadziła w F1 zakaz promowania treści politycznych. To cios m.in. w Lewisa Hamiltona, który często zabierał głos ws. światopoglądowych. Są jednak tacy, którym podoba się decyzja federacji.

W tym artykule dowiesz się o:

W grudniu FIA dokonała zamian w regulaminie sportowym. Nowy przepis zakazuje kierowcom m.in. wygłaszania i prezentowania stanowisk politycznych czy religijnych. Reprezentanci Formuły 1 mogą zabrać w głos w sprawach dla siebie ważnych, ale najpierw muszą poinformować o tym federację i uzyskać stosowną zgodę.

To spory cios dla kierowców F1, bo w ostatnim okresie m.in. Lewis Hamilton i Sebastian Vettel aktywnie wykorzystywali królową motorsportu do promowania kwestii społecznych. Brytyjczyk od sezonu 2020 jest mocno zaangażowany w ruch Black Lives Matter i za jego sprawą wyścigi F1 poprzedzone były specjalną uroczystością poświęconą walce z rasizmem. Z kolei Niemiec od lat porusza temat walki o ochronę środowiska.

Chociaż ruch FIA został powszechnie skrytykowany, a federację oskarżono o cenzurę w F1, to część osób popiera jej działania. - To trudne. Niektóre tematy są naprawdę ważne, inne są kontrowersyjne, a kolejne polaryzują. Chcemy być sportem, który robi dobre rzeczy. Musimy znaleźć równowagę i nie możemy pozwolić na to, aby każdy start wyścigu był programem politycznym - powiedział Zak Brown w ESPN.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

- Nie sądzę, aby to było dobre rozwiązanie, by rozpraszać uwagę kibiców, którzy włączyli wyścig po to, aby oglądać Grand Prix - dodał szef McLarena.

Warto jednak zauważyć, że to sama F1 wciągnęła się w tematy polityczne, organizując od roku 2020 kampanię "We Race As One". W jej ramach kierowcy w sezonach 2020-2021 klęczeli na polach startowych, by wyrazić swój sprzeciw wobec walki z rasizmem czy dyskryminacji osób LGBTQ+.

- Drzwi nadal są otwarte dla kierowców i zespołów. Jeśli mają jakiś problem, który chcą omówić, to mogą porozmawiać z FIA. To nie jest zakaz na zasadzie "nie możesz tego więcej robić". Teraz jest po prostu "nie możesz tego robić bez naszej zgody". Każdy ma wolność słowa. Czasem wymykało się to jednak spod kontroli. Tu rodzi się pytanie, czy to odwraca uwagę od naszego sportu? - zapytał Brown.

- Kierowcy mogą robić wiele rzeczy w trakcie wolnego czasu. Gdy robią jakieś akcje podczas wyścigu F1, to FIA ma prawo wiedzieć, co się wydarzy. Ma prawo przedstawić kodeks właściwego postępowania. Ja to widzę tak, że FIA mówi kierowcom, że mogą robić co chcą, ale od poniedziałku do piątku - dodał Amerykanin.

W F1 nie brakuje głosów, że FIA swoim zachowaniem wspiera kraje arabskie, gdzie powszechnie łamane są prawa osób LGBTQ+. Hamilton i Vettel podnosili te tematy wielokrotnie, m.in. startując w Arabii Saudyjskiej i Katarze w kaskach w kolorach tęczy. Działania FIA porównywane są też do FIFA, która podczas mundialu w Katarze zabroniła piłkarzom występowania z opaskami kapitańskimi w kolorach tęczy.

- Nie wiem, czy to jest powiązane i czy ruch FIA ma związek z mistrzostwami świata. Polityka z natury jest podstępna. Prawdopodobnie federacja próbuje uniknąć sytuacji, w której Formuła 1 staje się siedliskiem różnych tematów politycznych. Nie zamieniajmy F1 w politykę. Ścigajmy się i szanujmy naszą przestrzeń - podsumował Brown.

Czytaj także:
Tak Netflix wykasował Roberta Kubicę. "Po prostu byłem szczery"
Schumacher zastąpi Hamiltona w Mercedesie? "Coś może się wydarzyć"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty