AMR23, nowy bolid Aston Martina, to pierwsze "dziecko" powstałe pod okiem Dana Fallowsa. Jeden z lepszych specjalistów od aerodynamiki w przeszłości stanowił o sukcesach Red Bull Racing, a jego transfer do konkurencji wywołał kilka miesięcy temu sporą aferę w Formule 1. "Czerwone byki" były nawet gotowe walczyć w sądzie o zachowanie swojego pracownika.
Już kilka dni temu w F1 pojawiły się plotki, że Aston Martin będzie czarnym koniem sezonu 2023. Testy w Bahrajnie zdają się to potwierdzać, bo Fernando Alonso imponuje w nich tempem.
- Zrobili największy krok naprzód. Według naszych obliczeń, są teraz czwartą siłą F1. Mogą nawet stanowić zagrożenie dla Mercedesa i Ferrari - powiedział anonimowo "Auto Motor und Sport" jeden z inżynierów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Wydaje się, że wielkim wygranym tej sytuacji może być Alonso. 41-latek latem podjął decyzję o transferze do Aston Martina, odrzucając opcję dalszej jazdy dla Alpine. Wydawało się wtedy, że Hiszpan przenosi się do słabszej ekipy, ale ten od początku podkreślał, że dostrzega ogromny potencjał w zespole z Silverstone.
- Okrążenia Fernando wyglądają na niezwykle czyste i płynne. Inni muszą pracować zdecydowanie mocniej kierownicą - zauważył Nico Hulkenberg z Haasa.
Pozytywnie zaskoczony dyspozycją Aston Martina jest też George Russell. - Do tej pory wywarł na mnie największe wrażenie - przyznał kierowca Mercedesa. Natomiast Kevin Magnussen w rozmowie z planetf1.com przyznał, że bolid prowadzony przez Alonso wygląda na "dość szybki".
Co na to dwukrotny mistrz świata, który w piątek bez większych problemów pokonał 130 okrążeń? - Było dobrze. Pokonałem sporo "kółek", a to było mi potrzebne, bo jest to dla mnie nowy bolid. Zimą spędziłem jeden dzień za kierownicą starszego samochodu w Jerez. Teraz dostałem nową maszynę i starałem się nauczyć jak najwięcej. Czułem się wspaniale. Jestem zadowolony - powiedział Alonso.
Czytaj także:
- "Chodzący trup". Tak podsumowali Schumachera
- Próba cenzury rozwścieczyła kierowców F1. Nadal będą mówić to, co myślą