Daniel Ricciardo to jeden z bardziej doświadczonych kierowców w Formule 1, a przy tym największy żartowniś w padoku. Tyle że Australijczykowi nie było do śmiechu, gdy jesienią McLaren przedwcześnie rozwiązał jego kontrakt. Była to konsekwencja słabych występów w sezonach 2021-2022. Ricciardo, który wcześniej wygrywał wyścigi dla Red Bull Racing, nie potrafił dogadać się z samochodem.
34-latek zimą wybrał pracę w roli rezerwowego w Red Bullu i zakładał, że być może uda mu się powrócić do stawki w sezonie 2024. Słabe wyniki Nycka de Vriesa sprawiły, że "czerwone byki" zaryzykowały i dokonały roszady już teraz. Po ledwie dziesięciu wyścigach tegorocznej kampanii.
Decyzja w godzinę
- Daniel nie potrafił wyczuć bolidu McLarena, stąd jego słabe wyniki. W symulatorze Red Bulla od początku kręcił czasy na poziomie Verstappena. Ostatnio wsiadł do bolidu podczas testów opon i był na poziomie Holendra. Decyzja o wymianie kierowców zajęła godzinę - słyszę od pracownika Alpha Tauri przy okazji GP Węgier.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzieci Kardashian oszalały. Gwiazdor spełnił ich marzenie
- Czy jestem zardzewiały? No może trochę. Po ostatnich testach opon nie mogłem obracać szyją, teraz jest już nieźle - tak rozmowę zaczyna Ricciardo. Gdy dowiaduję się, że jestem z Polski, włącza tryb żartownisia.
- Lewandowski? Coś kojarzę. To ten tenisista? - pyta z uśmiechem na twarzy, po czym już z powagą dodaje, że ma świadomość tego, że "Lewy" jest piłkarzem FC Barcelony, choć wielkim fanem futbolu nie jest. Prywatnie kierowca Alpha Tauri lubi oglądać sporty walki i tenis. Dlatego doskonale są mu znane osiągnięcia Igi Świątek.
Australijczyk ma też świetne relacje z Robertem Kubicą. To on na początku sezonu 2019 na konferencji prasowej przed pierwszym wyścigiem poprosił wszystkich zebranych w sali o oklaski dla krakowianina, okazując mu w ten sposób szacunek za powrót do F1 po makabrycznym wypadku. - To świetny gość - mówi o Kubicy.
- Nigdy nie byłem w Polsce. To może zabrzmieć dziwnie, ale kierowcy F1 latają głównie do tych państw, gdzie są wyścigi i w trakcie sezonu nie mają czasu, by wyskoczyć poznać jakieś inne państwo. Chętnie do was wpadnę, ale proszę, zorganizujcie to latem. Moje ciało nie lubi niskich temperatur - Ricciardo żartuje po raz kolejny.
W tle kamery Netfliksa
Na Węgrzech dało się zauważyć, że powrót Ricciardo do F1 jest wielkim wydarzeniem. Popularność Australijczyka robi swoje. Tylko na Instagramie śledzi go ponad 8,4 mln osób, co jest jednym z lepszych wyników w padoku. To dobra wiadomość dla Orlenu, który jest jednym z głównych sponsorów Alpha Tauri. Kierowca z Antypodów zapewnia polskiej firmie gigantyczny zwrot marketingowy.
- GP Węgier będzie wyścigiem, podczas którego Orlen zaliczy najwyższy ekwiwalent reklamowy - dało się usłyszeć w padoku toru Hungaroring, podczas gdy za Ricciardo podążały kamery Netfliksa. Producenci serialu "Drive to survive" uznali, że historia jego walki o powrót do F1 po miesiącach problemów w McLarenie to dobry scenariusz na jeden z odcinków.
- Dotarcie na szczyt nie będzie łatwe. Oczywiście, że chciałbym tego, ale muszę być realistą. Nawet zdobywanie punktów od razu nie będzie zadaniem łatwym. Jeśli chciałbym odzyskać miejsce w Red Bullu, to czeka mnie długi proces. To będzie długa droga, ale muszę nią podążać - twierdzi Ricciardo.
Powrót do Red Bulla?
W padoku F1 nie brakuje sugestii, że powrót Daniela Ricciardo jeszcze w trakcie trwania sezonu 2023 to element większej układanki. Red Bull nie jest bowiem zadowolony z wyników Sergio Pereza, a na wymianę zespołowego partnera naciskać ma sam Max Verstappen. Holender najchętniej ponownie współpracowałby z Ricciardo, z którym tworzył duet w latach 2016-2018.
Verstappen i Ricciardo mają świetne relacje. Przy okazji GP Węgier wielokrotnie można było ich spotkać na wspólnych rozmowach. Australijczyk odchodził przed laty z "czerwonych byków", bo bał się rosnącej pozycji młodszego kolegi. Poszukiwanie szczęścia w Renault i McLarenie zakończyło się jednak niepowodzeniem.
Teraz, będąc człowiekiem o kilka lat starszym, Ricciardo zdaje sobie sprawę, że najszczęśliwszy był właśnie w Red Bullu. Jego powrót do głównej ekipy nie brzmi przy tym jak sci-fi. W kwalifikacjach do GP Węgier uzyskał trzynasty czas, choć nie zdążył poznać bolidu Alpha Tauri. W wyścigu miał szansę na punkty, choć jego występ zepsuł Guanyu Zhou. Chińczyk trafił rywala w pierwszym zakręcie i wyrzucił go na pobocze, po czym spadł on na koniec stawki. Ostatecznie Ricciardo dojechał do mety jako trzynasty.
- Zrobiłem sobie przerwę, złapałem trochę oddechu, wskoczyłem w nowe środowisko. To najlepszy układ dla mnie - mówi Ricciardo, który ma połowę sezonu na udowodnienie swojej wartości. Jeśli finalnie zapracuje na angaż w Red Bullu, Netflix będzie miał o czym opowiadać w swoim serialu.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Nowy kontrakt Hamiltona. Kolejne szczegóły wychodzą na jaw
- Kobieca F1 rośnie w siłę. Zaskakująca decyzja przed sezonem 2024