Tym razem Red Bull Racing nie ma tak imponującego tempa na torze ulicznym w Las Vegas, jak na innych obiektach Formuły 1 w sezonie 2023. Dwunasta pozycja Sergio Pereza w sobotniej "czasówce" oznacza jednak, że Meksykanin po raz trzeci odpadł w Q2 w trakcie ostatnich siedmiu weekendów wyścigowych.
O ile w przypadku wcześniejszych występów Perez nie imponował tempem i mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie, o tyle w GP Las Vegas sprawę nieco pokpili stratedzy Red Bulla. 33-latek przedwcześnie zjechał do boksów po ustanowieniu czasu 1:33.855. W zespole uznano, że taki rezultat da kierowcy awans do Q3. Stało się inaczej.
Spora ewolucja toru sprawiła, że w końcówce Q2 czasy poprawili m.in. Alexander Albon, Logan Sargeant i Kevin Magnussen. To wypchnęło Sergio Pereza poza Q3. - Zawsze mamy jakąś strategię na kwalifikację. W przypadku Las Vegas nie znamy toru i zastanawialiśmy się, jaki program będzie najlepszy - powiedział Perez przed kamerami Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Czy Janusz Kołodziej marnuje się w Fogo Unii Leszno?
- Już w Q1 mieliśmy trochę szczęścia, że awansowaliśmy do Q2, bo nie ukończyliśmy ostatniego szybkiego okrążenia. W kolejnej części przedwcześnie odpuściliśmy, a stan toru się poprawiał. Nawet nie wiedziałem, że tak szybko skończę udział w Q2 - dodał meksykański kierowca, niejako zrzucając odpowiedzialność na Red Bulla.
Kara dla Carlosa Sainza sprawia, że Meksykanin awansuje na jedenastą pozycję. Tuż przed nim ustawi się Lewis Hamilton, czyli jego główny rywal do tytułu wicemistrza świata. W tej chwili obu kierowców w "generalce" dzielą 32 punkty, dlatego Sergio Perez może sobie pluć w brodę. Lepszy występ w "czasówce" mógłby sprawić, że kwestia walki o drugą lokatę w F1 byłaby rozstrzygnięta.
- W wyścigu może dojść do sporej degradacji opon, więc zobaczymy co się wydarzy. To może być ciekawy wyścig pod tym względem - zakończył Perez.
Czytaj także:
- Mieszkańcy Las Vegas są wściekli. "Oby wyścig doprowadził do bankructwa F1"
- "Niedopuszczalne". Szef Ferrari grzmi po blamażu F1