Do zdarzenia doszło w kwietniu 2022 roku w Viareggio we Włoszech. Charles Leclerc szykował się do GP Emilia Romagna na torze Imola i wybrał się na kolację ze znajomymi. W pewnym momencie kierowca Ferrari został zaczepiony przez grupę osób, która poprosiła go o zrobienie sobie wspólnego zdjęcia.
Złodzieje wykorzystali zamieszanie związane z powstawaniem pamiątkowej fotografii do zdjęcia luksusowego zegarka z ręki Leclerca. Monakijczyk początkowo nawet nie zauważył, że jeden z mężczyzn zabrał mu czasomierz firmy Richard Mille. Dopiero później kierowca ekipy z Maranello zgłosił sprawę policji.
Leclerc mocno pomylił się w wycenie zrabowanego zegarka. Kierowca z księstwa podał funkcjonariuszom, że był on wart ok. 300 tys. euro. Tymczasem skradziony przedmiot miał wartość ok. 2 mln euro, gdyż pochodził ze specjalnej kolekcji i miał indywidualną dedykację dla reprezentanta ferrari.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bus utknął w błocie, a wtedy piłkarze... Zobacz to sam!
Włoskie media podały w czwartek, że po niespełna roku od kradzieży, policja aresztowała cztery osoby zamieszane w kradzież zegarka Leclerca. W domu podejrzanych znaleziono dwa luksusowe czasomierze, z czego jeden z nich należał właśnie do kierowcy Ferrari.
Co ciekawe, jeszcze w kwietniu 2022 roku media z Włoch informowały, że zegarek Leclerca pojawił się na jednym z portali aukcyjnych. Nieznana osoba próbowała go sprzedać za 1 mln euro. Ten ruch najprawdopodobniej pomógł policjantom w ustaleniu tożsamości złodziei.
Odzyskanie skradzionego zegarka może być pocieszeniem dla 25-latka, który nie najlepiej rozpoczął sezon 2023 w F1. Po trzech wyścigach Leclerc ma na swoim koncie ledwie 6 punktów, co daje mu dziesiątą pozycję w klasyfikacji generalnej mistrzostw. Z tego też powodu lider Ferrari nie ukrywa swojej frustracji.
Czytaj także:
- Kierowcy krytykują decyzje sędziów. "Ktoś chce mieć show"
- Dlaczego Verstappen uniknął kary? Wszystko jasne